Pamiętniki nieznajomego/Tom pierwszy/30 Czerwca

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Pamiętniki nieznajomego

Tom pierwszy

Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1872
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

30. Czerwca.

Dziś dzień ostatni, jadę jutro, ostatni! W głowie mi się zawraca. A przed kilką miesiącami tak byłem wesół, spokojny, tak byłbym leciał radośnie naprzeciw matki mojej... Wielkie odmiany w sobie czuję; gniewam się na siebie. Ostatni dzień i ledwie widzieć się będziemy na chwilkę, wieczorem, na przechadzce.





Wieczorem.

Stało się! rozstaliśmy się.
Na pozór była to tylko przechadzka jak inne, trzeba było taić w sobie, co się z nami działo; z nami, bo i ona płakała, a gdym całował jej rękę, ścisnęła mnie gwałtownie raz pierwszy i chwilkę zdawało się, że mnie zatrzyma przy sobie. Chciałem zostać, nie jechać i wszystko jej poświęcić. Stary Wrzosek nielitościwie mnie śledził i nie odstępował. Przez cały czas mówiłem jej tylko o powrocie, zaklinałem, aby miała ufność we mnie, aby wierzyła mojemu przywiązaniu. Ona milczała prawie, rzadkie urwane słówko z jej ust tęskno wybiegło. Udana żywość osłaniała niepokój i smutek. Anim się postrzegł, jak zmierzchło, jakeśmy wrócili. U furtki należało pożegnać. Nie mogę tego opisać; to nad siły moje. Stałem skamieniały długo... wyszła na balkon, zkąd ją widziałem raz pierwszy i dała mi znak chustką. Nie uważała nawet, że Wrzosek był przytomny. Słyszałem spieszne jej kroki, gdy zbiegła ze schodków belwederu.
— Chodźmy — odezwał się stary — dosyć tego dzieciństwa; żal mnie bierze waćpana.
I całą drogę nie przestawał gderać. Chciałem raz jeszcze powrócić, byłem bezprzytomny; stawałem, opierałem się o mur, płakałem. Wrzosek niecierpliwił się.
— Tfu! słychane to dzieciństwo, rozjeżdżają się na dwa miesiące. Otóż to wasze miłości niebiańskie, od których serce pęka! Daj mi waćpan pokój, a nie mów o nich więcej. Zupełnie szalony. Słowa teraz nie powiem, żeń się sobie choć jutro, abyś tylko nie oszalał ze wszystkiem; to podobno jedyna kuracja. Nie odstąpił mnie, ażem się w łóżko położył przy nim. Ale zaledwie był za drzwiami, zerwałem się, ubrałem i pobiegłem jeszcze. Czy to marzenie? zdało mi się, że ją widziałem, nie śmiałem odezwać... dnieć zaczynało, gdym powrócił złamany i znużony do domu. Ale jakież było podziwienie moje, gdy zwracając się postrzegłem nieopodal opartego o mur, z laską pod pachą nieodstępnego starca. Poczciwy przyjaciel czuwał nademną, i gdy ja szalałem pod murami tego ogródka, on z chłodną krwią wartę odprawiał nademną.
Rzuciłem się, aby go uściskać, ale wyrwał mi się i uciekł, coś tylko zamruczawszy pod nosem.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.