Pamiętniki nieznajomego/Tom pierwszy/1 Maja

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Pamiętniki nieznajomego

Tom pierwszy

Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1872
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

1. Maja.

Tyle razy wspominano tę sławną Platoniczną miłość, żem nakoniec ciekawy był dowiedzieć się co o niej napisał sam nieśmiertelny filozof. Szukałem jej jak w lesie, po całej Bipontyńskiej edycji dzieł Platona i znalazłem.
Ktoby się spodziewał! Wszakci to może wymówka tylko i apologja Sokratesowych obyczajów. Gdyby nie pomawiano o szkaradę Alcybiadesa i jego, czyby był o tem pisał Plato??
W tych kilku stronicach z okoliczności napisanych, co wielkich, poetycznych bardziej jeszcze niż filozoficznych prawd, co myśli głębokich? Jakie uczucie piękności mieli Grecy? Jak cudnie miłość pojmował Plato?... Dla czegoż tak zniżyli kobietę? Jednąm tylko znalazł Diotynę, idealną; ale ta jest Sybillą prawie i już wyszła z rzędu pospolitych kobiet. Niepojmując co natura kobiety ma w sobie poetyczności, wdzięku, szlachetności, zniżyli ją na narzędzie, na sługę.
Idealniejsze tylko są u Greków postacie bóstw kobiecych, wieszczek i... zalotnic.
Moja miłość (jeśli to miłość?) prawnie się Platoniczną nazwać może... Smutek ją zaprawia; ale smutek rozkoszny... Znowuśmy się z nią spotkali. Zawsze taż sama rozmowa. Ja ją nawracam ku ludziom, ja chcę jej zwrócić wiarę, którą postradała. Szczególniejsze położenie apostoła dwudziestu lat nie mającego, przy trzydziestoletniej (może) kobiecie. Dobra to jakaś staruszka, co jej towarzyszyć zwykła; chodzi, rusza się, patrzy, kaszle, tabakę zażywa, ale zresztą znaku wewnętrznego życia nie daje. Ona nie uważa wcale na nią, ja także; można przy niej mówić co się podoba... Miałażby być głucha? może niema? bo nigdym jeszcze nie słyszał ją mówiącą. Jakby naumyślnie stworzona do swojego stanu; wyśmienicie towarzyszy, a nie cięży nikomu; jest... jakby jej nie było.
Dziś była trochę weselsza, starała się mnie rozpytać o rodziców, położenie towarzyskie itp., ale wet za wet nie dowiedziała się wiele.
— Ja nic nie wiem o pani; nie dopytuję się jej nazwiska, stanu, przeszłości; nic więc także nie powiem jej o sobie... Prędko zwróciła rozmowę na co innego. Mówiliśmy o kobietach, wymówiłem z czułością imię matki.
— Pan masz matkę! — zawołała z jakąś niespokojnością. — O! jakże mu tego zazdroszczę, ja mojej nie znałam.
I posmutniawszy, nagle oddaliła się odemnie.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.