[76]I.
Kochana pani Pawłowa —
Któż jeszcze jej nie pamięta?
I owszem, toć przecie wciąż żyje
I chowa swoje wnuczęta.
Nieraz, bywało, raniutko
Przynosi mi kawę w garnuszku
I, z białą serwetą w ręku,
Siada na mojem łóżku.
Spojrzy mi w oczy i potem
W głos się serdecznie zaśmieje:
„Nie śpijcie, a jeno słuchajcie,
Jakie też były tu dzieje.
Mój świętej pamięci małżonek, —
Niech Pan Bóg nad duszą mu świeci, —
Nie wiedział za młodych swych latek,
Co to są żona i dzieci.
Co mógł, to zanosił do karczmy.
Siadywał śród takich osób,
Jak on, i co mógł, to przepijał,
Aż ja się wzięłam na sposób.
Przyszłam po rozum do głowy —
Jest rozum u zwykłej chłopki —
I sama zanoszę do karczmy
Wszystkie codzienne zarobki.
[77]
Zadumał się na to małżonek,
Omal nie umarł z zdziwienia:
„A cóż to“ — tak krzyknie — „ma znaczyć,
Czy to się świat już przemienia?!“
„A juści, że się odmienia“ —
Odpowiem i świeże butelki
Każę postawić na stole,
„Niech się raduje człek wszelki!“
I spojrzę jednemu z nich w oczy,
Że aż go przeszły ciarki.
Zerwał się chłop mój, w stół huknął,
Aż szklane zabrzękły miarki.
„Ha“, — krzyknę — „ma chłop swoje prawa,
Ma swoje prawa niewiasta
I ona się szastać nie będzie,
Skoro się mąż jej nie szasta“.
Okrutnie się zasumował
I nie mógł już patrzeć na to,
Ażeby pijała żona,
Harował zimę i lato.
Zaś każdą swobodną chwilę, —
Niech Pan Bóg nad duszą mu świeci, —
Przepędzał nie w karczmie, lecz w domu
U swojej żony i dzieci.
I wiecie, taka przemiana
Wyszła nam wszystkim na zdrowie:
Gdzie tylko spojrzeć, naokół
Gazdują nasi synowie.
[78]
On teraz, patrzajcie, tam sobie
Pod tą mogiłką leży,
Od czasu do czasu z północka
Do mych zapuka dźwierzy.
Tak więc, to jedno wam powiem, —
Boście już przecie nie młodzi, —
Czasami nawet pijaństwo
Na dobre ludziom wychodzi.“