[78]
II.
Kochana Pani Pawłowa,
Toć każdy z nas ją pamięta,
I owszem, wszak dotąd żyje
I chowa swoje wnuczęta.
Nieraz, bywało, raniutko
Przynosi mi kawę w garnuszku
I z białym ręcznikiem w ręku
Siada na mojem łóżku.
Raz, popatrzywszy mi w oczy,
Zagadnie: „Słuchajcie, mój Panie,
Nie jedną mieliście opowieść,
Ta jeszcze wam się dostanie.
Widzicie naokół mych synów,
Rozkosz to moja jedyna,
Lecz z wszystkich najbardziej jednego
Umiłowałam syna.
Sprawiało mi dużo kłopotu
To moje niesforne dziecię,
[79]
Pręt potrzaskałam niejeden
Na jego twardym grzbiecie.
Losy nie były łaskawe, —
Dziś mówię o tem spokojnie, —
Wyrwało go z domu nieszczęście,
Zginął na Wielkiej Wojnie.
Ale o matce pamiętał
Jeszcze w ostatniej chwili,
Wiedział, że nikt już tak samo
Życia jej nie umili. —
Co się nie stało! W tej izbie
Siedząca kiedyś — czas płynie —
Czytałam starą biblję
O marnotrawnym synie.
W samo południe! Dzień piękny
Wiosna, jak malowana,
Wtem czuję, że ktoś mi uścisnął
Te moje stare kolana. —
„Wróciłeś, najdroższy mój synu!“
— „Raz jeszcze zobaczyć chcę ciebie
I tu się pożalić, żeś, matko,
Nie była na moim pogrzebie“.
Tak sobie, wiecie, gwarzymy,
Tak rozmawiamy spokojnie,
Ja z synem moim najdroższym,
Co zginął w dalekiej gdzieś wojnie.