Panna piękna i hoża, a przytem bogata, Marząc o mężu (jak zwykle kobiety)
Chciała znaleźć ideał, dziw, ósmy cud świata; Wady ni jednej, a same zalety: Miał być młody, przystojny, dowcipny, wymowny, I nie zazdrosny, i nie obojętny, Książe, lub hrabia, lub wreszcie, herbowny Szlachcic, ale majętny.
Słowem, chciała wszystkiego. Któż wszystko mieć może?
Los jednak był łaskawym dla pięknej dziewicy:
Przybywali bogaci, młodzi zalotnicy, Ale panna, przy wyborze Wzdraga się i noskiem kręci: «Pożal się Boże! to mi konkurenci! Ten źle wygląda w mundurze, Tamten ma usta za duże, Temu czupryna się jeży, U tego znów nos za brzydki.» Drwiła, szydziła, tak, że na młodzieży Nie zostało suchej nitki; Odeszli z grochowym wiankiem, A panna znowu wzdycha za kochankiem. Przybyli inni; już nie baronowie, Nie książęta i hrabiowie, Lecz dość zamożni, dobrego imienia, Chłopcy dziarskie, co się zowie, Wcale nie do pogardzenia. Panna znów rozdaje kosze. «Co to im się w głowach roi!... Wiejska hałastra (no, proszę)! Puka do pańskich podwoi!... Jeszcze mi za mąż wcale się nie spieszy: Mam czas — i przecie znajdę co lepszego!» Mija rok, drugi, cwałem lata biegą, Nikt się nie zjawia z zalotników rzeszy. Pogardzeni zapomnieli,
Inni zapukać nie śmieli. Panna się trwoży, smuci i łzy leje, A czas z dniem każdym odbiera nadzieję:
To złamie biały ząbek, to na czole gładkiem
Szpetną zmarszczkę wyorze, a wierne zwierciadło, Ukazując twarz wybladłą, Goniącą wdzięków ostatkiem,
Wołało: Męża, męża! bierz męża, co żywo!
I panna, idealne pożegnawszy mary,
Wielce uradowaną była i szczęśliwą,
Gdy znalazł się mąż prostak, brzydki, zły i stary.