Panowanie Augusta III/O pośle tureckim

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jędrzej Kitowicz
Tytuł Pamiętniki do panowania Augusta III. i Stanisława Augusta
Wydawca Antoni Woykowski
Data wyd. 1840
Druk W. Decker i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


O pośle tureckim.

1755. roku stanął w granicach polskich ostatnich dni miesiąca Lutego poseł turecki, z oznajmieniem o wstępie na tron ottomański nowego sułtana i z oświadczeniem jego przyjaźni ku królowi i rzeczypospolitéj polskiéj. Odprawił audyencyą swoją najprzód u samego króla w pałacu saskim, a potem w senacie w zamku około ostatnich dni Maja lub piérwszych Czérwca w Warszawie, do któréj wjechał zwyczajem swego narodu konno, w assystencyi swoich Turków po podróżnemu ubranych, za któremi szła kareta poselska w kilka koni zaprzężona. Był to zaś wóz prosty, jak nasza bryczka furmańska, ponsowém suknem aż do szynklów opuszczonem przykryty, za którym wlokła się reszta motłochu tureckiego w krótkich siérmiężkach z piersiami rozmamanemi, w szerawarach płóciennych, w zawojach brudnych. Sam poseł, poważny starzec z brodą siwą i kilku innych przy nim, był dobrze ubrany, siedział na koniu siwym, nie wielkim, sprawnym, w bogatém siedzeniu z buńczukiem u łba. Konwojowały go dwie chorągwie polskie przedniéj straży, jedna przed nim, druga za jego czeredą wolnym krokiem postępując. Zajechał do pałacu hetmana wielkiego koronnego, zkąd po przywitaniu zaprowadzony był do kwatery dla siebie wyznaczonéj.
Gdy w kilka dni odprawiał audyencyą u króla i senatu, nie jechał na swoim koniu, ale na królewskim bogato i kosztownie ubranym. Niemiał przy sobie wtenczas owéj hałastry, tylko kilku ministrów, także na królewskich koniach paradnie ubranych siedzących. Assystowali mu dworzanie od wszystkich dworów w rzędach sutych i na dzielnych koniach. Od bramy dziedzińca do pokojów królewskich stała gwardya piesza koronna we dwa rzędy po każdej stronie uszykowana dawaniem ognia trzykrotnie momentalnego, wjéżdżającego w dziedziniec posła salutująca. Gdy zaś powracał od króla, taż gwardya sypała ogniem ciągłym, po niemiecku Lauffeuer zwanym, który szedł po żołnierzach za koleją nieprzerwanie do trzech wystrzałów od każdego, i wydawał huk grzmotu długiego.
Po audyencyi królewskiéj miał audyencyą w senacie, na którą wjéżdżał z takąż jak do króla paradą, wyjąwszy strzelanie.
Bawił w Warszawie blisko trzech niedziel podejmowany kosztem rzeczypospolitéj od wstępu w granice polskie, aż do wyjścia z nich. Panowie piérwszéj rangi zapraszali go na obiady i obsypywali na przepych różnemi kosztownemi podarunkami; on zaś nawzajem oddarowywał się lulkami, cybuchami, kapczuchami, t. j. workami do tytuniu, i tytuniem. Królowi w podarunku od sułtana przyprowadził trzy dzielne konie z bogatemi siądzeniami i kilka makat, czyli obiciów ściennych kosztownych. Wziął zaś od króla nierównie kosztowniejsze podarunki w naczyniach stołowych, w ruchomościach rozmaitych srebrnych, złotych i porcellanowych dla sułtana i dla siebie. August albowiem, monarcha, wspaniałością i hojnością celował między wszystkimi monarchami współczesnymi.
Wzajemnie od króla i rzeczypospolitéj wyprawiony był do Turcyi z powinszowaniem tronu nowemu sułtanowi Jan Mniszech, podkomorzy litewski, ostatnich dni Października w roku tymże.
Wyprawa tych posłów wzajemna między Turkami i Polską za każdem wstąpieniem na tron nowego monarchy, początek wzięła od traktatów karłowieckich i trwała aż do początków Stanisława Augusta, który wyprawił w poselstwie do Turcyi z oznajmieniem wstąpienia swego na tron, Alexandrowicza, szambelana swego. Ten długo w Stambule niebył za posła uznany, ani Poniatowski za króla polskiego, lecz za uzurpatora tronu, aż po konferencyi (o któréj będzie w swojém miejscu), atoli za wdawaniem się Rossyi, dostąpił audyencyi. Taż Rossya przemożna, wymusiła na Turczynie, że przysłał do Stanisława Augusta swego posła, i ten był ostatni, którego widziała Polska, granicami od sąsiedztwa z Portą późniéj odsunięta.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jędrzej Kitowicz.