«A! nieszczęsna moja dola!
Niema dnia, żeby z tej głupiej hołoty,
Choć jedno jagnię nie zginęło z pola Przez wilków psoty! Tysiąc ich miałem, pułk cały,
A przecie Trysia wydrzeć sobie dały! Tryś, co chleb jadał z mej ręki, Legł marnie z wilka paszczęki!
Gdzież drugi taki baran nad barany Coby miał Trysia zalety? Cichy jak gołąb, jak pies przywiązany? Biedny Tryś!... zginął, niestety!» Tak zakończywszy mowę pogrzebową, Pasterz zgromadził swoją trzodę całą:
«Dziatki, rzekł, tylko zawsze razem, zawsze śmiało, A wilk drapnie, daję słowo! Słuchajcie owce, barany, jagnięta: Błagam, jeśli wam pamięć Trysia święta,
Stójcie jak mur: nie zdradźcie mego zaufania.
— Przysięgamy! wrzasnęła czereda barania;
Śmierć wilkowi! dziś wieczną okryjem się sławą I Trysia pomścimy krwawo!» Wtem, z za boru, ode drogi, Mignął cień jakiś i na pole wpada: Owce lewo zwrot i w nogi!...
Był to kundys, stróż wierny i obrońca stada.
Tchórz zagrzany wodza mową, Przysięga być Achillesem; Lecz gdy ma nałożyć głową, Bądź zdrów!... ginie gdzieś z kretesem, I nim bitwy przyjdzie pora, Czmycha, znika jak kamfora.