[386] Peryod II.
Jako wrzącego kocioł więc ukropu,
Ogniem ściśniony, rzuca aż do stropu
Gorące piany, które z wielkim grzmotem,
Wracają potem,
Że na ostatek, nie mogąc dotrzymać,
Zwłaszcza gdy płomień zechce się rozdymać,
Kipi i z kotła bystrym prądem bieży,
Gdzie popiół leży; —
Cóż jeśli będzie tłusty albo smolny,
Nie rzkąc nie gasi, ale tak swawolny,
Poburzy ogień, że z straszliwym dymem,
Idzie kominem;
Zwłaszcza jeśli go do blizkiego garka
Mądra zawczasu nie ujmie kucharka,
Albo warzechą: jest i sposób iny,
Przez szumowiny: —
Serce tym kotłem, łzy moje likworem,
Frasunek płomień, i ogień jest którem
Kiedy je w kotle bez przestanku tłoczy,
Kipią przez oczy.
Wskroś mózg okrutną przeniknąwszy parą,
Znowu na serce, tym pluskiem, tąż sparą
Wracając: sercu i oczom i głowie,
Niesą niezdrowie.
A jako widzę, barzo tego blizko,
Że nie rzkąc ogień, ale i ognisko
Zginie: że z troską, moje ciało społu
Pójdzie do dołu.
Chciałbym: niemożność ale wadzi chęci,
Bo trudno śpiewać, kiedy się kto smęci,
Żeby się żałość na kupie nie gniotła,
Ująć jéj z kotła.
I rozmusnąwszy piórkiem po papierze,
Tym, którzy mi jéj dopomogą szczerze,
Użyczyć: aza, kiedy się rozdwoi,
Troska ukoi.
Miecz — powiedają: że powszechnym duchem
Leczący: tymże pospołu fleituchem,
Żelazem oném człowieku zadana,
Leczy się rana.
[387]
Nader nikczemne i marne flejtuchy,
Co nasycone odegnawszy muchy,
Niepotrzebnemi głodne wabią dźwięki
Na moje męki.
Acz-em sam takie widział pacyenty,
Którym, tak pieśni, jako instrumenty
Śmierzyły bóle: mnie moich nie śmierzą
I owszem szerzą.