[388] Peryod IV.
O nader srogie raczéj bezpieczeństwo głupie,
Do téj-li robakowi i marnéj skorupie
Odwagi: do téj przyszło śmiałości i buty,
Że z Bogiem i stwórcą swym wstępuje w dysputy.
Odpuść, o dobry Jezu, jeśli grzeszę: kędy
Serce przemaga rozum, nie trudno o błędy.
Niezmierna żałość moja, mój frasunek ścisły
Odjął mi powierzchowne i wewnętrzne zmysły,
Że nie wiem, o co proszę, czego się u ciebie
Napieram; żyjącego syna po pogrzebie,
Wierzę mocno, gdybyś chciał, że masz siły tyle,
Jeślić morze posłuszne; rozkazać mogile,
Ale w sobie najmniejszéj nie widząc godności,
Nie mogę miéć w łasce twéj tak wielkiéj ufności;
Jako ziarno gorczyczne, co góry przenosi,
A tyś rzekł: że daremnie bez niéj człowiek prosi.
[389]
O panie miłosierny: wzdy jednego słowa
Nie mówiła do ciebie naimicka wdowa,
A tyś na jéj serdeczne łzy pojźrawszy i na
Sieroctwo: wskrzesił, oddał kochanego syna,
Nie rzewliwszy tam był płacz, niżeli dziś u mnie,
Który leję na smutnéj syna mego trumnie,
Dotkni-że się téż tych mar, dotkni a rzecz słowo,
Każ mi przywrócić dziecię śmierci, każ surowo.
Mijasz, ach mijasz, panie; i niesą do dołu
Serce z niém rodzicielskie: wzdyć okruszki z stołu
Dostają się szczeniętom! Cóż, gdyś nas za syny,
Przez słowo swe urodził: niechże okruszyny
Łaski twéj uporny Żyd gdzie pod stołem zbiera,
A syn z ręku twych chleba porcyą odbiera.
Ale ach! gorszy nad psa, gorszy jest nad Żyda
Marnotrawca, którego i ojciec się wstyda,
Bo psa niezawsze z izby pan jego wypędzi,
A ten jada w korycie z świniami żołędzi!