[389] Peryod V.
O marne myśli, o nikczemne pieczy,
O jak wielkie nie błaźni ludzkie rzeczy
W téj śmiertelności, w téj krótkiéj podróży,
Gdzie co godzina, co minuta wróży,
Wróży kładąc się, jeżeli mu do dnia
Wstając do nocy nie zgaśnie pochodnia.
Nigdy nikt śmierci nie jest wolen szwanku,
Nie wiedząc, co ma oleju w kaganku,
Jako mu długie wymierzono knoty,
Wzdy nieskończone zaczyna roboty:
Ten łączy morza, rydlem równa góry,
Ten wielkim miastom grunty mierzy sznury,
Ten krwie pragnący całym trzęsie światem,
Gotując wojnę z strasznym aparatem,
Chce kłaść na cudzym swoje jarzmo karku,
Tego nie widząc, że już przy ogarku,
Że tymże rydlem, tąż ziemią przysuty,
Zgnije, nim dojdą skutku jego buty.
Sam był tak głupi ociec nieszczęśliwy;
O nie we wszytkież jednako oliwy
Lampy nalano; żem twéj, drogi synu,
Ufając dużéj młodości terminu,
[390]
Nie kładł mych pociech; aż jak ze snu właśnie
Wszytko mi z tobą moje słońce gaśnie.