[392] Peryod VIII.
Ludzie w ziemię, ja w ziemię złoto moje kopię,
Skoro je rzewliwych łez ukropem utopię,
Kędy bolesnym tyglem na żużel me serce
Zranione gore przy tak trawiącéj iskierce.
Nie iskra to, lecz płomień, którym z tobą społem
Obracam się, kochany synu mój, popiołem.
I wota i nadzieje w tak okrutnym palu
Mojego, ach niestetyż, perzem płoną żalu.
Nie masz wody na ziemi, żeby te pożary
Zgasić miała w mém sercu, tylko grób, śmierć, mary.
Dopiéro kiedy z ciała swojego wyzuta
Wyńdzie dusza, zagaśnie to piekło, ta huta.
Nie masz końca frasunku, drogi mój Stefanie,
Pierwéj, pierwéj ogniska, niż ognia nie stanie.
Z téj próby, z tego piersi mych pójdziesz kominu
Do korony, me złoto, mój jedyny synu.
Takim się ogniem pastwił, w takim dla zakonu
Bożych smażył młodzieńców on król z Babilonu;
Ale tym w wdzięczne płomień odmienił się chłody,
I kończyli swych pieśni święte peryody;
Ja się męczę, ty śpiewasz, mój śliczny aniele,
Smutnym rodzicom lament, a tobie wesele,
Którzy im więcéj leją łez do tego pieca,
Nie gaśnie, owszem szersze pożary roznieca.