Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką/X

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Pięciotygodniowa podróż balonem nad Afryką
Wydawca Nakład J. Sikorskiego
Data wyd. 1873
Druk Druk J. Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Cinq semaines en ballon
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Indeks stron


„Często już panowie, próbowano wznosić się i spuszczać bez straty gazu i balastu. Podróżnik powietrzny francuzki pan Meunier chciał osiągnąć ten cel, ściskając powietrze, by mu nadać większą sprężystość. Belgijczyk doktór von Hecke z pomocą skrzydeł rozwijał siłę pionową, która jednak w wielu razach okazała się niedostateczną. W ogóle praktyczne rezultaty tych różnych sposobów były małego znaczenia.
Postanowiłem tedy rozwiązać kwestję radykalnie. Naprzód usuwam zupełnie balast, zostawiając go tylko na nieprzewidziany wypadek, jak np. gdy mój aparat pęknie, lub zmuszony będę natychmiast wznieść się w górę unikając niespodzianej przeszkody.
Moje środki wzlotu i spuszczania się polegają jedynie na rozszerzaniu i ścieśnianiu gazu zamkniętego wewnątrz balonu, z pomocą rozmaitych temperatur. Rezultat ten otrzymuję w taki sposób:
Widzieliście żem wraz z łódką zapakował kilka skrzyń, których użytku nie znacie. Skrzyń tych jest pięć.
Pierwsza zawiera dwadzieścia pięć garncy wody, do której dodaję kilka kropli kwasu siarczanego, aby powiększyć jej zdolność przeprowadzania cieplika i rozkładam ją z pomocą silnego stosu Bunzena. Woda jak wiadomo, składa się z dwóch części wodorodu i jednej części kwasorodu.
Pod działaniem stosu, kwasoród biegunem dodatnim przechodzi do drugiej skrzyni. Trzecia, na niej położona i dwa razy mocniejsza, przyjmuje wodoród wprowadzony biegunem ujemnym.
Kruczki z których jeden ma otwór dwa razy większy niż drugi, utrzymują kommunikację tych dwóch skrzyń z czwartą, zwaną skrzynią mięszaniny. W istocie bowiem w niej mięszają się dwa gazy powstałe z rozkładu wody. Moc tej skrzyni mięszaniny dochodzi czterdziestu jeden stóp sześciennych.
W górnej części tej skrzyni jest rurka platynowa z kruczkiem.
A teraz pojmujecie panowie, że aparat który wam opisałem, jest poprostu piecykiem do gazu wodorodnego i kwasorodnego, którego stopień gorąca przewyższa piece kuźni.
To powiedziawszy, przechodzę do drugiej części aparatu.
Z dolnej części mego balonu szczelnie zamkniętej, wychodzą dwie rury przedzielone małą przestrzenią. Jedna sięga górnych warstw kwasu wodorodnego, druga warstwa dolnych.
Dwie te rury w pewnych odstępach zesztukowane są kauczukiem, aby mogły naginać się według kołysań balonu, Obie ciągną się do łódki i giną w skrzyni żelaznej, cylindrowego kształtu, zwanej skrzynią cieplika, i zamkniętej w obu końcach grubemi krążkami z tegoż metalu.
Rura z dolnej części warstwy balonu wchodzi do cylindra krążkiem spodnim, tworząc rodzaj wężownicy szrubowej, której pierścienie sięgają prawie górnego dna skrzyni. Tu rura zagina się pod stożek, którego wklęsła podstawa półkulistego sklepienia — obrócona jest na dół.
Otóż ze szczytu tego stożka wychodzi druga rura, która jakeśmy powiedzieli, sięga wyższych warstw balonu.
Kuliste sklepienia stożka jest z platyny, aby nie stopiło się pod działaniem piecyka gazowego, który znajduje się w głębi skrzyni żelaznej wśród wężownicy szrubowej, a końce jego płomienia zlekka dotykają kulistej podstawy stożka.
Wiadomo wam panowie, czem jest kaloryfer do ogrzewania pokojów. Wiadomo, ze on powietrze z pokoju przepycha w rury, a natomiast wpuszcza temperaturę cieplejszą. Otóż to co opisałem, jest właściwie kaloryferem.
W istocie, cóż się dzieje?. Skoro się zapali w piecyku, rozgrzewa sję wodoród wężownicy i wklęsłego stożka i szybko pędzi do rury, która go przeprowadza do wyższych warstw balonu. Poniżej wyrabia się próżnia i ściąga gaz z warstw niższych, który z kolei rozgrzewa się i nieustannie zastępuje nowym. Tym sposobem tworzy się w rurach i wężownicy niezmiernie szybki prąd gazu, który wychodzi z balonu wraca i ciągle się rozgrzewa.
Jeden stopień ciepła powiększa objętość gazu o 1/480; jeśli przeto podwyższę temperaturę o ośmnaście stopni, wodoród balonu rozszerzy się 18/480 razy, czyli o tysiąc sześćset czternaście stóp sześciennych powietrza, co powiększy siłę wzlotu o sto sześćdziesiąt funtów. Jeśli podniosę temperaturę o sto ośmdziesiąt stopni, gaz rozszerzy się o 180/480, zastąpi szesnaście tysięcy siedmset czternaście stóp kubicznych powietrza, a siła wzlotu wzrośnie o tysiąc sześćset funtów.
Pojmujecie więc panowie, że mogę łatwo otrzymać znaczne zerwanie równowagi. Objętość balonu tak obliczyłem, że będąc w połowie napełniony, zastępuje ciężar powietrza zupełnie równy powierzchni gazu wodorodnego, łodzi z podróżnemi i wszelkich jej przyborów. Przy takiem wydęciu ma zupełną równowagę w powietrzu, nie wznosi się ani opada.
Dla dokonania wzlotu, z pomocą piecyka podwyższam temperaturę; przewyżka cieplika rozpręża gaz i bardziej wypełnia balon, który wznosi się w miarę jak rozszerzam wodoród.
Spuszczanie dokonywa się naturalnie, łagodząc działanie cieplika i ostudzając temperaturę. Tak więc wzlot w ogóle będzie nierównie szybszy od spadania. I to jest właśnie okoliczność bardzo szczęśliwa; nie mam potrzeby spuszczać się prędko, gdy przeciwnie, szybko się wznosząc, unikam przeszkód. Niebezpieczeństwa są na dole nie w górze.
Zresztą jak wam mówiłem, mam pewną ilość balastu, z którego pomocą mogę wznieść się jeszcze prędzej, jeśli okaże się potrzeba. Klapa u bieguna górnego jest tylko klapą bezpieczeństwa. Balon ma zawsze ten sam ładunek gazu; zmiany w temperaturze jego same sprawiają wszelkie ruchy, bądź wzlotu, bądź opadania.
A teraz panowie dodam jeszcze jeden szczegół praktyczny. Palenie się wodorodu i kwasorodu u szczytu piecyka, wydaje parę wodną. Opatrzyłem więc dolną część skrzyni cylindrowej żelaznej rurą odprowadzającą wraz z klapą, przez którą odchodzi para.
Oto są cyfry dokładne. Dwadzieścia pięć garncy wody rozłożonej na pierwiastki składowe, daje dwieście funtów wodorodu. Przedstawia to tysiąc ośmset dziewięćdziesiąt stóp sześciennych pierwszego gazu, a trzy tysiące siedmset ośmdziesiąt stóp sześciennych drugiego; razem pięć tysięcy sześćset siedmdziesiąt stóp sześciennych mięszaniny.
Otóż kruczek mego piecyka odkręcony zupełnie, wypuszcza dwadzieścia siedm stóp sześciennych na godzinę, wraz z płomieniem najmniej sześć razy silniejszym od płomienia wielkich latarń do oświetlenia. W przecięciu więc, utrzymując balon na wysokości niezbyt znacznej, wypalę na godzinę nie więcej nad dziewięć stóp; dwadzieścia pięć garncy wody przedstawiają więc sześćset trzydzieści godzin żeglugi powietrznej, czyli więcej niż dwadzieścia sześć dni.
Ponieważ zaś mogę dowolnie spuszczać się na ziemię i odnawiać zapas wody na drodze, podróż moja przeciągnąć się może jak najdłużej.
Taka jest moja tajemnica panowie; sposób prosty, a jak wszystkie rzeczy proste, zapewnione ma powodzenie. Rozszerzanie i ścieśnianie gazu w balonie, oto jedyny środek, nie potrzebujący ani kłopotliwych skrzydeł, ani innych działaczy mechanicznych. Kaloryfer do sprawienia zmian w temperaturze, piecyk do ogrzewania go — nie sąto rzeczy niewygodne i ciężkie. Sądzę przeto, że połączyłem wszystkie warunki zapewniające powodzenie”.



Doktór Fergusson skończył swą mowę, a słuchacze przyklasnęli mu z całego serca, Nie mogli wynaleźć zarzutu, bo wszystko było przewidziane i rozwiązane.
— Jednakże — rzekł kapitan — podróż może być niebezpieczną.
— Co to szkodzi — odpowiedział z prostotą doktór — jeśli jest praktyczną?


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: anonimowy‎.