Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w 1792. Stosowane słownictwo i ortografia pochodzą z tej epoki, prosimy nie nanosić poprawek niezgodnych ze źródłem!
OYCÓW naſzych Boże Stary!
My nieznamy inſzey wiary,
Tylko ktòrąś ſam obiawił,
Pierwſzy ſię Nią Kościoł wſławił. Wiara dla Ludzi Niebo otwiera; Przy niey ſpokoyniey Człowiek umiera, Gdy nas przyciſka iaka przygoda, Ktòż gdy nie Ona rękę nam poda?
Nadzieio! coś mi błyſnęła,
Y w krótkim czaſie zniknęła!
Nie ty! ktòrą w loſie mamy,
Albo w Ludziach pokładamy: Ale nadziei wzywam prawdziwyi, W ktòrey cieſzę ſię gdym nieſzczęśliwy! Y choć od przygód będę zgnębiony, Zoſtanę zawſze niezwyciężony.
Ilekroć oczy tęſkliwe,
Podnioſę w Niebo ſzczęśliwe,
Nadzieia mi wnet przypomnie,
Co tam obmyślono o mnie. Ona mi Boga mego wſkazuie, Jak moy maiątek, co ſię nie pſuie; Gdy wiem, że mym ſię zatrudnia ſtanem, Wnędzy, naywiękſzym czuię ſię Panem.
Po Wierze i po nadziei
Miłość ſwięta na kolei,
Ona Ziemię z Niebem godzi,
Y życia goryczy ſłodzi. Kocham, pewna mię wzaiemność czeka, Nie umie zwodzić Bòſtwo Człowieka! Albo Bliźniemu gdy ſerce daiem, J on nie kamień wzruſzy ſię wzaiem.
Boże! do twoiego Nieba,
Przez te trzy drogi iść trzeba!
Tędy od złych przygòd pròżny,
W twym domu ſtanie podròżny. Ty moie ſiły wzmacniay w tym biegu; Niźli do mego przyidę noclegu;