Pieśń ostatniego minstrela (Scott, 1874)/Pieśń III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pieśń ostatniego minstrela |
Pochodzenie | Tłómaczenia |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Wydanie | drugie |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Czcionkami Gazety Lekarskiéj |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Antoni Edward Odyniec |
Tytuł orygin. | The Lay of the Last Minstrel |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
PIEŚŃ TRZECIA.
I.
Jażem powiedział, że mię los tak zgnębił; II.
Miłość w pokoju, Miłość w pałacach, III.
O niéj, jak sądzę, pochyliwszy głowę, IV.
Ale wnet znikły i ślady znużenia, V.
Kołem harcował koń dzielny barona, VI.
Deloraine z gniewem moc całą wysilił, VII.
Lecz gdy po chwili obaczył leżących, VIII.
Rzekł, i wczwał daléj puścił się dąbrową. — Nie miał on nigdy chęci do dobrego, IX.
Lecz się z klamrami musiał biedzić długo: X.
Karzeł się bardzo ucieszył z nauki, XI.
Karzeł tymczasem, choć wbrew swéj ochoty, Lecz stanął w progu, i niemiłe brzemię XII.
Wracając, ujrzał w dziedzińcu na dole, XIII.
Karzeł swą zdobycz prowadząc przez niwy, Moc jego matki, i bojąc się kary, XIV.
Dziecię przelękłe nadludzkim widokiem, XV.
Głos bliżéj, bliżéj — aż tuż w ślady sarny, Z twarzą i okiem iskrzącém od gniewu, XVI.
Mówca po chwili ukazał się z chróstu. XVII.
Łucznik nic złego nie czyniąc dziecięciu, XVIII.
— „Pewnie że jestem! — chłopiec krzyknął groźno — XIX.
— „Ho, ho, mój mały! dzięki za chęć twoję! „Ale gdy wzrośniesz — ho! nasi strażnicy XX.
Rzekł, i nie bacząc na krzyki dziecięce, Lecz któżby wszystkie złe jego spamiętał? — XXI.
Lady od razu poznałaby czary, XXII.
Zlekka ją zatém wydobywszy z rany, Lady nakoniec wyrzekła, że chory XXIII.
Tak dzień przeminął — i słońce bez chmury, XXIV.
Onaż to, ona? — co nagle tak w zmierzchu XXV.
Ledwo straż światło ujrzała promienne, XXVI.
Seneszal[6] w środku, z ubielonym włosem, XXVII.
Rzekł — zamek jedném rozległ się echem: Wpadli na siodła: — każdy w swą stronę, XXVIII.
Młody paź rześko poskoczył na wały, XXIX.
W zamku Branksomu do zorzy porannéj, XXX.
Lady podziela trudy Seneszala, Tu śpiewak umilkł; — w ciągu powieści, KONIEC PIEŚNI TRZECIÉJ.
|
- ↑ Ta czarnoksięzka moc ukazywania się w cudzéj postaci, lub ukazywania innego całkiem pozoru rzeczy, zowie się w dziejach zabobonności szkockiéj, techniczym wyrazem glamour. O skutkach jéj, oprócz gminnych, mamy nawet historyczne podania. I tak, Froissart opowiada, że w r. 1381, gdy książę Anjou oblegał jakiś zamek na brzegach Neapolitańskich, czarnoksiężnik jeden obiecał mu, iż za pomocą swéj sztuki tak potrafi zgęścić w jedném miejscu powietrze, iż oblężonym będzie się zdawało widzieć most „wzniesiony nad morzem, którém był otoczony zamek, i że tém przestraszeni oddadzą się na łaskę. Książe zapytał go, czy rzeczywiście ludzie jego będą mogli wejść po tym moście do zamku? — „Za to nie mogę ręczyć, odpowiedział czarnoksiężnik, albowiem skoroby się z nich który w czasie przechodzenia przeżegnał, most runąłby natychmiast i wszyscyby potonęli razem w morzu.“ — Książę zaczął się śmiać, a młodzi rycerze wołali: „Nie przeżegnamy się żaden, rozkaż, książę, niech czyni swe sztuki!“ — Lecz w téjże chwili hrabia Sabaudyi wszedł do namiotu księcia, i ujrzawszy czarnoksiężnika rzekł: iż on to właśnie podał ten zamek w ręce Karola de la Paix, teraźniejszego jego władzcy, złudziwszy przez czary oczy broniącéj go załogi królowéj Neapolitańskiéj, któréj się zdało, że morze wzbiera nad wały. Czarnoksiężnik przyznał się do czynu i dodał: że on to właśnie jest tym człowiekiem, którego się Karol de la Paix najwięcéj obawia. — „Bardzo wierzę, odpowiedział hr. Sabaudyi, ale się postaramy o to, by się nie miał czego obawiać. Nie chcę, aby kiedyś mówiono, że tacy jak my rycerze używali zaklęć i czarów dla pokonania swoich nieprzyjaciół.“ — I obróciwszy się do sług swoich, rozkazał ściąć go natychmiast.
- ↑ Doktór Henryk More, w liście swym, służącym za wstęp do Saducismus triumphatus Glanvilla, wspomina o podobnym fenomenie: „Pamiętam, mówi on, jednego wiejskiego szlachcica, prawego człowieka i biegłego matematyka, ale przytém pewnego rodzaju filozofa, niedowiarka i materyalistę. Dysputowaliśmy często o nieśmiertelności duszy, lecz wszystkie moje dowodzenia roztrącały się o nieprzeparty jego sceptycyzm. Powiadał mi, iż aby się o tém przekonać, potrzebuje koniecznie dotykalnego dowodu, i że szukając go właśnie, a nie bojąc się niczego, próbował nieraz wszelkich wiadomych mu czarnoksięzkich obrzędów i zaklęć, aby wywołać ducha lub djabła, ale że wszystko zawsze napróżno. Razu jednego wszakże, wieczorem, gdy był sam i wcale o tém nie myślił, uczuł się nagle uderzonym po ramieniu tak mocno, że się aż echo uderzenia po pokoju rozległo. Pierwsza myśl jego była, iż to jest tajemniczy znak jakiegoś ducha, który pragnie z nim mówić; wybiegł więc zaraz na dziedziniec domu, a ztamtąd na samotne pole, ale nic nigdzie nie ujrzawszy, przekonał siebie nakoniec, iż to był tylko skutek uderzenia krwi lub wyobraźni. A wszakże, pomimo wszelkich usiłowań rozumu, okoliczność ta większe, niż sam chciał przyznać, uczyniła na nim wrażenie. Gdy bowiem razu jednego dysputując z nim jak zwykle, i widząc bezskuteczność wszystkich moich umysłowych dowodów, przypomniałem mu owo uderzenie i rzekłem: „bądź pewny, iż ten, co cię natenczas po ramieniu uderzył, piérwszy cię kiedyś spotka w tamtym świecie,“ — postrzegłem, że się twarz jego zmieniła nagle i zbladła; zamilkł, i nigdy już więcéj w tym przedmiocie nie mówił ze mną aż do śmierci, która nie długo potém nastąpiła.“Niech mi się też godzi dodać w tém miejscu opowiadanie, które słyszałem w Dreznie, z ust jednego z najuczeńszych i najgodniejszych ludzi tego kraju, p. Herdera, dyrektora zakładów górniczych w królestwie Saskiém, a syna sławnego poety i filozofa tegoż imienia. W r. 1836, księżniczka Augusta Saska, w towarzystwie p. Herdera i przybocznéj swéj Damy Dworu, udała się w gościnę do zamku Fischbach, w Szlązku, własności księcia Wilhelma Pruskiego, gdzie tenże wtedy z małżonką swoją przebywał. Piérwszego wieczora po przybyciu, p. Herder, który oprócz głębokiéj znajomości nauk przyrodzonych, posiadał rzadki talent czytania poezyi, proszony był przez dostojnych gospodarzy, aby im co z dzieł swego ojca przeczytał. Towarzystwo zasiadło około podłużnego stołu w sali bibljotecznéj; p. Herder czytał przekład romansów hiszpańskich o Cydzie. Nagle przerwał w pół wiersza, i obracając się szybko po za siebie, zapytał: „Co?“ — uczuł bowiem, że go ktoś mocno klapnął po ramieniu i szepnął coś do ucha, czego zrozumieć nie mógł. Zdziwił się nie pomału nie widząc obok siebie nikogo; gdy zaś usprawiedliwiając powód przerwy, opowiedział co mu się zdało, gospodarze rzucili na się znaczące spojrzenie, co gdy księżniczka Augusta dostrzegła, ulegając jéj naleganiom książę Wilhelm, opowiedział odwieczną o tym zamku legendę, podług któréj, dawny posiadacz jego, jakiś rycerz niemieckiego zakonu, błądzi w nim dotąd, pokutując za grzechy; i lubo rzadko bardzo ukazuje się w postaci mglistéj, szaréj kolumny, mającéj wszakże kształt ludzki: obecność swą objawia zwykle i często uderzając po ramieniu mieszkańców, a szczególniéj nowoprzybyłych. Legenda ta znajoma jest powszechnie w zamku i okolicy, ale p. Herder nic o niéj przedtém nie słyszał. Dama dworu, towarzysząca także naówczas księżniczce Auguście, w któréj właśnie domu i obecności p. Herder to opowiadał, a za prawdę słów któréj, najsumienniéj mógłbym zaręczyć, dodała po wyjściu jego, iż tegoż wieczora, ukląkłszy do modlitwy, uczuła się uderzoną po ramieniu tak mocno, iż ból nawet trwał kilka sekund, lecz że przypisując to zwróconéj na ten przedmiot wyobraźni, nie mówiła o tém przed nikim i nawet nie zawołała służącéj, która już była odeszła.(Przyp. tłómacza).
- ↑ Jest to artykułem wiary w przesądach gminnych, że biegąca woda niszczy moc i skutki wszelkich czarodziejstw. Brompton opowiada, że pewni czarnoksiężnicy Irlandzcy, umieli mocą swéj sztuki zamieniać kamienie lub kawałki gliny w tuczone wieprze, które przedawali na targach: lecz że te zamieniały się znowu w kamienie lub glinę, skoro wiozący je nowi nabywcy, przejechali przez jakibądź strumyk.
- ↑ Czytaj Dakr.
- ↑ Sir Kenelm Digby, w rozprawie o sympatycznych sposobach leczenia, czytanéj w Montpellier na zgromadzeniu wielu znakomitszéj szlachty i ludzi uczonych, i ogłoszonéj drukiem w r. 1658, opowiada sam o sobie następujące zdarzenie:
„P. Jakób Howell, znakomity pisarz szkocki, chcąc rozbroić dwóch pojedynkujących z sobą dobrych swoich znajomych, ujął ręką przez nieostrożność klingę pałasza jednego z nich, który wyrywając go w zapale gniewu, przeciął mu aż do kości wszystkie nerwy i muskuły dłoni. Widok krwi wspólnego przyjaciela uśmierzył zapęd walczących, którzy obwiązawszy mu na prędce ranę podwiązką, przyzwali biegłego chirurga; gdy zaś wieść o tém doszła do dworu, Król, (Jakób VI), który bardzo szacował P. Howell, przysłał mu jednego ze swoich przybocznych lekarzy. Przypadek chciał, że mieszkałem w blizkości P. Howell, który we cztéry czy w pięć dni potém, przyszedł do mnie prosząc, abym ranę jego obejrzał i ażebym go leczył sympatycznym sposobem, którego używałem zwykle w podobnych razach, o czém właśnie ktoś p. Howell powiedział. Chirurg i lekarz królewski obawiali się gangreny; jakoż chory cierpiał nadzwyczajne boleści, a zwłaszcza palenie w ranie. Uprzedziłem go, że mój sposób leczenia, bez dotknięcia i nawet bez oglądania rany, może mu się zdawać przesądnym; gdy jednak przystał na wszystko, żądałem naprzód aby mi dał jaką płachtę, któraby była zbroczona krwią jego. Postał więc do domu po ową podwiązkę, która mu w pierwszéj chwili za bandaż służyła. Następnie kazałem podać miednicę wody, jakbym chciał tylko umywać w niéj ręce; tymczasem wsypałem do niéj potajemnie proszek witriolu, który miałem na pogotowiu, i skoro się rozpuścił, zanurzyłem w wodzie podwiązkę, zwracając przytém oczy na p. Howell, który w drugim końcu pokoju, nie patrząc wcale na mnie, z kilku obecnymi rozmawiał. Po chwili postrzegłem, że się wstrząsł nagle, jak gdyby jaką dziwną poczuł w sobie odmianę. Zapytałem go więc o przyczynę tego poruszenia. „Nie wiém co się stało, odpowiedział, ale nie czuję żadnéj boleści; zdaje mi się owszem, iż jakiś chłód przyjemny rozlewa się po ranie, jakby ją mokrą obłożono płachtą; i wszelkie palenie ustało.“ — „Ponieważ leki moje tak dobrze zaczynają skutkować, rzekłem, wracaj pan teraz do domu, odrzuć precz wszystkie bandaże, i dobrze oczyściwszy ranę, nie wystawiaj jéj na zbyteczne zimno ani gorąco. Wieść o tém co się stało, doniosła się natychmiast do księcia Buckingham i od niego do króla. Obadwaj chcieli widzieć szczegóły mego działania. Dla usunięcia więc wszelkiéj wątpliwości, tegoż dnia po południu, wydobyłem z wody podwiązkę, i rozwiesiłem ją przed wielkim ogniem. Ale zaledwo zaczęła nieco wysychać, gdy wpadł służący p. Howell, wołając, iż pan jego cierpi znowu straszne boleści, a mianowicie palenie, jakby rękę trzymał nad żarem. Rozkazałem mu powiedzieć swemu panu, ażebył spokojny, gdyż to wkrótce ustanie. Jakoż włożyłem znowu podwiązkę do wody, i nim służący wrócił do p. Howell, ten już nie czuł żadnego bólu, i po dniach kilku całkiem uzdrowiony został.“ — Sir Kenelm Digby, na żądanie króla, odkrył mu swą tajemnicę; sam zaś nauczył się jéj od pewnego karmelitańskiego braciszka, który ją przywiózł: z Persyi czy z Armenii, gdzie przez lat kilka przebywał. - ↑ Major Domus.
- ↑ Różna liczba i względne położenie tych ogniów, tworzących linię telegraficzną między granicą a Edymburgiem, miały swoje pewne znaczenie. I tak, akt parlamentu z r. 1455 stanowi: aby zapalono jeden sygnał, gdy się Anglicy do granicy zbliżają; dwa, gdy już przejdą granicę; cztery, jeden przy drugim, gdy są w wielkiéj liczbie. Cały kraj na to hasło powinien był stawać do broni; i dosyć było kilku godzin czasu, do zebrania kilkotysiącznego oddziału jazdy.
- ↑ To było hasło wojenne klanu Skottów.
- ↑ Na szczytach wielu gór szkockich dotąd widzieć się daje pewny gatunek piramid, ułożonych z kamieni, i będących jak się zdaje, pomnikami dawnych grobowców.
- ↑ Trzy hrabstwa w Szkocyi noszą to imie: Lothian średni czyli Edymburg, Lothian wschodni czyli Linlithgow, i Lothian zachodni czyli Haddingtown.
- ↑ Tak nazywano opłatę składaną pogranicznym rabusiom, aby się od ich łupieży i okrucieństwa zasłonić.