Pieśń starego Inwalidy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pieśń starego Inwalidy |
Pochodzenie | Poezye Studenta Tom I |
Wydawca | F. A. Brockhaus |
Data wyd. | 1863 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I |
Indeks stron |
Tam, tam — w tym gaju stała nizka chatka,
Tam ja świat ujrzał śród świata najszczerszy,
Tam mnie do piersi przycisnęła matka,
Gdym imię Polski wymówił raz pierwszy. —
«Słuchaj! mawiała — o pacholę moje,
Jam biedna wdowa, wiek mnie wkrótce schyli,
Lecz i za ojca sercem ci obstoję
Tem jednem sercem matki w tęsknej chwili. —
Chłopcze! ty pójdziesz na wojny i boje,
Tak jak twój ojciec co zginął pod Barem;
Ucz się wytępiać o pacholę moje
Co trąci dziegciem, niewolą i Carem — »
Poranek życiam przemarzył śród bitwy,
Wiośnie mej grzmiały nieśmiertelne boje,
Boje dla świętej Korony i Litwy
I cóż — ? wstęgą o szczedle dziś stoję?
Kiedy ma ziemia okuta w kajdany,
Próżno się targa złorzecząc niewoli? —
Oddać tę wstęgę, wziąść szczudło i rany,
Raz wtóry jeszcze, o! to nie tak boli!
Bom ja się rodził w uroczystej chwili,
Gdzie naród porwać miał broń na swych wrogów,
I poleciałem gdzie inni walczyli,
Wcześnie od domu oderwany progów. —
Z błogosławieństwem matczynem na skroni,
Pamiętny ojca co poległ pod Barem,
Szlachcic — jam tępił na błękit pogoru:
Com poczuł dziegciem, niewolą, czy Carem. —
O nie! nie tylko knut ciąłem orężem.
I w cudzej sprawie lałem ja krew moją:
Wielkie się bitwy prześniły pod mężem
Na dzikiej wyspie — brzozy grób mu stroją!
O Bonaparte! ty gwiazdo nadziei,
Czemuś nam zgasła — daremnie, przedwcześnie,
Wschód twój witały ludy po kolei,
Zachód twój — lud nasz okupił boleśnie
Dobrześ ty, dobrze myślą Bogu zbrojny
Wyrzekł Kościuszko — wygnany w tęsknocie,
Ty miałeś pewność i zgasłeś spokojny —
Zawcześno życie śmiało się sierocie!
Na Samosierry wdrapując się wały,
Straciłem nogę — dostałem znak wstęgi,
A mimo głowy kule mi brzęczały,
Jak pszczół rój niegdyś nad rodzinne łęgi! —
Później już lecąc kibitki galopem,
W śniegi Sybiru biegliśmy pod knuty,
Ale odbili nasi, lecąc tropem
W ślad za kibitką, z szańcami reduty —
Wśród dział odgrzmotu ja patrzył z dumieniem,
Jak się paliła ta hydra Moskowa,
Ucięto ramię — ale nie z korzeniem,
A hydrze znowu na kark wzrosła głowa.
I powracałem przez śniegi i lody —
O! i doszedłem do ojców mych chatki,
Lecz nic nie było, nic już jako wprzódy
Jeno wspomnienie święte w gruzach — matki!
Może nad tobą, o Polsko zbudzona,
Wzleci znów orzeł biały na sztandarze, —
Ojczyzno nasza, męka twa zliczona
I twe morderstwa zliczone o Carze —
Skronie me siwe pochylam na ręce
I pytam: starcze, czyś ty już nie dziecię? —
Bo zdaje mi się w tylu walk zamęcie,
Że mi się śniło tutaj moje życie! —
Ty młoda Polska, wszak w twej piersi białej,
Jam orle serca jeszcze biją głośno,
Ze wstaniesz silna — Europie całej
Na Alleluja ludów zagrzmieć głośno! —
Hej hej! ja stary, kiedy Bóg pozwala
Włóczyć mi kości dotąd, to nie próżno!
I choć jednego zarąbię Moskala —
A dusza moja już nie będzie dłużna,
Starcze — nad grobem ty marzysz zuchwale,
Tylekroć pewni ginąć za ojczyznę,
Lecz padliśmy na próżno, acz w chwale —
Lecz łza mi znowu upadła na bliznę.
Chwale twej dajem sprawę ojców świętą,
Co lat siedemdziesiąt już we łzach się krwawi,
O! sprawa nasza nie będzie przeklętą,
Twój krzyż co nosim, z grobów nas wybawi! —
Oddałbym połysk tej wstęgi — nieledwie!
Ha! i z radości płakałbym jak dziecię,
I drugą nogę — i ręce obiedwie —
I duszę moją — Polsko za twe życie!
O nędzny starzec już z naszych — ostatni!
O! błogosławięć młode pokolenie,
Konając, błagam niech Cię węzeł bratni
Połączy duchem — na Polski zbawienie! —
Tam tam! w tym gaju stała niska chatka,
Tam ja świat ujrzał śród świata najszczerszy,
Tam mnie do piersi przycisnęła matka,
Gdym imię Polski wymówił raz pierwszy!