Pieśni Kosmiczne/XI
{{Dane tekstu2 Pieśni Kosmiczne i inne |tytuł=Pieśni Kosmiczne |tytuł oryginalny=Písně kosmické }}
Słońcu i nam dan nieba kąt.
Nas zowią planetami.
Wskroś gwiazd jak piasku w głębi mórz,
My tu w gromadzie sami.
Gdy na nas lotu przyjdzie dzień,
Pomkniemy w przestrzeń świata, —
Wnet do sąsiadki zbliżym się,
Lecąc doń aż trzy lata.
— „Alfo Centauri — rzekniem — daj
Odpowiedź nam niejaką.
Słońce się pyta: dziatek moc
Jak ono masz ty taką?
Co do nas — przyznać się aż strach —
Jest w domu nas jak śmieci;
Matka gwiaździarzy zgraję ma,
Co liczą wciąż jej dzieci.
Życia już jednych prysła nić,
A te się znowu rodzą,
Inne stawiają pierwszy krok,
Gdy te o kulach chodzą.
Uran i Neptun, dwójka ta,
To stare już ciemięgi, —
Ponoć nie więcej od nich wart
Saturn ze swemi pręgi.
Jowisz toć także zwiędły grzyb,
A żółty jak cytryna;
Zimne ma ręce, ciężki chód,
Twarz marszczyć się poczyna.
Przemarzły to do szpiku gnat,
Wstręt wokół tylko budzi.
Gdy rzeźko naprzód idziem w tan,
On chłodem krew nam studzi.
Mars — no, ten jeszcze mógłby ujść,
Lecz twarz ma coś czerwoną....
Nic w tem dziwnego — żołnierz — wszak
Każdy z nich pije pono.
Ziemia-kobietka — w to mi graj! —
W pracy się czerstwo chowa,
Kwiaty nam niesie, niesie pieśń,
Jak rybka zwinna, zdrowa.
Wenus-dziewczątko, znać to z lic,
To pączek na rozkwicie.
Merkury ledwo ujrzał świat,
Przy piersiach matki dziécię.
Matka nad dziatwą pieczę ma,
Młodsze przy sobie trzyma,
Starsze, dopokąd sięga wzrok,
Prowadzi w świat oczyma.
Mamy też grobów swoich dość —
Niejedną z nas planetę,
Rozkruszył dawno czasu ząb,
Zakląwszy ją w kometę.
Rzucić musiały nieba strop
I zgasły tam w oddali.
Ściska wciąż matkę po nich ból,
Po stracie wciąż się żali.
Gdy zwróci nieraz ku nim wzrok,
Przygarnąć chce do siebie,
W on czas złociste komet łzy
Sypią się hen, po niebie...
Brak odpowiedniego argumentu w szablonie!