[46]XIV.
Zcichnij pleśni czarnoskrzydła!
Zamilcz śpiewie klątwą klęt!
Już mi łzy i krew obrzydła
I zgrzyt rdzawych pęt.
Co tam znój raba, co tam że wokół
Dnia zgiełków celem jedynym: żer —
Pobrzęk łańcucha, co pierś mą okuł
W źródeł kastalskich zmienia się szmer.
Świetlana postać sfrunęła z nieba,
Gdzie mozół dyszał, baśń się koleba,
Z padołu wzlatam w blask czystych sfer.
Już daleko wrzask czczych waśni,
Mierzchnie ziemia w dole gdzieś,
Coraz wolniej, coraz jaśniej —
Nieś mnie, baśni, nieś!
Oto zbór duchów, ich tok i majdan,
Ich wywierzysko i wir i ruch.
[47]
Tu skrzydło nie zna szranek ni kajdan,
Gędźbą dróg mlecznych poi się słuch.
Tutaj myśl wolna w wolnym przestworze
W kras nieśmiertelnych polata zorze —
Fraszką ciał jarzmo, królem jest duch!
Ledwo skinął — noc przezuła
Czarny płaszcz na szafran zórz.
Sad bajeczny..., w nim Moguła
Pałac pośród róż.
Poprzez sieć bluszczów, lianów i pnączy
Storczyków giętki wije się wąs
I z palm wysmukłych koroną łączy
Wonnych kielichów lazur i pons.
Z utajonego w kryształach wrzyska
Woda zwysoka w baseny tryska,
jakby kto tęczę na marmur strząsł.
W mgłach kadzideł cień się słania
Otulony w tkań pajęczą,
Cudna nóżka w takt wydzwania
Złotą obręczą.
Pod kruczą grzywą, nad lic liliją
Blaskiem fosforów źrenice mżą,
Bieluchne piersi większy skarb kryją
Niż te, co w łonie Golkondy śpią.
Ale nad oczy, nad pierś dziewczęcą
Silniej usteczka kuszą i nęcą
Ku lubych pieszczot najsłodszym grom.
Rozkochaną sięgam dłonią...
Kto te zgrzyty w baśń mi wplótł?
[48]
Wiem, to pęta u rąk dzwonią,
Pierzcha śniony cud.
Tensam dokoła szczęk rdzawych oków,
Zpod których bluzga braci mych krew —
Smagany biczem spadam z obłoków,
Rozkosz się zmienia w mękę i gniew.
Miast pieśni słodkiej pięknem zaświatów
Z piersi wybucha pod chłostą katów
Czekanej zemsty zdziczały śpiew.