[77]XX.
Nadzieja we mnie znowu żyje,
Że gwiazd jaśnienie to nie mit, —
Hardziej pod jarzmem prężę szyję,
I noc przemienia mi się w świt.
A wyroczne to zaranie
Nowych i radosnych dni,
Błysnęło mi niespodzianie
Z pod junaka ciemnych brwi.
Gdy głowę jego kędzierzawą
Dano na pastwę siepaczom,
Junak nie wejrzał ku nim łzawo,
Nie załamał rąk rozpaczą,
Jeno posłał im wyzwanie
Groźny w nich wpijając wzrok, —
W nim dostrzegłem niespodzianie
Brzask, przed którym pierzcha mrok.
[78]
Obcą mu była tchórzów trwoga,
Co kornie pada w proch i pył,
Gdy wzniesionego świst batoga
Odziera wolę czynu z sił.
Te groźnego oka błyski
Piękności przydawszy brwiom,
Były jako burzy bliskiej
Warczący w obłokach grom.
Dla mnie błysnęła z nich otucha,
Że w nas, ciemięzcom naszym wbrew,
Ostało coś z praojców ducha
I rozpłomienia w żyłach krew.
Wciąż strzeżona w naszem łonie
Czujnie ode dnia do dnia,
W synach, w wnukach oto płonie
Nieugaśna Znicza skra.
Choć oczu twych młodych spojrzenie
Przyganą wad naszych i plam,
Choć powiększa nasze cierpienie
I kąsa nam pierś, — witaj nam!
Witaj nam zaranie wiosny
Błyskające z młodych ócz —
W tobie jutra świt radosny,
Szczęścia i zbawienia klucz!