Piekło kobiet/Piekło kobiet wciąż otwarte
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Piekło kobiet |
Wydawca | „Bibljoteka Boy’a” |
Wydanie | trzecie pomnożone |
Data wyd. | 1933 |
Druk | Zakł. Graf. B. Wierzbicki i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jak wspomniałem w Przedmowie, od pierwszego wydania Piekła kobiet zaszły w kwestji, która nas tu obchodzi, doniosłe zmiany.
Wszedł w życie obowiązujący od dn. 1 września 1932 r. kodeks karny, wydany na zasadzie rozporządzenia Prezydenta Rzplitej z 11 lipca 1932. Rozstrzygnęły się losy paragrafu, o który toczyła się paroletnia walka: mianowicie karalność przerywania ciąży. Powiedzmy odrazu, że walka zakończyła się przegraną rozsądku i ludzkości. Nowy kodeks przekreślił rezultat prac Komisji kodyfikacyjnej, a mianowicie najważniejszą ich zdobycz: odważne i jasne wysunięcie względów społecznych i materjalnych. Polski kodeks uczynił wprawdzie pewien wyłom w konserwatywnem stanowisku dawnych ustaw; można się jednak słusznie obawiać, że wyjdzie to znów na korzyść uprzywilejowanych, cały zaś ciężar prawa po dawnemu będzie gniótł i łamał tych, którym najbardziej trzeba ochrony.
Przypomnijmy w kilku słowach znamienne dzieje tego paragrafu. W Komisji kodyfikacyjnej przeszedł on trzy fazy; w każdem „czytaniu“ przedstawiał się odmiennie.
Pierwsza redakcja, ogłoszona drukiem w r. 1929, stanowiła poprostu karę więzienia do lat 5 dla kobiety, karę do lat 15 dla sprawców spędzenia płodu, bez żadnych klauzul i wyjątków.
Mimo tego drakońskiego brzmienia projektu, wiadomo było, że w łonie Komisji kodyfikacyjnej istniały poważne różnice zdań. Jeden z członków Komisji, b. prezes Sądu Najwyższego, żądał wręcz — oczywisty bolszewik! — zupełnej niekaralności przerywania ciąży i skreślenia dotyczącego paragrafu, jako niecelowego i szkodliwego. Poglądy swoje przedstawił prezes Mogilnicki na zjeździe prawników (1929), który to zjazd, większością głosów, wypowiedział się też przeciw karalności, tem samem przeciw projektowi Komisji. Postarałem się dać rozgłos tej sprawie w broszurze p. t. Piekło kobiet; zebrałem w niej m. in. głosy poważnych sędziów, prokuratorów, adwokatów, socjologów, lekarzy, społeczników: wszyscy oświadczyli się albo za usunięciem paragrafu, albo za rozszerzeniem praw lekarza do przerwania ciąży — obok względów czysto lekarskich — na względy społeczne.
Ten wyraz opinji nie pozostał bez wpływu na Komisję kodyfikacyjną. W drugiem czytaniu (1929) projektu poddała ona zasadniczej rewizji swoje poprzednie stanowisko, czego wynikiem była następująca formuła, stanowiąca ogromną zdobycz. Mianowicie, do art. 141 i 142, utrzymujących dawne kary, dołączono art. 141 a:
Z ogłoszeniem trzeciego czytania, Komisja kodyfikacyjna zakończyła swoje prace; projekt jej powędrował do ministerstwa sprawiedliwości. Jakie tam ów paragraf przechodził koleje, o tem już ogół nie był informowany; poufnie tylko dochodziły wiadomości o kolejnych próbach przeredagowania owej klauzuli. Zdawało się wszakże, że chodzi tylko o formę, i że, co się tyczy ducha, stanowisko Komisji będzie utrzymane. Stało się inaczej. O ile brzmienie obowiązującego od dn. 1 września b. r. kodeksu rozszerza legalność przerwania ciąży na szereg konkretnych wypadków, o tyle przekreśla ono właśnie te okoliczności, na które Komisja kodyfikacyjna położyła główny nacisk.
Dotyczące artykuły nowego kodeksu brzmią:
Art. 232. Kto za zgodą kobiety ciężarnej płód jej spędza lub jej przy tem udziela pomocy, podlega karze więzienia do lat 5.
Art. 233. Niema przestępstwa z art. 231 i 232, jeżeli zabieg był dokonany przez lekarza i przytem:
a) był konieczny ze względu na zdrowie ciężarnej, albo
Oceńmy dodatnie i ujemne strony nowego kodeksu w porównaniu z kodeksami dawniejszemi z jednej strony, a z projektem Komisji z drugiej.
Kara jest nibyto złagodzona: 5-letnie więzienie dla kobiety winnej poronienia zamieniono na areszt do lat 3. Ale kara odgrywała tutaj rolę czysto teoretyczną: szkodliwość paragrafu leży nie w surowości wymiaru kary (która prawie nigdy nie bywa stosowana, dla tej prostej przyczyny, że winna najczęściej już... nie żyje), ale w tem, że, wiążąc lekarzowi ręce, kodeks wydaje kobiety na łup partactwa.
Ustalono wyraźnie, że wolno lekarzowi dokonać zabiegu ze względu na zdrowie kobiety ciężarnej; dotąd działo się to jedynie drogą pośredniego stosowania zasady wyższej konieczności. W praktyce było to już od dawna uświęcone prawem niejako zwyczajowem; ale zarazem było — jak można się obawiać że będzie i nadal, — ograniczone prawie wyłącznie do klienteli zamożnej lub ustosunkowanej.
Co się tyczy klauzul zawartych w art. 233, stanowią one niewątpliwy postęp, zwłaszcza jeżeli ten artykuł porównać np. z kodeksem niemieckim, wedle którego bywały wypadki, że 12-letnia dziewczynka, zgwałcona i zapłodniona przez własnego ojca, musiała donosić i urodzić dziecko, bodaj kosztem własnego życia, i żaden lekarz nie mógł jej uwolnić od tej potwornej ciąży... Ale, biorąc ściśle, owe wypadki z art. 233, w których ustawa nasza dopuszcza interwencję lekarza, są raczej wyjątkowe i stosunkowo rzadkie; należą przytem do tych, które i tak — obok szeregu innych — formuła Komisji kodyfikacyjnej zamykała w ogólnem pojęciu dobra rodziny lub interesu społecznego. Natomiast gdzie chodzi o wypadki codzienne, dotyczące setek tysięcy kobiet, tam nowy kodeks zawiódł nadzieje obudzone humanitarnem stanowiskiem Komisji. Utrzymano przywilej zamożnych na niekorzyść ubogich. Zdrowie matki! Wiemy jak jest z tem zdrowiem! Po dawnemu kobieta „z lepszych sfer“ znajdzie świadectwa lekarskie i pomoc specjalistów w każdym wypadku; ale biedaczki z szarego tłumu będą również po dawnemu wydane na łup pokątnych praktyk. Potwierdza te obawy rozporządzenie p. Prezydenta Rzplitej o wykonywaniu praktyki lekarskiej, wedle którego do uskutecznienia tej operacji potrzebne jest orzeczenie dwóch lekarzy. Kwestja kosztu; kogo nie stać na opłacenie tolerancji lekarzy, — do akuszerki, do babki! Bo nie łudźmy się; aż nadto stwierdzonym faktem jest, że paragrafy i groźby nie powstrzymają ani jednej kobiety i nie zmuszą jej do utrzymania niepożądanej ciąży. To też ci, którzy jednem pociągnięciem pióra przekreślili intencje Komisji, dużo wzięli na swoje sumienie. Uprzejmi komentatorowie kodeksu mówią, że załatwiono rzecz „kompromisowo“... W istocie; ale jest to kompromis między prawodawcą a cmentarzem, w którym cmentarz nie ustąpił nic albo bardzo mało.
Zatem, cóż pozostaje? Walczyć nadal, wykazywać że cały ten paragraf jest szkodliwym absurdem, hołdem nadaremnie złożonym obłudzie kosztem życia i zdrowia kobiet i że prędzej czy później musi być zwalony.
Tak stoi sprawa co się tyczy kodeksu. Byłoby to bardzo smutne, gdyby nie pocieszająca okoliczność, że równocześnie udało się osiągnąć, w drodze inicjatywy prywatnej, wiele na przyszłość wróżące wyniki w sprawie zapobiegania niepożądanej ciąży. Powstała w Warszawie pierwsza Poradnia Świadomego macierzyństwa, w której założeniu piszący te słowa miał zaszczyt brać czynny udział. Powstanie Poradni nie obyło się bez mniejszych i większych burz, tak w prasie jak i w Senacie, gdzie jeden z senatorów wniósł interpelację, wywołując odpowiedź i wyjaśnienie ministra[1]. Zarówno niesumienna prasa, jak i lekkomyślny (mimo, że 90-letni) interpelant pomieszali tu — mniej lub więcej świadomie — sprawę zapobiegania a przerywania ciąży, imputując propagandę poronień (!) tej instytucji, która z natury swojej jest najdzielniejszym czynnikiem zwalczania tej plagi społecznej. Wszystko to nie przeszkodziło poradni Świadomego macierzyństwa rozwijać się normalnie i osiągnąć już obecnie godnych uwagi wyników. W ślad za warszawską instytucją powstały analogiczne poradnie w Łodzi, w Krakowie, w Gorlicach, w Białymstoku, etc.; wszystko zdaje się wróżyć, że liczba ich będzie się mnożyła z każdym dniem, mimo wytężonej kontragitacji przeciwników i mimo oszczerczej kampanji, która nie przebiera w środkach. Godne uwagi zwłaszcza jest, że Towarzystwu Świadomego macierzyństwa, założonemu w Krakowie przez p. Ludwika Szczepańskiego, udało się wciągnąć do swojej akcji lekarzy Kas chorych. Gdyby się udało osiągnąć ten rezultat wszędzie gdzie istnieją Kasy chorych, byłoby to ogromne uproszczenie; odpadłyby koszty i trudności techniczne, wystarczyłoby tutaj trochę zrozumienia i dobrej woli. Bądź co bądź, w ciągu ubiegłych trzech lat, zaszły w stosunku lekarzy do tego zagadnienia szczęśliwe przemiany; głośny swego czasu adres 40 lekarzy zakopiańskich (na ogólną liczbę 43 lekarzy, jacy praktykują w Zakopanem) świadczyłby o tem dość wymownie.
Podczas gdy poprzednio brak było zupełnie literatury w tym przedmiocie, ostatnie lata wykazały znaczną w tej mierze poprawę.
Przełożono z rosyjskiego obszerne dzieło prof. Gubarewa i prof. Sielickiego p. t. Środki zapobiegające ciąży w nowoczesnem oświetleniu naukowem. Dalej ukazały się (oprócz wzmiankowanej broszury d-ra Kłuszyńskiego): Skuteczne i nieszkodliwe środki zapobiegania ciąży, przez d-ra Rubinrauta z przedmową dr. Budzińskiej-Tylickiej; i O sposobach zapobiegania ciąży doc. Lorentowicza. Popularyzacji Świadomego macierzyństwa poświęcona jest broszura Boya-Żeleńskiego Jak skończyć z piekłem kobiet (1932).
Wreszcie zawiązała się w Warszawie w r. 1933 Liga reformy obyczajów, w której program wchodzi zarówno zakładanie poradni zapobiegawczych dla kobiet w całej Polsce, jak również zwalczanie plagi poronień, a zarazem dążenie do zmiany „paragrafów przeciwporonieniowych“ kodeksu karnego, jako niecelowych i szkodliwych. Liga reformy obyczajów pozostaje w związku ze Światową Ligą reformy seksualnej a w szczególności z centralą jej w Londynie. Jest tedy organizacja, koło której mogą skupić się wszyscy, którym leży na sercu to, aby położyć kres piekłu kobiet.
Trzeba tu wreszcie zanotować, że nawet nieprzejednane stanowisko władz kościelnych uległo w stosunku do zapobiegania ciąży i ruchu „regulacyjnego“ znamiennym przemianom. Doniosłe znaczenie miało kazanie na ten temat kanonika Westminsteru, świadczące, że kościół anglikański otwarcie już przeszedł na stronę birth-control. Arcybiskup ormiańsko-wschodniego obrządku, dr. Schmucker, również stwierdził, że nie widzi w tej idei nic sprzecznego z zasadami chrystjanizmu. Ale nawet w kościele katolickim widać pewne oznaki, świadczące o zachwianiu się dawnej nieprzejednanej postawy wobec „błogosławieństwa bożego“. W Niemczech już od kilku lat toczą się dyskusje około metody d-ra Knausa oraz kalendarzyków, wskazujących rzekomo „bezpieczne dni“, w których kobiecie nie grozi zapłodnienie. Kalendarzyki te reklamują się jako dozwolone przez władze duchowne. U nas, pierwszą enuncjacją w tej mierze jest znamienna broszura, którą omawiam w następnym artykule.