Pierwsza miłość (Turgieniew)/Rozdział XIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pierwsza miłość |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1891 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Trudnoby mi było opowiedziéć, co się działo ze mną w ciągu całego tygodnia po owéj nocnéj wyprawie. Była to dziwna, gorączkowa epoka, chaos najsprzeczniejszych myśli, uczuć, wrażeń, podejrzeń i nadziei, cierpień i radości. Lękałem się spojrzéć w głąb własnego serca, o ile szesnastoletni dzieciak umie patrzéć w głąb siebie samego; lękałem się zdać sobie sprawę z czegokolwiek; poprostu pilno mi było przeżyć dzień każdy do wieczora! Za to sypiałem dobrze... dziecinna lekkomyślność przynosiła mi ulgę i dawała wypoczynek.
Nie pragnąłem już wiedziéć, czy jestem kochany, nie chciałem myśléć o tém, że nie jestem. Ojca unikałem, lecz Zeneidy unikać było niepodobna... Paliła mię jéj obecność, lecz nie badałem nawet źródła i przyczyny płomienia, który sprawiał mi rozkoszne męki. Poddawałem się wrażeniom i oszukiwałem sam siebie, zamykając oczy na wszystko, co było, i nie patrząc w przyszłość, którą przeczuwałem mimowolnie...
Długo prawdopodobnie stan taki trwać nie mógł, tymczasem grom niespodziany zburzył i rozproszył wszystko.
Powróciwszy raz do domu z dość odległéj przechadzki, dowiedziałem się ze zdziwieniem, że będę sam obiadował: ojciec wyjechał, a matka zasłabła, jeść nie chce i zamknęła się u siebie.
Z wyrazu twarzy służących odgadłem, że zaszło coś niezwykłego, ale pytać nie śmiałem, chociaż ciekawość pełna niepokoju odbierała mi apetyt. Nakoniec postanowiłem wybadać chłopca kredensowego Filipa, z którym łączyła mię pewna zażyłość. Był to artysta muzyk i mistrz na gitarze, przytém wielki zwolennik „ładnych wierszy.“
Od niego się dowiedziałem, że pomiędzy rodzicami zaszła okropna scena. W garderobie wszystko słychać było, co dosłowa, a choć mówiono nawpół po francuzku, ale Masza, pokojówka, pięć lat służyła u szwaczki z Paryża i rozumiała doskonale. Matka wyrzucała ojcu zdradę, niewierność, stosunki z „panną z przeciwka,“ ojciec się usprawiedliwiał, lecz nagle wybuchnął, i z kolei powiedział jéj przykre słowo o różnicy wieku. Matka się rozpłakała, wspomniała o wekslu, który ojciec dał staréj księżnie, potém i o młodéj wyraziła się brzydko. Ojciec się uniósł; ale groził tylko.
— A wszystko to, — mówił Filip, przez list bezimienny, od kogo, nie wiadomo; ażeby nie to, to niktby się i nie dowiedział. Służba wierna, nie wydałoby się.
— Alboż miało się co wydawać? — wymówiłem z trudnością, czując chłód w rękach i nogach i dziwne drżenie w głębi piersi.
Filip mrugnął znacząco.
— Takiéj sprawy nie uchowa, — szepnął. — Pan ostrożny, ale zawsze, bez ludzi się nie obejdzie, karetę wynająć, czy tam co takiego; milcz, a rób, co ci każą.
Odprawiłem Filipa i rzuciłem się na łóżko. Nie płakałem i nie rozpaczałem, nie pytałem się, jak i kiedy stało się to wszystko, nie dziwiłem się, że dawno tego nie odgadłem... nie szemrałem nawet na ojca, nie miałem do niego żalu... Byłem złamany tym ciosem nad siły... zabity... Wszystko skończone. Wszystkie kwiaty moje zdeptane leżą wokoło.