Pożegnanie przyjaciół - abonentów „Wolnego Słowa”

<<< Dane tekstu >>>
Autor Leo Belmont
Tytuł Pożegnanie przyjaciół - abonentów „Wolnego Słowa”
Pochodzenie A gdy zawieszono „Wolne Słowo”
Wydawca Leo Belmont
Data wyd. 1912
Druk Kaniewski i Wacławowicz
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pożegnanie
przyjaciół = abonentów
„Wolnego Słowa”.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Jak błyskawica oślepiła mnie wieść o skonfiskowaniu Nr. 176 (wyborczego) „Wolnego Słowa“.
Dotąd nie mogę przejrzeć, jakie upatrzono w nim przestępstwo.
A już nastąpił grom...
Wieść o zawieszeniu „Wolnego Słowa“ na drzewie cenzury aż do wyroku sądowego.
Czy „Wolne Słowo“ zsinieje śmiercią na zawsze, czy jeszcze wskrześnie kiedykolwiek — nikt tego nie wie...
Do gromu pretensji nie mam. Kwestja materjalnej i moralnej ruiny dla jednostki wobec „wyższych względów“ musi być dlań obojętną.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tymczasem czynię, co mi jeszcze prawo zezwala, a obowiązek każe.
Przygotowany materjał wypuszczam w formie książki, aby nie milczeć w tak ważnej chwili.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Pięć lat dźwigam ciężkie drzewo mego sztandaru w najnieprzyjaźniejszych okolicznościach.
Dziś muszę je z rąk wypuścić.
Pozbawiony praw, jako adwokat, jako redaktor, jako wydawca, wątpiąc, czy znajdę człowieka, który zgodzi się udzielić mi koncesji i być odpowiedzialnym za prace nieostrożnego pisarza, nie mając środków na wydawanie stałe książek objętości 5 arkuszy, które prawo otacza względną opieką —
na teraz żegnam tych stałych przyjaciół „Wolnego Słowa“, którzy bezpośrednim abonamentem pomagali pismu żyć.
Rzeszom łaskawych czytelników „Wolnego Słowa“ — nie mam nic do powiedzenia.
Ale przyjaciołom moim chciałbym rzec wiele.
Lecz nie jest chwila po temu...
Bije godzina 3-cia. Za godzinę zmuszony jestem jechać do Petersburga, gdyż adwokat-przyjaciel petersburski wzywa mnie radą telegraficzną, abym jutro rano wprost z dworca udał się do Senatu i bronił się osobiście przed zatwierdzeniem wyroku Izby sądowej, który skazał mnie na rok twierdzy i grozi wykreśleniem z listy adwokackiej za to, iż ująłem się za kolegami z prasy, oskarżonymi o przestępstwo prasowe...
Jadę — bez nadziei zwycięztwa.
Bowiem wiatr wieje chłodny od północy i strąca liście...
Człowiekowi, który ma za sobą jedną osądzoną sprawę, a przed sobą w perspektywie nową — wolno być przesądnym.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

„Cokolwiek zajść ma, niech uderzy we mnie“.
Tymczasem ślę przyjaciołom „Wolnego Słowa“ serdeczny uścisk dłoni za mnóstwo gorących dowodów przyjaźni, jakie otrzymałem w listach w ciągu lat pięciu...
I tylko jedno słowo jeszcze:
Niech nie przypisują losu mego reakcji rządowej. Bowiem jest to największem z kłamstw, że reakcja rządowa jest matką reakcji społecznej.
Przeciwnie! jest ona ukochaną córą reakcji społecznej, która łoży na wychowanie tamtej wszystkie zasoby swojej bezmyślności, apatji, nędzy umysłowej i moralnej.
Reakcja rządowa utrudnia mówienie, ale społeczna głodzi pisarzy i odbiera im głos wolny...




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leopold Blumental.