Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa/23 Marca 1787

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa
Podtytuł w r. 1787.
Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1860
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

23 Marca 1787.

Następnego dnia zostawało tylko mil osiém do Kaniowa, ale o trzy mile od celu podróży, król powolnie posuwający się, zanocować postanowił. Dla czego szczególniéj p. Plater żałował, że w dniu tym do Kaniowa się nie dostali, to własne jego wyjaśnią słowa.
«Szkoda.. bo imitując pana Langle, który w opisie swym osobliwości hiszpańskich, wszystkie wypadki w piątek zdarzone pozbierał, mógłbym i ja podobną obserwacją czytelnika zabawić. W cztérech tygodniach naszéj podróży, cztéry najznakomitsze były piątki, jeden wyjazdem z Warszawy, drugi wyruszeniem z Kozienic po sześciodniowéj rekollekcji, trzeci pamiętny wydobyciem się ze śniegów pod Wiśniowcem, czwartym nakoniec dzisiejszy, podróżby całą zakończył. Jeżeli zaś niewypowiedziane ztąd wynika zmartwienie, że świerzbowi imaginacji zupełnie się dogodzić nie może, niemniéj a może sprawiedliwiéj ubolewać mi nad tém przychodzi, że ulokowany w Wasilewszczyznie za stawem, gdy po rozejściu się o godzinie piątéj, powrócić na pokoje nie chciałem, utraciłem satysfakcję widzenia własnemi oczyma tego, co gospodarstwo przez życzliwość dla pana wedle możności swéj, ile w głuchych mieszkając stepach, uczynili... komunikuję tylko com słyszał i czytał dzisiaj rano. — »
Około godziny szóstéj w wieczór, lubo z bolem głowy i katarem, N. Pan wyszedł ze swych pokojów, i zaraz otworzyły się drzwi dotąd zamknięte, przez które król wprowadzony wszedł do pokoju na pół zielono, na pół biało przybranego, festonami z kwiatów przyozdobionego, mającego kształt świątyni. W głębi jego palił się na wystawionym ołtarzu ogień, a nad nim cyfra pańska illuminowana była. Kilka panienek za nimfy poprzebieranych śpiewały kantatę wysławiającą dobroć monarchy, w cztérech strofach.. Z boku Czas postać sędziwa, trzymał dużą księgę roztwartą i pisał na niéj następujące słowa:
«Roku 1787 d. 22 Marca, Najjaśniejszy Stanisław August król Polski, w. książe Litewski w przejeździe swoim do Kaniowa, bytnością zaszczycił dom Rafała i Urszuli z Ustrzyckich hrabiów Tarnowskich, w dobrach ich dziedzicznych w Wasilewszczyznie w województwie i powiecie Kijowskim leżących, i dnia tego tak radośnego, ręką własną bytności swojéj pamięć najpóźniejszym czasom zostawić raczył. — »
Kiedy gospodarze dopraszali się podpisu ręki królewskiéj, N. Pan nie tylko życzeniu ich zadosyć uczynił, ale dla zasług osobistych samego Tarnowskiego i w pamięć Mokronowskiego w-dy Mazowieckiego wuja jéj, ozdobiwszy orderem Św. Stanisława gospodarza, te wyrazy dodał: — «I order Św. Stanisława dawno zasługującemu się królowi i ojczyźnie gospodarzowi konferował, ile ś. p. Mokronowskiego w-dy Mazowieckiego nieodżałowanego przyjaciela królewskiego przez żonę siestrzanowi. — »
«Zaledwo jednak jak mi powiadano, pisze Plater, mógł król JM. te słowa napisać dla bolu głowy z kataru pochodzącego, i dla tego pożegnał gospodarstwo wcześnie, nie należąc do hucznéj wieczerzy, którą towarzyszów króla przyjmowano; przy spełnianiu zdrowia N. Pana, gęsto ognia z armat dając. Ten huk strzelania słyszałem i ja z mojéj stancji, a lubo zadziwiony posłałem był lokaja dla wywiedzenia się, lecz że już byłem w łóżku, nie dozwolił mi Morfeusz żebym rezolucji doczekał... Obudzony raniéj od wszystkich, gdym przed siódmą na pokoje przyszedł, oznajmiono mi, że jeszcze N. Pan odpoczywał, po godzinie jednak doniósł wszystkim w przedpokoju zebranym Dr Bekler, że po bezsenném przetrwaniu do godziny piérwszéj po północy, resztę czasu aż do siódméj zrana spał N. Pan spokojnie, i ten spoczynek wielce jego zdrowiu dopomógł. — »
Około godziny dziewiątéj, król się ukazał ubrany już po podróżnemu, pożegnał hrabiów, którzy do stacji odprowadzać go oświadczyli się, i wojewodzie Ruskiemu powrótu do Kijowa szczęśliwego życząc, wyruszył z Wasilewszczyzny biorąc do swojego powozu ks. podskarbiego w. Lit., biskupa Naruszewicza i p. Platera.
Niedaleko dworu, znowu N. Pan przejechał przez bramę tryumfalną, która wystawioną była umyślnie z napisem:

Stanisławowi Augustowi od ludu.

a o ćwierć mili przebył ten sam wał, który niedaleko Pawołoczy się ciągnie i wedle podań Żmijowym lub Trajanowym zowie. Trzy te mile stepu gołego zasianego tylko mogiłami oko nie miało na czém odpocząć, nareszcie około pół do piérwszéj zaczęli się podróżni spuszczać w jar, i w środku wsi do folwarcznego domu król zajechał, gdzie go hrabstwo pożegnali i raz jeszcze na chwilę przyjęli. Podano śniadanie, konie wypoczęły i ruszono do Kaniowa. Na pół mili przed potokiem, widać było przygotowaną przez ks. podskarbiego illuminacją na słupach o kilka sążni od siebie odległych, w drewka smolne zaopatrzonych. Przed samą zaś wsią Potokiem, spotkał N. Pana lud uszykowany długiemi szeregi z obu stron drogi do bramy tryumfalnéj «gustem choć wiejskim, lecz w porządku architektury zrobionéj.» Tu stał dziekan obrządku ruskiego w stroju kościelnym z kilką prezbiterami, wodą święconą i krzyż do pocałowania wedle obyczaju ofiarując, i w krótkich słowach po słowiańsku witając mową. Po czém zaśpiewano Antyfonę i wielkie wzniosły się okrzyki.
Przed domem przygotowanym spotkali króla pp. Dzieduszycki pisarz w. Lit., Deboli chorąży nadworny Koron. minister polski w Petersburgu; na czas tu przybyły i Zabłocki konsul w Chersonie, których do obiadu wezwano. Po kawie krótka konferencja z Debolim zabawiła do piątéj, a że król spocząć potrzebował, dwór swój także dla spoczynku i zajęcia mieszkań rozpuścił.
«Zaprosił nas był wprawdzie książe podskarbi do swojéj kwatery i grę wista proponował, lecz że dom dla mnie opatrzony o tysiąc sto pięćdziesiąt kroków był odległy, a postanowienie statecznie przedsięwzięte, aby co się tycze diarjusza nulla dies sine linea nie przechodziła, porzuciłem więc wszystkich, aby się do tego i w dniu dzisiejszym zastosować. — »






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.