Podróż na wschód Azyi/17 marca

<<< Dane tekstu >>>
Autor Paweł Sapieha
Tytuł Podróż na wschód Azyi
Podtytuł 1888-1889
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1899
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

W drodze do wysp Riu-kiu, 17 marca.

Korci mię poznać to, co jest najmniej znanem w Japonii. Dlatego skorciło mię zrobić wycieczkę do wysp Riu-kiu (Japończycy, którzy r nie wymawiają, mówią Liu-kiu), najbardziej południowej posiadłości Japonii, już w pobliżu Formozy położonej. Później zamierzam zrobić podobną wycieczkę na północ, na wyspę Jesso. Podobno dopiero trzech Europejczyków było na Riu-kiu. To zaostrza ciekawość, ale też piętrzy trudności przed taką wyprawą.
Nabieramy więc odwagi i ruszamy, najprzód do Kobe, gdzie mamy wsiąść na statek. Biegeleben w Tokio już jest u mety swej wędrówki; ale udało mi się znaleść nowego towarzysza podróży w osobie p. Franca Neydhardt, artysty-malarza, Austryaka, bawiącego przejściowo w Japonii. Obaj rankiem, przed wyjazdem statku, puszczamy się konno, by oglądać zachwalaną przez Siebolda miejscowość kąpielową Arima. Rozczarowanie na całej linii; do widzenia absolutnie nic, — beknąłem 10 dolarów za szkapy, jakiś rodzaj potworów bez nerwów, które, zdaje mi się, tylko złośliwi japońskimi końmi przezywają.
Po południu dnia 16, o czwartej, ruszył nasz parowczyk ku Kagosimie i Riu-kiu. Uczucia, które nami formalnie miotały, nie dadzą się opisać! Do zrobienia wycieczki do Riu-kiu namówił mnie Siebold. Cóż będzie, jeżeli się okaże, jak wszyscy, prócz Siebolda, przeze mnie pytani twierdzili, że nie warto było zupełnie jechać do tego nieszczęsnego Riu-kiu! W malutkim parowcu japońskim, ja i mój Neydhardt jesteśmy jedyni biali, z kapitanem Japończykiem, z kuchnią japońską. Cóż poczniemy nieszczęśliwi w razie burzy, które o tym czasie pono na obu morzach, i Chińskiem i Oceanie Spokojnym, często się zdarzają? Dalej, tyle czasu, pieniędzy, fatygi stracić, by nic i znowu nic ciekawego nie zobaczyć! o bogowie! coby to była za okropność! Wszystkie ujemne strony tej podróży ze zdwojoną siłą stawały przed naszemi oczami. Dodajmy, że, jak wspomniałem, każdy ktoregom pytał, uśmiechał się litościwie nad tą szaloną głową, która dobrowolnie pod miecz się kładzie i do Riu-kiu jedzie! — W biurze, gdzieśmy bilety kupowali, nawet urzędnik sprzedający nam te tak zabawnie wyglądające papierki, japońskimi znaczkami okryte, nawet ten urzędnik litować się zdawał nad nami. W hotelu żegnano nas, jak żegnali zapewne Hiszpanie odpływającego Kolumba.
Pod takiemi auspicyami opuszczamy Kobe. Na statku kuchnia japońska, trzeba więc było wziąć co potrzeba na 14 dni, i samemu przy pomocy przewodnika, który z nami jedzie, gotować. Boże, bądź nam miłościw! Mam uczucie, że robię głupstwo, a jednak coś mi w duszy mówi, że końcowo będę z tej ekspedycyi zadowolony; nie zapominając, że będziemy 4-tym i 5-tym Europejczykiem, którego noga po ziemi wyspy Riu-kiu chodzić będzie.










Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Paweł Sapieha.