Podróż na wschód Azyi/23 sierpnia

<<< Dane tekstu >>>
Autor Paweł Sapieha
Tytuł Podróż na wschód Azyi
Podtytuł 1888-1889
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1899
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Irkuck, 23 sierpnia.

Wizyty. Raniutko zjawia się p. Jastrzębski, zawiadujący Moskow. Podworjem; suplikuje, żeby się przenieść do niego, ofiaruje apartament za darmo, byle tylko ten zaszczyt, że syn księcia Adama u nich mieszkał, spadł na ich zakład. Otrzymali od hr. Ignatiewa jeszcze w marcu rozkaz przyjęcia mnie u siebie, jak można najlepiej. Przychodzi mnie ofiarować w imieniu p. Kosowskiego Michała, adwokata, ekwipaż tegoż na usługi. Pokazuje się przytem, że Kosowski zna ojca i matkę moją z Sèvres, z r. 1864. Jadę więc natychmiast do Kosowskiego; człowiek lat 55-ciu, ale sterany i zmęczony życiem; deportowany w 1864, gdy wrócił z zagranicy. Od 1872-go ma pozwolenie wracania; ożenił się jednak tutaj i został. Teraz wyjeżdża próbować, czy w kraju będzie się mógł ostać. Prowadził tu z wielkiem powodzeniem kancelaryę adwokacką, uzbierał nieco pieniędzy; dobroczynny niesłychanie i czynny; jest wiceprezesem tutejszego Towarzystwa dobroczynności, dyrektorem teatru i t. d. i t. d. Na kościołek katolicki ofiarował 30.000 rubli; na jego środki to suma potężna. Zapatrywania szlachetne, uczciwe, polityczne i rozumne; nienawiści do Rosyi żadnej. Między Rosyą a nami głównie i zawsze kopią przepaść Berlin i kasta czynowników, w tem swój interes materyalny mająca. Niestety, w Petersburgu brano parcie berlińskie za dobrą monetę, słuchano bezwarunkowo tych podszeptów. Dziś może przecież będzie zmiana — przyszłość okaże.
W Irkucku upadek materyalny od pożaru, a zwłaszcza podziału Syberyi wschodniej na dwa jeneralne gubernatorstwa. Pan Boulanger jeździł w zeszłym roku, posłany przez francuskiego ministra robót publicznych, celem badania terenu w Syberyi, ewentualnych lokacyj kapitałów francuskich w przedsiębiorstwach tutejszych; rezultatów namacalnych dotąd niema. Jak raz kolej przyjdzie do skutku, Niemcy zaleją Sybir. Żydów tu dużo; usuwają ich drogą rozporządzeń od wszystkiego, np. nie wolno im pod własną firmą prowadzić handlu wódką. Słyszałem, że aby się od tych sekatur uwolnić, wielu przechodzi na prawosławie, żenią się z ruskiemi. Wszyscy się skarżą na podatki; mój Boże, cóżby oni powiedzieli, gdyby u nich austryackie podatki zaprowadzono? Złota wielka ilość wychodzi do Chin; Chińczycy już aż do Irkucka zaszli, jest ich ponoś około 80 tutaj; po drodze wszędzie ich widać. Nie osiedlają się jednak wcale; żon i wogóle kobiet sprowadzać im nie wolno — jest to zasada rządu, by przeszkodzić zbytniemu mnożeniu Chińczyków.
Kopalnie Niemczynowa i spółki mają w tym roku wydać 250 pudów złota, pud po 17.000 rubli. Z tego rządowi przypada 25 pudów, za resztę otrzymują właściciele asygnaty kasowe brzmiące na 20 do 200 półimperyałów, wypłacalne w pewnych terminach złotem. Z wielkich t. zw. tuzów tutejszych, większa część wymarła już, wielu się powynosiło do Rosyi. Już to nie jest owa stolica złotodajnej ziemi, jaką opisuje, naturalnie z przesadą, p. Meignan. Robotnicy w preiskach — tak się nazywają kopalnie złota — w okropnym są stanie: zarabiają niesłychanie wśród lata; nadchodzi zima, kopalnie przestają funkcjonować, robotnicy ściągają się ku południowi, w okolice bardziej zamieszkałe, koło Werhnego Udińska; tu cała ludność, próżnująca rok krągły, czyha tylko na przybycie tych nieszczęśliwych. Hulanie się rozpoczyna! Taki np. fakt opowiadał mi Korycki: Robotników dwóch przyszło na kwaterę do domu, gdzie Korycki mieszkał; zaczynają pić; kupują aksamitne narodowe ubrania, każdy po sztuce perkalu lub sukna, które się na śniegu lub błocie rozkłada; każą zaprzęgać do sani, zamawiają muzykę; potem śniadanie i kolacya. Właścicielka domu liczy im za śniadanie po 5 rubli od głowy, za kolacyę po 10, choć naturalnie daje tylko zwykłe chłopskie strawy! Wódka dopełnia miary, zalewa te nieszczęsne żołądki. Po kilkudniowem takiem gulaniu, leżeli obaj napół martwi. A ponieważ już gotówki nie stało, więc suknie, obuwie, wszystko im zabrano, i nagich na mróz wypchnięto. Musieli znowu naturalnie wracać do robót w kopalniach. Tam, jak się dorobią, oszczędzą, to często i towarzysze zadławią, wietrząc za pieniądzmi.........
Obiad u Łusznikowa, dyrektora złoto płuczącego laboratoryum tutejszego. Człowiek wyżej czterdziestki, kawaler, widocznie sobie, jak to mówią, dobrze stoi; nadzwyczaj uprzejmy, mówi po francusku — rzadki to wyjątek tutaj. Dziwnie mało Rosyan w Syberyi włada jakimkolwiek obcym językiem; dość wielu rozumie jednak po polsku, kilku nawet mówi. Przyjęcia doznaję wogóle nietylko grzecznego, ale nawet powiedziałbym serdecznego. Antypatyi do nas nie widzę zupełnie; za to niesłychana antypatya do Madyarów i Niemców. Otóż Łusznikow, dawszy mi doskonale pić i palić, zaprosił mię na jutro rano na godzinę 10-tą, na odlanie małej, jak się wyraził, ilości złota. Niebawem ma przybyć transport 700—800 pudów; nie nadszedł jednak jeszcze.
Boulanger był wysłany, według Łusznikowa, nie przez rząd francuski, ale przez konsorcyum bankierskie, i to głównie celem zbadania linii projektowanej kolei żelaznej, i przekonania się, czy na linii tej nie znajdują się gdziekolwiek pokłady złotodajne. Co do kolei żelaznej rząd nie powziął jeszcze decyzyi ostatecznej. Są dwie ruty preliminowane: jedna z Ufy przez Omsk, Tomsk, Krasnojarsk, Niżny Udińsk, Irkuck, Kugom, Bajkała Czita, Nerczyńsk aż do brzegów Szyłki (dopływu Amuru); druga ruta szłaby z Tomska nie na Irkuck, ale o wiele wyżej na północ, przecinając okolice niezamieszkałe; miałaby tylko ten awantaż, że szłaby głębiej w kraju dalej od granicy i byłaby prostszą. Według Łusznikowa nie ma ona racyi bytu..........
Imci pan Wróblewski służy za numerowego w hotelu moim. Na drugi dzień mego przyjazdu, gdym go pytał, z których stron, jaka przyczyna jego tu obecności, w przydługą wdał się opowieść. Z Kalisza pochodzi; człowieka zabił, ale nie chciał; uczciwe i poczciwe człeczysko z kościami; wskutek procesu i kłótni z właścicielem gruntu, który dzierżawił, pieniaczem jakimś okrutnym, przyprowadzony do nędzy i rozpaczy, w kłótni, na polu zeszedłszy się z owym właścicielem, wśród bójki powstałej zbił go tak, że ów w 24 czy 48 godzin umarł. — Ot, także typ à la Szymański.
Dziś niedziela, więc nabożeństwo. O dziesiątej suma; sam proboszcz katolicki ją odprawia, poczem kazanie i suplikacye przed Sanctissimum. Miękko się koło serca zrobiło! rok przeszło człek nie słyszał już najpierw łaciny w modlitwach mszalnych po naszemu wymawianej. Organista, stary wiarus, śpiewa i gra jak może; ksiądz starowina ciągnie prefacyę, widać kiedyś dobry głos był u niego; ludziska, cóż za typy nasze! pan szewc i pan kowal, a tu majster rzeźnicki, a tam ślusarski. Stosunkowo bardzo pobożnie nawet inteligencya się zachowuje; jakaż jednak różnica z chrześcijanami Chińczykami lub Japończykami, o ileż tamci bardziej skupieni się wydawali! Po mszy schodzimy do proboszcza; mieszkanie jego pod kościołem. Wódeczka i przekąska mała, przedstawiają mnie dość licznemu zebraniu; poczem pogawędka polityczna. Z niej odnoszę wrażenie, że ci panowie nader skrajnie o rzeczach sądzą. Bóg przemądry! myślę sobie, my tylko żyjemy wzdychaniem: żeby to Polska była, toby już wszystko było! a kto wie, gdyby była, czyby nie wyglądała nader smutnie?!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Paweł Sapieha.