Podróż podziemna/Rozdział 25
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Podróż podziemna |
Podtytuł | Przygody nieustraszonych podróżników |
Wydawca | Wydawnictwo „Argus“ |
Data wyd. | 1923 |
Druk | Drukarnia aukc. T. Jankowskiego, ul. Wspólna 54 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Voyage au centre de la Terre |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Obudziłem się w niedzielę rano z tą myślą, że nie wyruszymy zaraz w dalszą drogę.
Bo chociaż droga była niezła, odpoczynek był mi od niej milszy.
Grota, w której znajdowaliśmy się obecnie, była obszerną salą.
Na jej granitowym podłożu przepływał wierny nasz strumyk.
Woda przepływając w ogromnej odległości od swego źródła nie była gorąca, przeto mogliśmy ją pić bez studzenia.
Po śniadaniu stryj poświęcił kilka godzin na doprowadzenie do porządku swych co dziennych notatek.
— Chcę, — mówił, — po powrocie do domu nakreślić mapę naszej podróży podziemnej, jakby plan tej naukowej ekspedycji.
— To będzie bardzo ciekawe, mój stryju...
— O, tak! Notowałem starannie wszystkie spadki i wzniesienia. Jestem pewny, że się nie omyliłem.
— Zobaczmy teraz, gdzie jesteśmy. Weź busolę i zauważ kierunek wskaźnika.
Przyglądałem się instrumentowi i po krótkiej chwili powiedziałem:
— Podróżujemy pod oceanem Atlantyckim.
— Doskonale.
— I w tej chwili jest burza na morzu i parowce nachylone są nad naszemi głowami.
— To być może.
— I wieloryby uderzają ogonami o mury naszego więzienia.
— Bądź spokojny, Axelu, nie zwalą na nas murów.
Ale wróćmy do naszych obliczeń. Jesteśmy na południo-zachodzie, o 85 mil od Sneffels, i według moich poprzednich notatek o 16 mil od ziemi w głąb.
— Szesnaście mil w głąb! — wykrzyknąłem.
— Z pewnością.
Ależ to olbrzymia granica! Taką więc jest skorupa, otaczająca naszą ziemię!
— Nie mówię, że nie jest gruba!
— I tutaj, według prawa o poziomie temperatury, powinno być ciepła z 1500 stopni.
— Powinno być, mój chłopcze.
— I cały ten granit powinien znajdować się nie w stanie stałym, lecz płynnym.
— Widzisz, że tak nie jest i że teorje nie odpowiadają rzeczywistości.
— Muszę to przyznać, ale wielce jestem zdziwiony.
— Co wskazuje termometr?
— Dwadzieścia siedm stopni i sześć dziesiątych.
— Brak więc jeszcze 1464-ch i czterech dziesiątych do obliczanych przez uczonych stopni.
A więc pogląd o podwyższaniu się temperatury w miarę zagłębiania się w ziemię, jest błędem.
Ale Humphry Davy mylił się. Co masz do powiedzenia?
— Nic, stryju.
W rzeczywistości miałem dużo do mówienia.
— Mój stryju, — rzekłem po chwili, — uważam wszystkie te obliczenia za słuszne, ale pozwól mi wyciągnąć stąd pewne wnioski.
— Mów chłopcze do woli.
— W punkcie, na którym jesteśmy, obwód ziemski ma 1583 mile?
— Tak, i jedną trzecią. — A teraz zbadaj manometr. Zobacz, co on wskazuje?
— Duże ciśnienie.
— Dobrze. Widzisz więc, że, schodząc powoli w głąb skorupy ziemskiej, przyzwyczajamy się stopniowo do tej atmosfery i dlatego nie odczuwamy zmian i nie cierpimy.
— Tak, z wyjątkiem bólu uszu.
— To nic nie znaczy. Pozbędziesz się i tego bólu, wdychając raptownie powietrze w płuca, napełnione powietrzem wewnętrznem.
— Doskonale, — odpowiedziałem, podziwiając wszechstronną wiedzę mego stryja.
Resztę dnia spędziliśmy na obliczaniu i rozmowie.
Ze zdumieniem słuchałem profesora Lidenbrocka, który na wszystko miał gotową odpowiedź i radę, podziwiałem też spokój przewodnika i jego uległość wobec stryja.