Rycerskie i wysmukłe masz kontury ciała,
Jakobyś starych mistrzów żywym była tworem.
A woniejesz tak stepem, łąkami i borem —
Pieśnią wichrów — jak sosna w słońcu rozgorzała.
Twa dusza się w kurhannych dumach rozkochała,
W białych kościach świecących nad czarnym ugorem,
W sennym jęku żórawi u studni wieczorem —
W tęsknicy się stepowej Twa dusza zbłąkała.
Lecz nocą, gdy miesiąca zejdzie sierp z opali,
I wonieją wiśniowe rozkwiecone sady.
Śnisz pod oknem nucone miłosne balady,
I młodego rycerza w szyszaku ze stali...
I w zwartych jego ramion tulona obręczy
Sen prześniewasz swój cudny — sen pierwszy, młodzieńczy.
Twoja dusza wygnanki ma królewskiej lice.
Czerw bezczynu krwi jasne jej wytacza soki,
Nuda w pustyń zmartwiałe przenosi opoki,
Gdzie pogasłych nadziei martwe lśnią źrenice.
A w około mkną Życia wezbrane potoki,
Niosąc zgony i srebrne odrodzeń kotwice —
Białe krzyże Chrystusów, Syzyfów krwawice,
Tyrs Bachantek, Idei błękitne obłoki.
Lecz Twa dusza wygnanką jest w królewskiej szacie —
Śledzić dano jej szaniec w wojennym rozgwarze,
Ale walczyć przy żadnym nie wolno sztandarze.
Więc, wiedząc że majestat jest dla niej przekleństwem,
Kona cicho — tej lilii strawiona męczeństwem.
Co samotna rozkwitła w gotyckiej komnacie.
Z polskich kłosów wiatr zebrał ów wszystek pył złoty,
Co świeci skier blaskami w warkoczy Twych wianku.
Z polskich łanów w Twą duszę wiatr zwiał o poranku
Wszystką nieba słoneczność i wszystkie tęsknoty.
Więc dusza Ci się w dziwne powichrzyła loty,
I z swych prostych, a polnych, zbłąkawszy się szlaków,
Leci czasem samotna, nakształt rannych ptaków,
Nie wiedząc gdzie tułacze rozpiąć swe namioty!
Leci w dziwną krainę, a raczej w cmentarze —
Lecz tam żywym przystępu bronią duchów straże,
A kto wchodzi ten w progu złotą młodość grzebie,
By potem zmartwychwstawszy po wielkim pogrzebie,
Z pielgrzymich swych sandałów pył otrząsnąć ziemi —
I gonić wizye złote skrzydły słonecznemi.
W dziejów księdze pył, atom... lecz biją zeń łuny,
Jak ongi z mojżeszowych krzaków gorejących —
Każde serce ma żary błyskawic płonących,
Każde ramię ukuwa wnet czynu pioruny.
W śmierć idących tytanów szeregi męczenne,
Krwawe piersi, jak kielich niosą ołtarzowy.
Woń krwi, dymu i prochu... Orzeł srebrnogłowy
Już na wolnych sztandarze gra surmy promienne.
Takie wielkie postacie z bronzu, spiżu, stali —
Jakby dawnych grobowców podziem wyludniony
Słał rycerskie zastępy na wsze Polski strony...
Świt Wolności na ziemi Jagiełłów się pali!...
Błysk proporców... karabel... skrzydeł i kirysów...
I na Chrobrych koronie świeży laur cyprysów!