[139]DO ANDRZEJA Ł....
Andrzeju! ty z miłośnych śmiejąc się uroków,
Nie znasz tych czarodziejskich zapałów, tych wzroków.
Których człowiek sam szuka, znalazłszy przeklina;
Grasz w szachy, palisz fajkę i drwisz z kupidyna.
Gdy po tablicy króla mego z końca w koniec
Pędzisz jak przemarzłego Westfalczyka Doniec,
I w kąt go zapakujesz z całym majestatem,
Albo na samym środku, gdy zaskoczysz z matem;
Lub tych, którzy odemnie wprawniéj wiodą szachy,
Alexandra, Niceta, gdy zniszczysz zamachy;
Twierdzisz, że to zwycięstwo dla cię wiecéj warte,
[140]
Niż gdybyś jakie dziéwcze pokonał uparte,
I z ust słodkich najpiérwszy dobył pocałunek.
A gdy ja, chcąc Eliny malować rysunek,
Szukam żywych kolorów z wyobraźni kraju,
Gdy czuję że w jéj oku wszystkie wdzięki raju,
I że róża na śniégu lica jéj rozkwita;
Ty z chłodną krwią powiadasz „at sobie kobiéta.“
Grzeszyłbym, gdybym nazwał serce twoje głazem,
Bo wiém jak się rozczula przyjaźni wyrazem;
Wiém jak łza nieszczęsnego rozrania je tkliwie;
Nie ganię cię Andrzeju, lecz się tobie dziwię.
Nie chcę uczyć, lecz proszę dobrze się zastanów,
Czy miłość jest nam panią, czyli w nas ma panów?
[141]
Jeżeli włada nami, to żartuj zdrów bracie;
Co kazała dla drugich, rozkaże i dla cię;
Samemu ci mat dadzą niebianki spójrzenia;
A szachy twe stać będą w pyle zapomnienia.