Poezye Józefa Massalskiego/Dumania na wałach

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Massalski
Tytuł Poezye
Podtytuł Tom pierwszy
Data wyd. 1827
Druk B. Neuman
Miejsce wyd. Wilno
Źródło skany na Commons
Indeks stron
DUMANIA NA WAŁACH.

Pozdrawiam was! odwieczne Włodzimiérza wały!
Tu łuk brzęczał, miecz błyskał, tu spiże ryczały;
A dziś trawę spokojnie skubie krówka cicha,
I z piasku sypiąc szańce dziécko się uśmiécha.


Pomniku wojen srogich! twe olbrzymie ściany
Podjęła ręka ludzi byś ich krwią był zlany!...
Ten wał, szturmów i wieków nieprzeparty siłą,
Hufcóm, którym był tarczą, dzisiaj jest mogiłą,
I dzieje rańszych czasów późnym opowiada.

Gdzieniegdzie z rozpadliny urąga kość blada
Dumie człeka zuchwałe tworzącéj rachuby.
Tu, gdy w cieniu okopów drzémie pokój luby,
A wdzięcznie xiężyc spojrzy po niebios obszarze,
O Bogu, o kochance i o szczęściu marzę.
Obok wałów, spór wiodąc z możną czasu dłonią,
Szczyty dawnéj świątyni blask i gruzy ronią.
Tam zléwał Twórca łaski, tu gniéw swój wywierał;
Tam lud za kraj się modlił, tutaj zań umiérał.


Czy własność nieba ludzkim oddając pożytkóm,
Bezbożna dłoń wydarła skarby tym przybytkóm;
Czy przez się w starym gmachu ofiary ustały;
Bogu, co sam w nim został, nieubyło chwały.
Godzien ten by się przed nim wszelki twór pokorzył,
Kto tę ziemię, te gwiazdy i to niebo stworzył;
Lecz chociażby na górnych oceanów łona
Nie wytoczył z nicości tych światów miljona,
Tylko stworzył Eliny duszę niezrównaną,
Jużbym jak przed wszechmocnym upadł na kolano.

Elina!... Już do wzmianki téj łza przyuczona
Cmi oko — i mdły uśmiéch pod westchnieniem kona....

Nadziejo! próżno błyskasz w omamieniu miłém;
Nie będę ja szczęśliwym; bo już raz nim byłem.
Muszę odtąd na roskosz jak obcą spoglądać;
Nigdy czuć jéj a wiecznie żałować lub żądać.
Już ogień wyobraźni, jakim młodość płonie,
Co czarując twój niegdyś wzrok Pigmaleonie!
W kochankę twą pod dłótem zmienił zimny kamień,
Twórca samemu szczęściu podobnych omamień;
Ow ogień, co i dla mnie świat poziomy krasił,
Tajemnie sączonemi łzami się przygasił.
Dziś on, jak nocą promień lampy wędrownika,
W pośród smutnych przedmiotów błąka się i znika.

Człeku! chociaż zła gwiazda towarzyszy tobie,
Płacz wita u kolébki, niepewność przy grobie,

Przez sto cierni za jednym przedzierasz się kwiatem,
Choć pokój dla cię obcym a frasunek bratem;
Gdy umysłem twym wyższéj nie dościgasz woli,
Wznoś oczy ku niebiosóm i znoś grom niedoli.

Lecz oto xiężyc w grubym utonął obłoku.
Wiatr szeleszcząc po trzcinach na brzegach potoku,
Tak jak los moją młodość, zmącił czyste zdroje,
I ciemne chmury błądzą tak jak myśli moje.
Lubię ten czarny widok, lubię cień wspaniały,
Co przelotem pomracza świątynią i wały.
Lecz pójdę. Tu i nigdzie nie znajdę widoku,
Coby się dosyć smutnym wydał memu oku.
Pójdę. Poniosę wszędzie chwil ubiegłych wzmianki,
Ciche żale, ból w sercu i obraz kochanki.


PD-old
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain),
ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).