[133]FILON I CHLOE.
Gdzie się wznosi dąb wieczysty,
Gdzie wytryska zdrój przéjrzysty,
Igra trzoda rozbieżana,
Stoi Chloe zadumana.
Zefir w rąbkach i warkoczach,
Skargi w ustach, łzy na oczach,
Miłość żyje w pośród łona,
A w sercu obraz Filona.
Gdyby róży kwiat przyodzian
W najpiękniéjsze krasy młodzian,
Wszystkim we wsi dziéwkom miły,
Nie znał długo wdzięków siły;
Aż niebieskie Chloi oko
Wpadło w serce mu głęboko.
Pozyskałby ślubny wieniec,
Lecz ubogim był młodzieniec.
[134]
Matka Chloi nań się zżyma,
Na oku swą córkę trzyma;
Lub tam każe gonić trzody
Gdzie nie będzie Filon młody.
Smutne idą dla kochanki
I wieczory i poranki.
Stoi, wzdycha, same owce
Błądzą w lasy i manowce.
Kona słońce na zachodzie,
Zgania trzody wieś ku wodzie,
A pastérka nieszczęśliwa,
Próżno swoich owiec wzywa.
Noc nadeszła, wichry świszczą,
W oknach wiéjskich ognie błyszczą,
Błyszczą w mroku oczy źwiérza,
Na pastérkę strach uderza;
Traci ściéżki, błądzi w lesie,
Krzyk jéj echo na dal niesie;
[135]
Głos jedyny w nocnéj ciszy,
Ale matka go nie słyszy.
Widzi trwożna same trzody
Wracające do zagrody.
Bieży, staje na parkanie,
Woła — „Chloe! me kochanie!
Czyż nie słyszysz płaczu matki?
Północ idzie! wróć do chatki!“ —
Krzyk jéj echo na dal niesie;
Lecz nie słyszy Chloe w lesie.
Jdzie matka utrapiona
Do pastérza do Filona.
— „O Pastérzu! wróć mi dziécię,
Jutro sobie je weźmiecie.“ —
Wnet rozpalił pęk łuczywa,
Bieży w puszczę, Chloi wzywa;
Drżąc z nadziei, z trwogi wszystek,
Całą drżącą gdyby listek,
[136]
Znajduje Chloę młodzieniec,
I ślubny odbiéra wieniec.