[67]JOANKA.
Jednego ranka,
Miesiąca kwietnia,
Młoda Joanka,
Szesnastoletnia,
Gładziuchna, świéża jak perła rosy,
Lekka jak lekki pukiel jéj kosy,
Budząc echa okolicy
Wdzięcznemi piosenki,
Z koszem brzoskwiń, do stolicy
Snuła krok maleńki.
Ze sześć podobno
Brzoskwiń, osobno,
Skryła Joanka;
Sześć brzoskwiń tylko, lecz nie ladaco.
Spytacie na co?
Na to, że miała w mieście kochanka.
[68]
Ale jakiego! daj każdéj Boże!
Cnotliwy, piękny, i żołnierz przytém;
Sam Król go swoim zwał faworytem;
Sam jemu swatał dziéwczęta hoże.
Bo trzeba wiedzieć, że król téj krainy
Był, jak mówią, dziwnego człowiek nabożeństwa:
Wszystkich pięknych młodzieńców i piękne dziéwczyny
Bez względu na przeszkody serca, pokrewieństwa,
Skłaniał do związków małżeństwa.
Lecz Joance Stach jéj młody
Poprzysiągł wierność aż do skonania;
Zatém na wszystkie inne swatania
Nie było zgody.
A taka stałość, mówcie jak chcecie,
Najlepszych brzoskwiń warta jest przecie.
[69]
O półtorasta
Kroków od miasta,
Spotkał Joankę, wstrzymał rumaki,
Dał jéj dobrydzień, chce wejść w znajomość...
Ale któż taki?
Sam Król Jegomość.
Przypatrzył się Joance, chwil parę pomyślił,
A potém dostał papiér, ołówek,
I kilka słówek
Nakréślił.
— Aniołku, rzecze, czy umiesz czytać? —
— Nie umiem panie —
— A wiész gdzie Rządcy miasta mieszkanie? —
— Mogę dopytać —
— Dopytaj proszę, i daj mu tę kartę,
Masz za twe trudy — Ja nie chcę zapłaty —
— Weź proszę, trudy twoje więcéj warte,
Lecz weź choć cztéry dukaty. —
[70]
Wzięła Joanka i poszła do miasta;
Ale, choć czytać nie umié,
Nie brakowało jéj na rozumie;
Jakieś w niéj o téj kartce podéjrzenie wzrasta.
Widząc zatém, że stara przy bramie niewiasta,
Jednooka i garbata,
Rękę wyciąga,
Żebrząc szeląga,
Dała jéj z góry dukata;
Lecz z warunkiem by kartę na miéjsce odniosła.
Babula na dźwięk złota trzy cale podrosła,
Nie zbyt prędki z niéj był goniec;
Lecz nakoniec,
Mimo opór sług, w rządcy zjawiła się gmachu.
Ten wziął kartkę, przeczytał, ramionami ścisnął,
Na sługi świsnął.
[71]
— Wezwać Stacha — Wezwano. — Na! przeczytaj Stachu! —
Stach czyta i na babę patrząc drży od strachu.
Cóż czyta? Ach! okrutne królewskie wyroki:
„Rządco nie pytaj Stacha zgoda, czy nie zgoda,
„Każ mu dać ślub z tą samą, co tę kartkę poda,
„Bez żadnéj zwłóki.”
Włosy Stachowi powstały na głowie;
Co spójrzy na babulę, to nazad odskoczy,
Odwróci oczy,
Załamie ręce i powié:
— O ja nieszczęsny! czyż taka jędza
Ma być mych zasług zapłatą? —
Cóż rządca na to?
Posłał po xiędza.
Klnie Stach wszystkich, nawet Króla.
A babula,
Niepoczciwa,
[72]
Na wzrok słodki się zdobywa.
Jéj gębula
Tak zrobiła się mała, niema, zaciśnięta,
Tak silną położyła sekretowi tamę,
By jak niechętny więzień nie wymknął za bramę,
I tak była uparcie, tak długo zamknięta,
Jak niepamięta.
— Ach! wiém ja, wiém myśliła, że błąd się wykryje;
Lecz dobrze być szczęśliwą choć na jeden dzionek. —
A chcąc, by się w rozpaczy ukoił małżonek,
Wyciąga drżące ręce, skacze mu na szyję.
Zapomniał Stach grzeczności należącéj damie,
I tak nieczule
Trącił babulę,
Że się o drugą ścianę oparło jéj ramie.
[73]
— Pokój temu domowi! — Zabrzmiał głos na progu.
Spójrzał Stach: Xiądz niestety! Stanął sługa nieba,
I nuż prawić kazanie, jak starać się trzeba,
By wzmocnić miłość żony, podobać się Bogu.
Stach stoi niemy, jakby opoka;
Tylko babula
Tak się rozczula,
Że się źrzódło zrobiło z jéj jednego oka;
A łzy, rozbiegając się po zmarszczkach jéj lica,
Błyszczą jak te strumyki, których dészcz tysiące
W nierównéj rozproszy łące,
Błyszczą przy świetle xiężyca.
Ale Stach nie był również nieczuły,
Gdy kapłan wziął się do stuły;
Chce uciec, nie puszczają. W tém blada jak chusta
[74]
Wpada Joanka,
Któréj, latając od ust na usta,
Wieść już doniosła o losie kochanka.
— Kapłanie, rzekła, czekaj! to dla nas ta stuła! —
Lecz napróżno błąd odkrywa;
Bo babula niepoczciwa:
— Kłamstwo! kłamstwo! — krzyknęła i wszystko pospuła[1].
Joanka w szlochy,
A baba w fochy,
A Rządca krzyczy — Xięże nie trać czasu! —
Pełno hałasu.
— Ty, rzekł Xiądz babie, swoją gębę stul,
A Stach niech z wolą Króla się zgodzi,
Połączcie ręce! — W tém we drzwi wchodzi...
Któż znowu? Król.
— Co to jest? — Wszyscy jak wryci stanęli.
On rozpoznawszy, co jak się stało,
[75]
Śmiał się nie mało,
I Stach z Joanką zaraz ślub wzięli.
Próżno babula,
Przy nogach Króla,
Błaga, by choć do jutra była żoną Stacha.
Wszyscy cha, cha, cha, cha!
A staréj pannie młodéj, dla pociechy w żalu,
Król kazał dać do śmierci wygodę w szpitalu.
|