Poezye Józefa Massalskiego/Joanka

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Massalski
Tytuł Poezye
Podtytuł Tom drugi
Data wyd. 1828
Druk A. Marcinowski
Miejsce wyd. Wilno
Źródło skany na Commons
Indeks stron
JOANKA.


Jednego ranka,
Miesiąca kwietnia,
Młoda Joanka,
Szesnastoletnia,
Gładziuchna, świéża jak perła rosy,
Lekka jak lekki pukiel jéj kosy,
Budząc echa okolicy
Wdzięcznemi piosenki,
Z koszem brzoskwiń, do stolicy
Snuła krok maleńki.
Ze sześć podobno
Brzoskwiń, osobno,
Skryła Joanka;
Sześć brzoskwiń tylko, lecz nie ladaco.
Spytacie na co?
Na to, że miała w mieście kochanka.

Ale jakiego! daj każdéj Boże!
Cnotliwy, piękny, i żołnierz przytém;
Sam Król go swoim zwał faworytem;
Sam jemu swatał dziéwczęta hoże.
Bo trzeba wiedzieć, że król téj krainy
Był, jak mówią, dziwnego człowiek nabożeństwa:
Wszystkich pięknych młodzieńców i piękne dziéwczyny
Bez względu na przeszkody serca, pokrewieństwa,
Skłaniał do związków małżeństwa.
Lecz Joance Stach jéj młody
Poprzysiągł wierność aż do skonania;
Zatém na wszystkie inne swatania
Nie było zgody.
A taka stałość, mówcie jak chcecie,
Najlepszych brzoskwiń warta jest przecie.

O półtorasta
Kroków od miasta,
Spotkał Joankę, wstrzymał rumaki,
Dał jéj dobrydzień, chce wejść w znajomość...
Ale któż taki?
Sam Król Jegomość.
Przypatrzył się Joance, chwil parę pomyślił,
A potém dostał papiér, ołówek,
I kilka słówek
Nakréślił.
— Aniołku, rzecze, czy umiesz czytać? —
— Nie umiem panie —
— A wiész gdzie Rządcy miasta mieszkanie? —
— Mogę dopytać —
— Dopytaj proszę, i daj mu tę kartę,
Masz za twe trudy — Ja nie chcę zapłaty —
— Weź proszę, trudy twoje więcéj warte,
Lecz weź choć cztéry dukaty. —

Wzięła Joanka i poszła do miasta;
Ale, choć czytać nie umié,
Nie brakowało jéj na rozumie;
Jakieś w niéj o téj kartce podéjrzenie wzrasta.
Widząc zatém, że stara przy bramie niewiasta,
Jednooka i garbata,
Rękę wyciąga,
Żebrząc szeląga,
Dała jéj z góry dukata;
Lecz z warunkiem by kartę na miéjsce odniosła.
Babula na dźwięk złota trzy cale podrosła,
Nie zbyt prędki z niéj był goniec;
Lecz nakoniec,
Mimo opór sług, w rządcy zjawiła się gmachu.
Ten wziął kartkę, przeczytał, ramionami ścisnął,
Na sługi świsnął.

— Wezwać Stacha — Wezwano. — Na! przeczytaj Stachu! —
Stach czyta i na babę patrząc drży od strachu.
Cóż czyta? Ach! okrutne królewskie wyroki:
„Rządco nie pytaj Stacha zgoda, czy nie zgoda,
„Każ mu dać ślub z tą samą, co tę kartkę poda,
„Bez żadnéj zwłóki.”
Włosy Stachowi powstały na głowie;
Co spójrzy na babulę, to nazad odskoczy,
Odwróci oczy,
Załamie ręce i powié:
— O ja nieszczęsny! czyż taka jędza
Ma być mych zasług zapłatą? —
Cóż rządca na to?
Posłał po xiędza.
Klnie Stach wszystkich, nawet Króla.
A babula,
Niepoczciwa,

Na wzrok słodki się zdobywa.
Jéj gębula
Tak zrobiła się mała, niema, zaciśnięta,
Tak silną położyła sekretowi tamę,
By jak niechętny więzień nie wymknął za bramę,
I tak była uparcie, tak długo zamknięta,
Jak niepamięta.
— Ach! wiém ja, wiém myśliła, że błąd się wykryje;
Lecz dobrze być szczęśliwą choć na jeden dzionek. —
A chcąc, by się w rozpaczy ukoił małżonek,
Wyciąga drżące ręce, skacze mu na szyję.
Zapomniał Stach grzeczności należącéj damie,
I tak nieczule
Trącił babulę,
Że się o drugą ścianę oparło jéj ramie.

— Pokój temu domowi! — Zabrzmiał głos na progu.
Spójrzał Stach: Xiądz niestety! Stanął sługa nieba,
I nuż prawić kazanie, jak starać się trzeba,
By wzmocnić miłość żony, podobać się Bogu.
Stach stoi niemy, jakby opoka;
Tylko babula
Tak się rozczula,
Że się źrzódło zrobiło z jéj jednego oka;
A łzy, rozbiegając się po zmarszczkach jéj lica,
Błyszczą jak te strumyki, których dészcz tysiące
W nierównéj rozproszy łące,
Błyszczą przy świetle xiężyca.
Ale Stach nie był również nieczuły,
Gdy kapłan wziął się do stuły;
Chce uciec, nie puszczają. W tém blada jak chusta

Wpada Joanka,
Któréj, latając od ust na usta,
Wieść już doniosła o losie kochanka.
— Kapłanie, rzekła, czekaj! to dla nas ta stuła! —
Lecz napróżno błąd odkrywa;
Bo babula niepoczciwa:
— Kłamstwo! kłamstwo! — krzyknęła i wszystko pospuła[1].
Joanka w szlochy,
A baba w fochy,
A Rządca krzyczy — Xięże nie trać czasu! —
Pełno hałasu.
— Ty, rzekł Xiądz babie, swoją gębę stul,
A Stach niech z wolą Króla się zgodzi,
Połączcie ręce! — W tém we drzwi wchodzi...
Któż znowu? Król.
— Co to jest? — Wszyscy jak wryci stanęli.
On rozpoznawszy, co jak się stało,

Śmiał się nie mało,
I Stach z Joanką zaraz ślub wzięli.
Próżno babula,
Przy nogach Króla,
Błaga, by choć do jutra była żoną Stacha.
Wszyscy cha, cha, cha, cha!
A staréj pannie młodéj, dla pociechy w żalu,
Król kazał dać do śmierci wygodę w szpitalu.





  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – popsuła.





PD-old
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain),
ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).