Poezye Józefa Massalskiego/Obrazek czérwony

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Massalski
Tytuł Poezye
Podtytuł Tom pierwszy
Data wyd. 1827
Druk B. Neuman
Miejsce wyd. Wilno
Źródło skany na Commons
Indeks stron
OBRAZEK CZERWONY.

Jeszcze w moich dni poranku,
Który szkoda że przeminął,
Gdym za każdém cackiem ginął,
Gdy mój Mentor bez ustanku

Wołał: Józio! hola! hola!
Już miéć tobie rozum pora;
Doradziła raz swawola.
Bym zemknąwszy od Mentora,
Dźwigał wodę jego nowym
Kapeluszem kastorowym
W dół co chciałem zrobić stawem.
Wkrótce w kącie na pokucie,
Ocierając łzy rękawem,
Józio szlochał a uczucie
Że popełnił wykroczenie,
Trapiło go nieskończenie.
— Pokuta trwała niedługo,
Chęci me były najszczérsze,
By grzech zagładzić zasługą;
A że Mentor lubił wiérsze
Wiérszem szukać zgody chciałem
Wziąłem pióro i w ukryciu,

Raz podobno piérwszy w życiu,
Pół godziny przedumałem.
— A z tych dumań co błądziły
Po nad gaje, nad mogiły,
Po nad wioski, po nad rzeczki,
Urodził się wiérsz maleńki,
Nie podobny do piosenki,
Nie podobny do bajeczki,
Był podobny do wszystkiego
Ale razem do niczego.
— Mentor mój był drugi Kato;
Śmiéch nie bardzo żył w przyjaźni
Z miną brwistą i wąsatą;
Jednak płód méj wyobraźni
Tak był dziwny, tak wysoki,
Że się Kato wziął za boki.
Potém długo prawił o tém
Jaki rymów wynalazek

Ma swój główny cel, a potém
Dał mi czérwony obrazek.
Z całéj téj mądréj rosprawy
Pożytek nie był ciekawy:
Nie zrozumiałem i słowa;
Ale obrazek czérwony
Więcéj dokazał niż mowa.
— Odtąd blaszane szwadrony,
Szabla pokrzywy tyranka
I piłka moja kochanka,
Co oknom dała się w znaki,
I rumak z Mentora laski
Miały już powab nie taki;
Wolałem zbiérać obrazki.
I w domu było już nie to:
Mniéj figlów, krzyku, swawoli,
Józio ustawnie gryzmoli,
I już powoli, powoli

Zwać go zaczęto poetą.
Wpadał w uniesienia wiészcze,
Opiewał szumnemi rymy
Pioruny, wojnę i dymy;
I z tych się Mentor śmiał jeszcze,
Dawał uwagi i zdania,
I jeszcze Józio ich słuchał
Jak niemieckiego kazania.
— Potém zefirek co dmuchał
Roskosznym chłodem po błoni,
I zdrój samotny w ustroni,
I w mgle rannéj zawieszony
Skowroneczek nad zagony,
I wiosek widok ozdobny
Natchnęły Józię spokojnie.
Już nie chciał śpiéwać o wojnie,
Już wiérsz do czegoś podobny
Wybiegał z pod jego pióra.

Zapał pokutą natchniony,
Co wzmógł obrazek czérwony!
Rozwiodła szérzéj natura.
— Potém gdy z Józia młodzieniec,
Biegąc w uroków krainy,
Spotkał spójrzenie Eliny,
Ujrzał Eliny rumieniec;
Już w ówczas nie miał Mentora
I śmiać się nie było komu;
Młodzieniec w cieniach wieczora
Wzdychał daleki od domu.
Już odtąd młodzieńca pienia.
Częściéj natchnęła kochanka,
I łza udręczeń posłanka
Toczyła się za uśmiéchem;
Bo słodycze i cierpienia
Wypił miłości kielichem.
— Dzięki ci niosę naturo!

Dzięko ci niosę Elino!
Inne złudzenia przeminą
I czczość zostawią ponurą;
Lecz zapał natchniony wami
Może i w późnéj lat zimie
Przyjemnie nie raz omami
Odmłodniałego przy rymie.
I zawsze kiedy od świata
Myśl oderwana ulata
Po idealnym przestworze,
Jakiekolwiek są jéj plony
Dzięki ci niosę Mentorze
Za twój obrazek czérwony.


PD-old
Tekst lub tłumaczenie polskie tego autora (tłumacza) jest własnością publiczną (public domain),
ponieważ prawa autorskie do tekstów wygasły (expired copyright).