[31]ZOSIA I CZYŻYK.
— O Boże! Boże! kiedyż wyrosnę?
Jak ta niewola niemiła! —
Zosia trzynastą żyjąca wiosnę
Tak sama sobie mówiła.
— Prawdziwie! ledwo serce nie pęknie od żalu,
Ciągle, do ksiąg, do robót, przynagla mię matka;
Ledwo się w rok trzy razy wytańczę na balu;
A to sama po sali kręć się jak warjatka.
Ach! jaki nie wesoły walc bez kawalera! —
Westchnęła Zosia głęboko,
Otarła łezkę, w górę spoziéra,
I cóż uderza jéj oko?
Luby jéj czyżyk, w drócianém więzieniu,
Myśląc pewno o gaiku,
Z noskiem zwieszonym, w milczeniu,
Siedział smutny na pręciku.
— Ach! i ptaszynie wolność jest drogą!
[32]
Wnet, rzekła Zosia, klatkę otworzę —
Skrzypnęły drzwiczki — Lećże niebogo! —
I pyrchnął czyżyk, i już na dworze.
Zwija się, leci, na blizkim dachu
Radośnie nócąc usiada:
— Szczęśliwyś teraz! o jakiem rada!
Wzruszona Zosia powiada. —
Ale zadrżała od strachu,
Gdy do ptaszyny skradł się kot bury.
Próżno nań Zosia macha, wykrzyka;
Przed jéj oczyma czyżyka
Srogie rozdarły pazury.
— O nieszczęsna! ja skarżyć śmiém na władzę matki,
Mówiła biedna Zosia, zlewając się łzami,
Smutna to widzę łaska tych wypuszczać z klatki,
Co jeszcze nie umieją władać sobą sami.