[53]ANGELUS.
W cichej komnacie pada mrok,
Zachodu mrok perłowy,
Ostatnie blaski sieje dzień,
Na czarnych lasów głowy.
Strzelista jasność oknem mży
Na sprzęty i na ściany
I na odkrytą mędrca skroń,
Co siedzi, zadumany.
I złotem brzeży jedną z kart
Otwartej przed nim księgi...
Wiją się po niej, niby szlak,
Starych miniatur wstęgi...
Ale myśliciel utkwił wzrok
W bezmiernej, pustej dali...
Nie widzi nawet, że się dzień
Zachodnią łuną pali.
[54]
Ciało i duszę rozbił on
Na cząstki, na atomy,
Przeniknął tajnię ruchów, sił.
I cały świat widomy.
I nic nie znalazł na dnie złud,
Jak warsztat ów pajęczy,
Na którym człek sieć marzeń tka
I barwi w blaski tęczy.
Więc wszystkim wiarom, wszystkim snom
Zaprzeczył głośno, śmiało,
I zerwał z życia przędzę tę,
Pod którą serce drżało.
I obojętny patrzy dziś
Po wyludnionem niebie,
W milczącą, chłodną pustkę gdzieś
Wskroś świata, czy wskroś siebie...
Wtem stary zegar, stary druh,
Zaskrzypi, załopota,
I na »Angelus« bije w spiż,
Jak sygnaturka złota.
I dwoje skrzydeł w strony dwie
Odskoczy z cichym trzaskiem,
[55]
I na lazurów ciemnych dnie
Miesięcznym zalśni blaskiem.
I od zachodnich, skrawych zórz
Topnieje w szczere złoto
Tryptyku wnętrze, tak jak je
Malował niegdyś Giotto.
Owiana — niby ranną mgłą —
Panieńskich rąbków strażą,
Służebna Pana klęczy tam,
Z przejasną, cichą twarzą.
A srebrny anioł wchodzi w drzwi,
Migając szatą białą...
— Ave Maria! — słychać szept —
Słowo się ciałem stało.
I srebrną lilię wzniósł na znak
Poselstwa gdzieś z niebiosów...
A światłokręgiem łaska lśni
Z przejasnych Panny włosów...
I bije zegar, spiż w nim drga,
Różaność płonie słońca,
I na »Angelus« zorza gra,
Złotymi pyły mżąca...
[56]
Tak codzień mędrzec z myśli swych
Budzi się owym gwarem;
Lecz dziw; nie pragnie rozstać się
Ze starym swym zegarem!
I gdy mu ciąży znojny dzień
I pustka w piersi głucha
Podnosi wzrok i patrzy weń,
I głosów jakichś słucha...