Na wiosnę wśród braci słowików i róż, Idylla wstaje...
Powojem ukwieca zielone tła wzgórz, Konwalją gaje...
Nad rzeczką w wilgotnych oporach, we mgle, Zasiada z fletnią,
I kwiaty uśpione w miłosnym pół-śnie, W noc budzi letnią.
W poranku z skowronkiem jednoczy się w chór, Śpiewając: »ave!«
I zbiera o wschodzie z obrąbków tych chmur Blaski jaskrawe,
I z rosy perłami w dyadem je tka Na pasku tęczy,
W porannym pacierzu pastuszka łzą drga I cicha klęczy...
Aż zerwie się bujać po lesie, jak ptak, Z wierzchów na wierzchy;
A za nią promienny posuwa się szlak, Rozjaśnia zmierzchy.
Draperyą przejrzystą, jak dźwięk i jak woń, Owija ciało,
I wianek wesela przypina na skroń Słoneczną strzałą.
Schylona nad źródłem rozpływa się w śmiech Swawolnej dziewy,
I wróży z kukułką i ginie wśród ech Pomiędzy drzewy...
Przez kamyk, co drażni kryształy tych wód, Mknie jak kaskada...
Z klekotem bocianów, ciągnących z nad błót Na dach twój spada.
Gdzie jabłoń różowy rozpuszcza już pąk, Patrzy z zieleni...
I rada się kładzie na puchu twych łąk Smugą promieni.
Czaruje fujarki, poddając im ton Przeciągły, śpiewny...
Na starej cerkiewce rozdźwięka, jak dzwon, W hymn rośnie rzewny...
Aż z trzaskiem łuczywa do chaty, jak duch, Na chwilę wpada,
I mrozi ci serce, i pieści twój słuch Dumka, ballada...
I ducha twojego nawiedza, jak gość Z krainy cudu...
Orzeźwia w omdleniu i mówi łzom: »dość« Wyjarzmia z trudu.
Stepowym powiewem przeciąga przez świat, Wieszczka przyrody,
Zaprasza myśl twoję, i gwiazdę i kwiat Na wspólne gody...
A gdy ją odpędzasz od złotych swych bram, O synu wieku!
Ucztuje z słowikiem — a ty jesteś sam, W miast brudnym ścieku.
Ja lecę z obłokiem, gdzie wiosna, gdzie maj, Gdzie serca święto,
Nim ptaki ucichną, nim zmierzchnie ten gaj, Nim łąkę zżęto...