O gwiazdy złote!
Po toż świecicie nocami cichemi,
By wrażać w serce uśpionej tej ziemi Wieczną tęsknotę?
Ach! kto raz dotknął czary upojenia,
Stojąc samotny wśród nieskończoności,
Ten nie ukoi już nigdy pragnienia
W zmąconych źródłach nicości!
Ciche przestrzenie!
Kiedyż, ach kiedyż, płonące źrenice
Odgadną waszą srebrną tajemnicę, Przenikną cienie?
Lekka, przejrzysta mgieł waszych zasłona,
Co się rozwiewać zdaje z ust mych tchnieniem,
Czyż tak na zawsze będzie rozciągniona,
Pomiędzy prawdą a ludów sumieniem?
Ciemne błękity!
Czemuż wschód słońca tak jeszcze daleki?
Czy ujrzą kiedy stęsknione powieki Nowych zórz świty?
Czy patrzeć mają wiecznie wytężone
W tę rozjaśnioną lekko wschodu stronę,
Kędy, przez chmury łez ludów perłowe,
Słońce podnosi swą głowę?
O nocy smętna!
Ty, co uciszasz łkającą pierś świata,
Czemu w bezsennych porywach ulata Dusza namiętna?
Jest-że to klątwą, czy dolą jej błogą,
Że gdy śpi ziemia, tęsknoty wybuchy,
Co niezrodzonych wieków budzą ruchy, Usnąć, ucichnąć nie mogą?