Gra »w zielone« jest tak stara,
Jak ludzkiego serca bicie...
Zawsze jakaś młoda wiara
Sny goniąca po błękicie,
Zawsze ufność w słońca świty,
Wskróś jesiennych dni zawiei,
Pokazuje niespożyty,
Wiecznie świeży — liść nadziei.
Zaczęło się to pewnego ranka... Każda sielanka
Chce wiosny, kwiecia, młodości i słońca. Lecz nim dobiegnie do końca,
Umarłe róże zostawia za sobą, Mrokiem owiewa niebiosy,
A sama idzie okryta żałobą, Roniąc łzy rosy.
Lecz jest-że temu winną sielanka,
Że nie trwa dłużej, niźli uśmiech doli?
Zaczęło się to pewnego ranka, A jak noc — boli...
Dzisiaj, nie pomnę już, o cośmy grali!
Może o różę na samym rozkwicie,
Może o płomień, co usta nam pali,
Może o gwiazdę zgubioną w błękicie,
Może o serce, a może o życie...
Tegośmy sobie nigdy nie wyznali,
O cośmy grali.
I codzień cichszym pytała mnie głosem,
I co dnia głębiej źrenice spuszczone,
Promyk mi słońca rzucały ukosem,
Kiedym jej moje pokazał zielone...
Lecz jam był gotów w oboją iść stronę,
Jaka na życie przypadnie mi losem,
Za tym jej głosem.
Przegrać, czy wygrać za jedno mi było,
Bom wiedział, że już nic mi się nie zmieni,
Żeśmy ku sobie porwani tą siłą,
O słodkie usta, o spojrzeń pieszczoto,
O słów szeptanych czarodziejska mocy!
Dotąd ja widzę gwiazdę ową złotą,
Co nam świeciła tej majowej nocy...
Dotąd tą wonią fiołkową dyszę,
Co z traw zroszonych biegła w nasze ślady...
Dotąd zapadam w tę półsenną ciszę
Mroków mdlejących nad łąki i sady...
Dotąd ów listek wyjęty z warkocza,
Do serca tulę rękoma obiema...
Dotąd drżą w gaju słoneczne przeźrocza,
Dotąd jest wiosna... — A ciebie już niema!...
Pomiędzy ludźmi cichy teraz chodzę,
Nie wiem, czy stoi czas, czyli też bieży...
I wszędzie, zawsze mam na swojej drodze,
Jeden liść zwiędły i jeden grób świeży.
Grób — z szczęścia mego wyrósł i z kochania,
I zamknął wszystko, czem mi serce żyło,
I dziś mi sobą świat cały zasłania,
I duszy mojej jest cichą mogiłą...
Lato po lecie i wiosna po wiośnie
Idę tam marzyć i tęsknić w tę stronę,
A brzoza biała, na grobie co rośnie,
Szeptem mię pyta o moje »zielone«.