Poezye w nowym układzie. Tom V, Z mojej księgi/W zielone

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł Noce letnie
Podtytuł W zielone
Pochodzenie Poezye w nowym układzie. Tom V, Z mojej księgi
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1903
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
I.

Gra »w zielone« jest tak stara,
Jak ludzkiego serca bicie...
Zawsze jakaś młoda wiara
Sny goniąca po błękicie,
Zawsze ufność w słońca świty,
Wskróś jesiennych dni zawiei,
Pokazuje niespożyty,
Wiecznie świeży — liść nadziei.




II.

Zaczęło się to pewnego ranka...
Każda sielanka
Chce wiosny, kwiecia, młodości i słońca.
Lecz nim dobiegnie do końca,
Umarłe róże zostawia za sobą,
Mrokiem owiewa niebiosy,
A sama idzie okryta żałobą,
Roniąc łzy rosy.
Lecz jest-że temu winną sielanka,
Że nie trwa dłużej, niźli uśmiech doli?
Zaczęło się to pewnego ranka,
A jak noc — boli...




III.

Ja sam nie wiem, jak to było...
Rzęski miała opuszczone,
Słońce w gaj nas zapędziło,
I tak przyszła gra »w zielone.«

Lecz, gdy miałem zerwać listek,
Dla mnie jeden, dla niej drugi,
Przebiegliśmy gaj ten wszystek,
Jak szeroki i jak długi.

Tu, tam, słówko pocichutku,
Blizko skroni skroń tętniąca,
Dużo szczęścia, trochę smutku,
Przebiegliśmy gaj do końca...

Niech kto przeczy, niech kto wierzy,
Kłamać, nie mam we zwyczaju,
Ani jeden listek świeży,
Nie znalazł się w całym gaju!


Brzoza płacze, jak sierota,
Wkoło malin bąk się kręci,
W lipie brzęczy pszczoła złota,
Sosna kole, jodła smęci...

I nie było innej rady,
Wśród zieleni tej przeźrocza,
Tylko wziąć ten listek blady,
Co go miała u warkocza.




IV.

Czy w listku były uroki i dziwy,
Czy w woni włosów, którą był przejęty,
Wróciłem drżący a razem szczęśliwy,
I ludziom błogi i sam sobie święty.

Każdego ranka, wesoła jak ptaszę,
Z piosenką biegła pytać o zielone...
I wszystkie gaje były wtedy nasze,
I wszystkie pola, i łąki zroszone...

Królową była zbudzoną z zieleni
Nadziei moich i mojej zadumy...
Po świeże listki biegliśmy wzruszeni,
Pod szepty klonów, i pod dębów szumy.

I jeden cień nam upadał na głowy,
I jednym zmierzchów objęci pierścieniem,
Nagleśmy nasze zrywali rozmowy,
I stali — niemi, a głośni — milczeniem.




V.

Dusza jej kwitła, jako polne kwiecie,
W listeczki białe, w listeczki błękitne,
Aż i ja, patrząc na wiosny to dziecię,
Czułem, że kwitnę.

Opadł mi z czoła liść stary, zimowy,
W piersiach skowronki miałem i słowiki,
Majowych fletni wskroś serca i głowy
Szły mi muzyki...

Jako jedwabnik osnułem się wszystek
W zieleni gajów i w jaśminów woni,
I był mi światem maleńki ten listek,
Co drżał w jej dłoni.




VI.

Dzisiaj, nie pomnę już, o cośmy grali!
Może o różę na samym rozkwicie,
Może o płomień, co usta nam pali,
Może o gwiazdę zgubioną w błękicie,
Może o serce, a może o życie...
Tegośmy sobie nigdy nie wyznali,
O cośmy grali.

I codzień cichszym pytała mnie głosem,
I co dnia głębiej źrenice spuszczone,
Promyk mi słońca rzucały ukosem,
Kiedym jej moje pokazał zielone...
Lecz jam był gotów w oboją iść stronę,
Jaka na życie przypadnie mi losem,
Za tym jej głosem.

Przegrać, czy wygrać za jedno mi było,
Bom wiedział, że już nic mi się nie zmieni,
Żeśmy ku sobie porwani tą siłą,

Co pąki pędzi z majowej zieleni,
Srebrzy stokrocie i róże czerwieni...
Przegrać, czy wygrać z tą moją, z tą miłą.
Jedno mi było!




VII.

O słodkie usta, o spojrzeń pieszczoto,
O słów szeptanych czarodziejska mocy!
Dotąd ja widzę gwiazdę ową złotą,
Co nam świeciła tej majowej nocy...
Dotąd tą wonią fiołkową dyszę,
Co z traw zroszonych biegła w nasze ślady...
Dotąd zapadam w tę półsenną ciszę
Mroków mdlejących nad łąki i sady...
Dotąd ów listek wyjęty z warkocza,
Do serca tulę rękoma obiema...
Dotąd drżą w gaju słoneczne przeźrocza,
Dotąd jest wiosna...
— A ciebie już niema!...




VIII.

Pomiędzy ludźmi cichy teraz chodzę,
Nie wiem, czy stoi czas, czyli też bieży...
I wszędzie, zawsze mam na swojej drodze,
Jeden liść zwiędły i jeden grób świeży.

Grób — z szczęścia mego wyrósł i z kochania,
I zamknął wszystko, czem mi serce żyło,
I dziś mi sobą świat cały zasłania,
I duszy mojej jest cichą mogiłą...

Lato po lecie i wiosna po wiośnie
Idę tam marzyć i tęsknić w tę stronę,
A brzoza biała, na grobie co rośnie,
Szeptem mię pyta o moje »zielone«.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.