Wieczny spoczynek... Ach, jest-że mogiła,
Tak cicha, taka pusta i zamarła,
Którejby ruchu wieczystego siła Nie tknęła i nie otwarła?
Jest-że grób, tak już zapadły i stary,
By w nim potęga przyrody tworząca
Toastu życia nie mogła wznieść czary W promieniach słońca?
Jest-że proch jaki, tak nędzny lub święty,
Żeby go prawo powszechne minęło?
I czyż na blade poglądając szczęty, Natura przerwie swe dzieło?
Wieczny spoczynek... Ach, jakie złudzenie
Dla tych atomów, zdmuchniętych z błękitu,
I szukających wiecznie, nieskończenie, Coraz to nowych form bytu!
Jakie złudzenie dla prochów rozwianych,
Na które szereg odmian w grobie czyha!...
Dla tych znużonych, i dla tych stroskanych, Co mówią: — »mogiła cicha!«
O śmierci! tajna wspólniczko narodzin!
Kiedyż ty będziesz spoczynkiem ludzkości?
Która-ż z spiżowych twego przyjścia godzin Obwieści pokój wieczności?
Czy, gdy się ludów dopełnią nadzieje?
Gdy przyszłość wszystkie sztandary zdobędzie?
I kiedy w blaskach słonecznych zadnieje Świt boży wszędzie?
Gdy rozgrzeszenie znajdą wszystkie winy,
Gdy wszelka krzywda będzie nagrodzona,
Gdy dadzą owoc łzy, walki, i czyny Wieków miliona?
Wtedy, gdy pęknie potężne ogniwo,
Co ludzkie prochy i ludzką myśl żywą
Chwyta i wciela w konieczne następstwa Klęsk, lub zwycięstwa?
Czy wtedy, gdy się wyczerpie już dzielność
Popędów życia na całym tym globie,
I gdy nicości wzejdzie nieśmiertelność Na wielkim planety grobie?
Czy wtedy, gdy proch, co sercem był mojem,
I drżał wzruszeniem ducha tajemniczem,
Bóg strząśnie z szat swych z wszechmocnym spokojem, Aby był niczem?
Kiedy na ziemi zabraknie już kwiatów,
Które mogilnym żywiły się sokiem,
I kiedy glob nasz, w znużeniu głębokiem, Zagaśnie wśród drżących światów?
Ach! może, gdy się w mgławicę obłoczną
Zmieni materya, sił wiecznych narzędzie,
Może Bóg powie: »Niech smutni odpoczną! Niechaj noc będzie!«
Lecz dziś, gdy zastęp walczących szermierzy
Ginie, by wskrzesnąć wszechruchem wśród globów,
Gdzież ten, co w wieczny spoczynek uwierzy I w ciszę grobów?