Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom III/Gwiazdy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł Poezye wydanie zupełne, krytyczne
Wydawca Nakład Gebethnera i Wolfa.
Data wyd. 1915
Druk O. Gerbethner i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa, Lublin, Łódź, Kraków
Indeks stron
XII. GWIAZDY.


I. PRZY OKNIE...

Przy oknie siedzę w cichą noc,
W gwiaździstą noc majową,
I czuję dziwnych czarów moc,
Jak lecą mi nad głową.

I słyszę szum i słyszę jęk,
Łkające ciche głosy...
I serce moje chwyta lęk,
A oczy pełne rosy...

I nie wiem, czy to górski zdrój
Tak skarży się a dyszy,
Czy las tak śpiewa psałterz swój,
Przy srebrnej harfie ciszy?

I nie wiem, czy to błędny ptak
Do swego tęskni gniazda,
Czy przez lazurów ciemnych szlak
Strącona leci gwiazda?

I nie wiem, czy to z pąków kwiat
Tak ciśnie się do życia,
Czy śmierć tak cicho tchnie na świat
I gasi serca bicia?


I patrzę w cień i patrzę w dal
I słucham dumająca,
Jak głos ten każdą z swoich fal
O piersi moje trąca...

Ach, to nie strumień szumi tak,
Nie wicher to kołacze,
Nie nocny skrzydłem bije ptak,
Lecz dusza moja płacze!



II. NA MROŹNEM NIEBIE...


Na mroźnem niebie miljon gwiazd
Iskrzy się, pali, mruga...
Samotna pustą drogą w dal
Noc idzie cicha, długa...

Na świeżym śniegu cieniów ślad
Odciska stopą bosą,
A przed nią w siny, mglisty słup
Lekkie się pary niosą...

U okna, co je srebrzy szron,
Z podpartą siedzę skronią
I patrzę, jak swój złoty blask
Te gwiazdy cicho ronią...

I myślę, ile oczu już
Tak biegło tam przez wieki
I co im mówił niebios strop
Gwiaździsty — a daleki...

I myślę — ile serc i wiar
Poszło już w proch i w pyły,
Którym tak samo w cichą noc
Te gwiazdy już świeciły...


Obietnic miał ci ludzki ród
Tyle, co gwiazd na niebie,
I tyleż razy płakał już
Na złudzeń swych pogrzebie!

I żaden znak i żaden głos
Nie bronił go w rozpaczy;
I kładł się w grób, nie wiedząc, co
Z tych gwiazd najmniejsza znaczy...

I myślę, jakich czarów moc
Porywa nam spojrzenia
Tam, gdzie nad morzem naszych łez
Nic wcale się nie zmienia...

I czuję mroźnej nocy dech,
Jak na mnie pustką dmucha
I gasi we mnie życia skry
I drżący płomień ducha...

I tysiąc na mych ustach słów
Niewymówionych dyszy...
A jakiś cichy, smętny głos
Szepce je za mnie w ciszy...



III. O, NIE JEST NIKT...


O, nie jest nikt z nas nędzny tak,
O suchym żyjąc chlebie,
Któryby gwiazdy własnej, swej,
Na wielkiem nie miał niebie!

I nie jest nikt z nas silny tak
I taki ufny w siebie,
Komuby tęskny nie biegł wzrok
Do gwiazdy — gdzieś na niebie!


I nie jest nikt z nas szczęśliw tak,
W rozkoszy czy w potrzebie,
Żeby swą gwiazdę aż po grób
Dopatrzeć mógł na niebie!



IV. VIDENTES STELLAM MAGI...[1]


Magowie[2], którzy w złoty blask
Za gwiazdą szli przewodnią,
Olśnieni szli, nie widząc nic,
Co dzieje się tam pod nią.

A tuż za nimi, nawskróś pól,
Szły śpiewne łany zboża
W różaność jutrzni, z której się
Stawała nowa zorza.

A tuż za nimi, nawskróś niw
Ta gwiazda cicha, złota
Budziła wszystkie chaty siół,
Od płota aż do płota.

A tuż za nimi z nizkich strzech
Zrywały się ptaszęta,
I szedł przez ziemię cichy głos,
Że jasność już poczęta.

A tuż za nimi każdy próg
Bielił się stopą bosą,
I szedł na zorzę cały lud
Z tych, którzy krzyże niosą.


I szły, nie widząc nic a nic,
Błyszczące złotem Magi,
Że wiodą taki wielki lud,
Spragniony, głodny, nagi.

I rzecze jeden: »Dziwny szum
Dokoła siebie słyszę,
Jak gdyby puszcze leśne szły
W ogromną wschodu ciszę...«

I rzecze drugi: »Dziwną woń
Czuję wskróś nocnej rosy,
Jak gdyby wkoło łany pól
Złotymi trzęsły kłosy...«

I rzecze trzeci: »Dziwny cień
Za nami widzę z dala,
Jakby nam w ślady morze szło,
Ogromna, cicha fala...«

I dalej tak olśnieni szli
Jutrzenną gwiazdą wschodnią,
I nie widzieli nic a nic,
Co dzieje się tam pod nią.



V. TY, GWIAZDO...


Ty, gwiazdo drżąca, czekaj mnie,
Aż się uciszę w sobie,
Dokonam biegu i mój dzień,
Najemny dzień odrobię.

Przelotem tylko oczy me
Biedz mogą dziś do ciebie;
Tak zgięta jestem w jarzmie tem,
W bojowej tej potrzebie...


Ledwie ci mogę rzucić znak,
Że czuję blask twój złoty,
Co mi osusza z oczu łzy,
A z czoła znojne poty.

Lecz wkrótce przyjdzie i mój czas:
Żar ducha już wydyszę,
Dopełnię pracy, skończę bój,
Zapadnę w chłodną ciszę.

Od głośnych życia wolna wrzaw,
Od znojnych skwarów słońca,
Otworzę oczy na twój blask
W noc ciemną i bez końca.

Ty prawić zaczniesz cudną baśń,
Wieczności baśń tęczową;
Ja słuchać będę cię bez tchu,
Z złożoną na wznak głową.

A życie przejdzie mimo nas,
Nie wiedząc zgoła o tem,
Że mi ostygłą grzejesz pierś
Spojrzeniem swojem złotem.

I tak po zorzę i po świt,
Trzymając srebrną wartę,
Ronić swój będziesz cichy blask
Na oczy me otwarte.



VI. ANGELUS.


W cichej komnacie pada mrok,
Zachodu mrok perłowy,
Ostatnie blaski sieje dzień
Na czarnych lasów głowy.


Strzelista jasność oknem mży
Na sprzęty i na ściany
I na odkrytą mędrca skroń,
Co siedzi, zadumany.

I złotem brzeży jedną z kart
Otwartej przed nim księgi...
Wiją się po niej, niby szlak,
Starych miniatur wstęgi...

Ale myśliciel utkwił wzrok
W bezmiernej, pustej dali...
Nie widzi nawet, że się dzień
Zachodnią łuną pali.

Ciało i duszę rozbił on
Na cząstki, na atomy,
Przeniknął tajnię ruchów, sił
I cały świat widomy.

I nic nie znalazł na dnie złud,
Jak warsztat ów pajęczy,
Na którym człek sieć marzeń tka
I barwi w blaski tęczy.

Więc wszystkim wiarom, wszystkim snom
Zaprzeczył głośno, śmiało,
I zerwał z życia przędzę tę,
Pod którą serce drżało.

I obojętny patrzy dziś
Po wyludnionem niebie,
W milczącą, chłodną pustkę gdzieś
Wskróś świata, czy wskróś siebie...

Wtem stary zegar, stary druh,
Zaskrzypi, załopota,

I na »Angelus«[3] bije w spiż,
Jak sygnaturka złota.

I dwoje skrzydeł w strony dwie
Odskoczy z cichym trzaskiem,
I na lazurów ciemnych dnie
Miesięcznym zalśni blaskiem.

I od zachodnich, skrawych zórz
Topnieje w szczere złoto
Tryptyku[4] wnętrze, tak jak je
Malował niegdyś Giotto[5].

Owiana — niby ranną mgłą —
Panieńskich rąbków strażą,
Służebna Pana klęczy tam
Z przejasną, cichą twarzą.

A srebrny anioł wchodzi w drzwi,
Migając szatą białą...
Ave Maria! — słychać szept —
Słowo się ciałem stało.

I srebrną lilję wzniósł na znak
Poselstwa gdzieś z niebiosów...
A światłokręgiem łaska lśni
Z przejasnych Panny włosów...

I bije zegar, spiż w nim drga,
Różaność płonie słońca,
I na »Angelus« zorza gra,
Złotymi pyły mżąca...


Tak codzień mędrzec z myśli swych
Budzi się owym gwarem;
Lecz dziw, nie pragnie rozstać się
Ze starym swym zegarem!

I gdy mu ciąży znojny dzień
I pustka w piersi głucha,
Podnosi wzrok i patrzy weń
I głosów jakichś słucha...



VII. TA GWIAZDA...


Ta gwiazda, co się moją zwie,
Ta świeci stąd daleko,
Nad równinami śnieżnych pól,
Nad wielką, modrą rzeką.

Wskróś pola bije głuchy jęk,
Wskróś rzeki skarga głucha;
A moja gwiazda patrzy tam
I głosów onych słucha.

Na polu stoi czarny krzyż,
Na rzece bije fala;
A moja gwiazda w ciemną noc
Światełko im rozpala.

Na polu miecie groźny wichr,
Na rzece łódź się miota;
A moja gwiazda świeci im,
Tak cicha i tak złota.

Ona nie bierze blasków swych
Z wszech świateł źródła, z słońca,
Lecz śniegiem pól tych srebrzy się,
Drżeniem tych wód jest drżąca...


I choć pod sobą tysiąc miast,
Pół mórz ma i pół ziemi,
Tylko nad rzeką świeci tą
I nad polami temi.



VIII. ŚWIAT ZAWOJOWAŁ...


Świat zawojował wielki król
I pchnął go stopą w pysze,
A imię jego sławy dłoń
Na czole gwiazdy pisze.

I świeci gwiazda wiek i dwa,
Ziemia się w dziwie korzy,
A imię króla rzuca blask
Od zorzy aż do zorzy.

I świeci gwiazda w każdą noc
Nad ujarzmionym światem,
A imię króla z bożych niw
Srebrzystym wschodzi kwiatem.

Lecz przyszedł Łazarz; ten miał kość,
Wydartą psu do jadła,
I palcem wskazał imię to:
I gwiazda z nieba spadła.



IX. W TRZEJKRÓLOWY WIECZÓR.


Ślepa matka kądziel przędzie,
Kądziel przędzie, nici mota...
— »Wyjrzyj, wyjrzyj, synku miły,
Przede progi, przede wrota.

Wyjrzyj, synku, na wschód słońca,
Czy nie świeci gwiazda owa,

Szczero-modra ona gwiazda,
Betlejemska — trzej-królowa«.

— »A jakże ją poznam, matko,
Pośród innych gwiazd tysiąca,
Co się palą nocką jasną
Na wschód chaty, na wschód słońca«?

— »Poznasz ci ją, synku miły,
Poznasz ci ją zaraz po tem,
Że nad chatą, gdzie syn wdowi,
Najrzęsistszem sypie złotem...

Poznasz ci ją po jasności,
Nad gwiazdami, nad wszystkiemi,
Że tam świeci najogniściej,
Gdzie najczarniej jest na ziemi...

Poznasz ci ją, że się pali
Nad polami, jakby żywa;
Dziw, do człeka nie przemówi,
Taka w sobie żałośliwa!

Czekam ja jej roczek cały,
Boć ci już dochodzą lata,
Cobyś pierwszy ją obaczył,
Kiedy wzejdzie na skraj świata.

Bo ta gwiazda jest pomocna
Na wszelakiej dobrej doli,
Coby mi cię nie pognali
Od tej chaty, od tej roli!...

Coby mi cię nie pognali
Na dalekie, krwawe drogi...
Wyjrzyj, wyjrzyj, synku miły,
Przede wrota, przede progi!


Na góreczkę wyleć pędem,
Gdzie ta wierzba, ta pochyła,
A prościuśko patrzaj w niebo,
Coby mi cię obświeciła«!

— »Widać, widać, matuleńko!
Na wschód chaty, na wschód słońca
Stoi wielka jasność boża,
Stoi gwiazda gorejąca.

Jako smolna głownia jarzy,
Ogniem wije niby żmiją,
Aż patrzący[6] włosy wstają,
Aż psi wszyscy we wsi wyją.

Okrutna się od niej miotła
Nad chałupą naszą wali...
Jużci musi trzej-królowa,
Kiedy się tak tęgo pali!...

Wyleciałem na góreczkę,
Gdzie ta wierzba, ta pochyła,
I prościuśkom se w nią patrzał,
Coby mnie wam obświeciła.«

— »Nieszczęśliważ moja dola!
Nieszczęśliważ moja głowa!
Oj, wyjrzała na cię gwiazda,
Ale nie ta trzej-królowa!

Oj, wyjrzała na cię gwiazda,
Co w dalekie pędzi kraje,
Co chleb we łzach żywym macza,
A grób cudzy kościom daje...


Oj, wyjrzała na cię gwiazda,
Co ma oczy urokliwe;
Oj, walą się od niej chaty,
Oj, walą się płoty krzywe!

Oj, płyną ci od niej zdroje
Krwią serdeczną za tułaczem;
Oj, zawodzą pod nią pola
Wielkim jękiem, ciężkim płaczem!

Oj, truchleje od niej dusza,
Oj, więdnieje młoda głowa...
Obświeciła mi cię gwiazda,
Ale nie ta trzej-królowa«!

Zagasł ogień na kominie,
Stoi w oknie miotła złota,
Ślepa matka głową trzęsie,
Ani przędzie, ani mota...







  1. Videntes stellam magi... (»Widząc gwiazdę magowie...«) — początkowe wyrazy hymnu kościelnego w Brewiarzu rzymskim na uroczystość Trzech Króli.
  2. Magowie — kasta kapłańska w Persyi; tu mędrcy, czyli królowie ewangeliczni.
  3. Na Angelus — na »Anioł Pański«.
  4. Tryptyk (z greck. τριπτυχος) — ołtarz otwierany, składający się z 3 skrzydeł.
  5. Giotto — właściwie Ambrogiotto di Bondone, znakomity malarz, rzeźbiarz i budowniczy włoski (twórca słynnej dzwonnicy (campanile) we Florencyi), ur. 1270, um. 1336 r.
  6. Patrzący — przysłówkowo, zam. zdania: gdy patrzeć, gdy się patrzy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.