[242 ] XX. ADORACYA MAGÓW[ 1] .
Jak kaplicy starczą ściany,
Jak rozmachu starczy ręki,
Jedzie orszak, złotem tkany,
Do Betleem, do stajenki.
Od zamorskiej gdzieś krainy,
Od Ultimae świata Thule[ 2] ,
Do Madonny, do Dzieciny
Z ofiarami jadą króle.
Razem z królmi zamku pany,
Tęgie głowy, harde dusze,
Jak fresk długi w poprzek ściany,
Jadą i Medyceusze.
Ot, fundator[ 3] sam na przedzie,
Tuż przy królu Baldassaro;
[243 ]
O krok niżej za nim jedzie,
Lecz nie niższy mu jest wiarą.
Tyle tylko, że nie święty.
A kto sądy zgadnie Boże?
Świętych regestr nie zamknięty:
I fundator stać w nim może!
Że ustąpił teraz kroku,
Toć obyczaj gościnności:
Na swym własnym fresku, w tłoku,
Trudnoż mu się rwać przed gości!
Lecz w Signorii[ 4] widzieć trzeba,
Co za rodu tego dzieje...
Czy do świata, czy do nieba,
Wszędzie pierwsi Medyceje!
Kto wie, czemby już nie byli,
(Los gdy sprzyja, to nie pyta);
Lecz w Florencji w onej chwili
Właśnie rzecz jest pospolita.
Tuż za Kosmą rżnie koniuszy
— Jakże panu być bez sługi? —
Zaczem truchtem czeladź ruszy,
Barwny pachoł jeden, drugi.
Jadą, jadą w złotym pyle,
Blask się tęczą w oku miesza.
Co kolorów! Bogactw ile!
Jaka tłumna, strojna rzesza!
Tam na lewo, przy Melchjorze,
Siostrzan pański, czy »nipote«[ 5] ;
[244 ]
Na błękitnym ma bisiorze
Czarne pióra, lamy złote.
Jakie miny i czupryny,
Jak rumaki grzebią nogą!
Gdyby chcieli, gobeliny,
Jak trakt długi, wysłać mogą.
Świecą bronie, błyszczą szaty,
Wieją kity, pióropusze;
Rzecz wiadoma, ród bogaty,
Stać na to Medyceusze!
Jużci Boga bliżsi przecie,
Niźli nacje te postronne;
Toż najpierwsi ujrzą Dziecię
I Józefa i Madonnę.
Poznali się na nich króle,
Co za przednie jest to plemię;
Król ich Gaspar wita czule,
Jadą w pobok strzemię w strzemię.
W same oczy gwiazda płonie,
Przedporanna cisza wonna...
Brzękną tręzle, zarżą konie,
Będzie rada im Madonna!
Koń przy koniu, muł przy mule,
Halebardy i sztandary...
Króle jadą! Co tam króle:
Medyceusz jedzie stary!
Jadą, ciągną w złotym pyle,
Barw się tęcza w oku miesza.
Ileż bogactw! Blasku ile!
Jaka tłumna, strojna rzesza!
[245 ]
Co?... Kadzidło? Myrra? Złoto?
Dar ulotny, skąpy, płonny!
— Stary Kosma trzyma oto
Kościół w ręku dla Madonny.
To coś więcej znaczy przecie
I nie schować go w szkatule...
— Różnie bywa, a na świecie
Błyśnie czasem pan nad króle!
Szkoda, że fresk tak już stary
I tak zblakła ta parada,
Że tej prostej, świeżej wiary
Z ścian mistrzowskie dzieło pada.
Lecz kiedy ci ranne słońce
Od blach srebrnych[ 6] się odbije,
Znowu grają blaski mżące,
Znowu orszak dyszy, żyje...
A kto słuchać umie w ciszy,
Co w tych murach starych dzwoni,
Ten wskróś wieków tętent słyszy
I wesołe rżenie koni.
Więc gdy w fresku się odbija
Promień słońca, blask iskrzasty,
Patrzaj, patrzaj, to przemija
Sławny wielki wiek piętnasty!
Mija, niknie w złotym pyle,
Barw się tęcza w oku miesza;
Ileż bogactw, wdzięku ile,
Jaka tłumna, strojna rzesza!
[246 ]
— Veronese?[ 7] Wielka racja!
Nie zaprzeczam, co kto woli:
Mnie czaruje Adoracja,
Jak ją pojął mistrz Gozzoli!