<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Bernatowicz
Napoleon Rouba (red.)
Tytuł Pojata córka Lizdejki
Podtytuł opowiadanie historyczne
Wydawca Wydawnictwo Mińskiego Towarzystwa „Oświata“
Data wyd. 1908
Druk J. Blumowicz
Miejsce wyd. Mińsk
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Na zamku Trockim, oblanym dokoła wodami jeziora, panowała cisza. Stary Kiejstut, dotknięty chwilową nóg niemocą, siadywał dni całe w odosobnionej zamkowej komnacie, przed ogniskiem i dzielił swój czas między rozmową z poufałym sługą i towarzyszem broni, Jurgą, i zabawą z ulubionym sokołem, albo też słuchał śpiewu nadwornego lutnisty, Sławeńka.
Jak przy Jagielle Wojdyłło, tu przewodził ów Jurga, żołdak dziki i chciwy boju a łupów i na nic nie baczny, krom własnych zysków i krwawych popisów. Strudzony Kiejstut często go gromił za owe zapędy, ale częściej jeszcze słuchał wspomnień tych walk byłych, pełnych chwały i zawsze drogich sercu jego. Jeden Sławeńko czasem przeważał wpływ Jurgi, a osobliwie, gdy zanucił ulubioną pieśń o Birucie[1].

Kędy nad morzem stara Połąga,
Widzisz to grono kwitnących córek:
Jak w smutnych pieniach smutnie zaciąga
Na ten wysoki piękny pagórek.
W ich wieńcach skromne niezapominki,
Piękny pagórek darniem zasuty!
Jakież to córki? Młode litwinki.
A ten pagórek? To grób Biruty!
Tu co rok, kiedy niebieską wodę
I wonne łąki wiosna rozśmieje,
Obchodzą święto dziewice młode,
Budząc pieśniami swych ojców dzieje.

Tej pieśni słuchając, ów Kiejstut, w boju uderzający jak piorun na zastępy Krzyżackie, dziwnie łagodniał na obliczu i popadał w rzewność.
Pod jedną z chwil takich weszli gońce Jagiełły, zwiastując wesele Akseny.
— Witajcie, moi przyjaciele! Szczęśliwe wam do domu mego przybycie. Siadajcie i mówcie, jak się miewa kochany synowiec? — łaskawie ich witał Kiejstut.
— Jagiełło, pan nasz, zdrów z łaski bogów, a wam szląc cześć i pozdrowienie, prosi was z całym dworem na wesele Akseny.
— Czy tak? To tedy zjawił się mąż dla kochanej synowicy? Niechże będzie bogom chwała, a małżonkom szczęście. Lecz, któż to taki, powiedzcie mi skoro?
— Wojdyłło, sługa i przyjaciel księcia.
— Jakto? wtrącił obecny Jurga — ten Wojdyłło, co kuchnią zawiadował Olgierda?
— Jakoś rzekł — dumnie odparli posłowie.
Zdumiał Kiejstut nie mało, to słysząc, lecz łacno ukrył swoją niechęć i obrazę, owszem zmógł się na słowa szczerego życzenia i wnet kazał nieść stary miód i puhary, ażeby wypić za zdrowie państwa młodych.
A gdy posłowie mieli się ku odjazdowi, hojnie ich obdarzył i, przewidując, że mu słabość nie pozwoli pośpieszyć do Wilna osobiście, zapowiedział przybycie posła w swojem imieniu i stosowne dary ślubne dla synowicy.
A gdy posłowie odjechali, Jurga jął rozwodzić się przed księciem o nieżyczliwości Jagiełły dla niego, wskazując na to, iż nie oddał mu rządów nad Litwą podczas wyprawy na Polskę, a i teraz oto skrzywdził Daniela, jego siostrzana, oddając swą siostrę służalcowi swemu w zamężcie.
Kiejstut słuchał niechętnie, ale być może jakie słowo słuszne zapadło w jego duszę strapioną. Nie dał atoli poznać tego po sobie i postanowił, że Sławeńko pojedzie z darami w poselstwie i będzie przytomny uroczystości weselnej.
— Nie tajne mi przecież twoje, chłopcze, westchnienia do ślicznej Pojaty, niechże cię tedy sposobność do zalotów nie minie, a ja ci pewnie w miarę sił pomocnym w tem będę.
Zapłonił się nieszczęsny lutnista, pochwycony w głębokiej tajemnicy serca, lecz skłonił się panu posłusznie, a w duszy rad był sposobności zobaczenia ukochanej dziewicy. Jakoż gościła już ona od niejakiego czasu na zamku, dzieląc z Akseną ostatnie dni jej dziewictwa.
Jako córka arcykapłana, miała być przewodniczką dla niej przy obowiązującej wycieczce do świątyni Perkuna, kędy należało iść z ofiarą i darami.
A o samej świątyni i jej kapłanach mówiono coraz częściej na zamku i w mieście. Oto powszechnie chwalono młodego ofiarnika, Trojdana, niedawno przyjętego do służby bogom, który w krótkim stosunkowo czasie przyczynił się ogromnie do zaprowadzenia porządku w świątyni i umiał sobie zjednać zarówno miłość młodych towarzyszów, jak i poszanowanie śród ludu. Już parokrotnie sam Lizdejko badał go ciekawie za bytnością w Wilnie i wyraził mu swoje podziękowanie, lecz ta okoliczność podała młodzieńca w niechęć u zawistnego Jerbuta, który bacznie go śledził i obchodził się z nim surowiej niż z innymi, mając naczelne nad nim zwierzchnictwo.
Na kamiennym ołtarzu w głębi świątyni gorzał Znicz, święty ogień, a obowiązkiem ofiarników było strzec go dniem i nocą, by nie zgasł.
Więc czuwali, starannie dorzucając drewek, przyniesionych ze świętego gaju, to od czasu do czasu sypiąc na ogień wonne zioła i okruchy bursztynu.
Właśnie była kolej Trojdana. Jego towarzysz znużony czuwaniem drzemał w kąciku.
Było już po zachodzie słońca, gdy cichy szelest kroków zbudził go z zadumy, a zaraz potem usłyszał szeptem wymówione słowa:
— Trojdanie, mój synu, czy jesteś tu?
Poznał ów głos i, powstawszy wnet, ściskał rękę starego i, snać znużonego długą wędrówką, przybysza.
— Jakżem ci rad, kochany Wszeborze, siadaj i mów, coś widział i słyszał.
Starzec stęknął z utrudzenia i przysiadł u podnóża jednego z bóstw.
— O panie, ileż trudów każesz mi ponieść i to na własne twoje utrapienie, jak również i dobrego ojca twego, który tam schnie za wami i rozpacza.
Młodzian obejrzał się trwożnie i rzekł głosem przyciszonym:
— Zapomniałeś o mym rozkazie: tu ty jesteś mym ojcem, bo wszystko inaczej się wyda, a cały mój zamysł upadnie i głową tę sprawę przypłacę.
— Więc pomyśl nad tem i wróć do domu i kraju własnego — zachęcał sługa.
— Niestety zapóźno! Nie mówmy już o tem, a mów mi raczej, czyś spełnił moją prośbę i rozkaz.
Starzec zamruczał niechętnie i wskazał na skrzynkę, którą krył pod opończą[2].
— A toż mi ramiona niemal opadły z omdlenia, a biedy z tem zażyłem okropnej, że i wrogom większej nie życzę.
— O wierny, dobry mój druhu! — zawołał ucieszony Trojdan, tkliwie ściskając starca i pożądliwem okiem obejmując skrzynkę.
— Obyż ci to nieszczęścia nie przyniosło większego — rzekł Wszebor.
W tej chwili doleciał ich uszu szmer kroków odległych.
— Ustąp, Wszeborze! — nalegał Trojdan. Starzec już miał się do odwrotu lekki jak młodzian, lecz jeszcze szepnął na odchodnem:
— Pamiętaj, że masz zawsze schronienie u oo. Franciszkanów, gdzie i ja znajduję chwilowy bezpieczny przytułek. «Miłość i poświęcenie» — to hasło, które ci otworzy gościnne wrota.
— Dobrze, już dobrze, lecz idź co rychlej. Jakoż kroki zbliżały się widocznie, więc Wszebor szybko znikł w ciemnościach nocy, a Trojdan skwapliwie pochwycił skrzynkę i uniósł ją pędem, aby ukryć w bezpiecznem miejscu.
Gdy wracał, usłyszał jęki towarzysza i ostry głos Jerbuta, który, zszedłszy ofiarnika na drzemce, rozkazywał mu włożyć rękę w ogień.
Wtedy Trojdan śmiało przystąpił i wstawił się za towarzyszem. Srogi Jerbut gromił ich obu i ostremi obarczał wyrzutami, tego za sen, a Trojdana za nieobecność, lecz obaj ofiarnicy znieśli to cierpliwie i tem uniknęli kary.
Niewątpliwie przychylność Lizdejki dla Trojdana była tu tarczą najsilniejszą.
Po oddaleniu się groźnego zwierzchnika, pocieszali się wzajem i tak zbiegła im krótka noc, letnia na poufnych zwierzeniach, śród których Trojdan był mistrzem, a jego towarzysz uważnym słuchaczem.
Gdy jasny dzień zabłysnął i młodzi ofiarnicy, dokonawszy zwykłych porządków w świątyni, otwarli jej podwoje dla ludu, pierwsze weszły dwie młode niewiasty.
Była to Aksena z Pojatą.
Księżniczka poważna i smutna, bogato przybrana, niosła Perkunowi na ofiarę wieniec dziewiczy i białego koguta, jako to było zwyczajem litewskim. Pojata szła obok, w skromne szaty lniane przystrojona; a piękna też była owa córka kapłańska z wyrazem niewinności i cichego wesela na obliczu.
Towarzysz Trojdana szybko podążył zawiadomić Jerbuta, iżby szedł witać dostojnych gości i jemu wypadło oprowadzać niewiasty po świątyni, gdy wyraziły chęć jej zwiedzenia.
Drgnął gwałtownie, ujrzawszy twarz Pojaty, tak bowiem była podobna do kogoś, co mu zabrał serce i skazał na tę tułaczkę w Litwie i w murach pogańskiej świątyni.
Przez chwilę mu się zdało, że marzy rozkosznie i dobry sen trwa przed nim na jawie, więc poił swe oczy widokiem kraśnego dziewczęcia, choć nieco przybladły i drzący.
Lecz przyszedł Jerbut i zajął jego miejsce, a wtedy młodzian spytał towarzysza, kto był z Akseną.
— Toć Pojata, córka Lizdejki, która pono umyślnie tu przyszła, ażeby ciebie zobaczyć, bo tyle już słyszała o tobie z ust ojca na zamku i w mieście.
Trojdan to usłyszawszy, popadł w posępną zadumę i, rychło doczekawszy zmiany towarzyszów, poszedł do swej komnatki, ażeby oddać się pożądanej samotności.





  1. Biruta, w młodości kapłanka litewska, porwana przez Kiejstuta, była mu żoną ukochaną przez długie lata.
  2. Czyli burką.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Bernatowicz.