<<< Dane tekstu >>>
Autor Feliks Bernatowicz
Napoleon Rouba (red.)
Tytuł Pojata córka Lizdejki
Podtytuł opowiadanie historyczne
Wydawca Wydawnictwo Mińskiego Towarzystwa „Oświata“
Data wyd. 1908
Druk J. Blumowicz
Miejsce wyd. Mińsk
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
II.

Zamieszkanie Heleny na zamku nie zmieniło bynajmniej projektu Dowojny, który postanowił z wolą Jagiełły sam odwieźć ją ojcu do Polski razem z szanowną skrzynią.
Lecz wprędce znudził piękną Polkę pobyt na zamku, gdzie panował obyczaj dość gruby i brakło rozrywek tak ponętnych niewieście i nie było ni uczt, ni pląsów, ni wspaniałych popisów rycerskich. Jagiełło odznaczał się niezwykłą wstrzemięźliwością i nie zażywał innego napoju, krom wody, a liczny dwór jego zaledwie stać było na dość dzikie popisy w żganiu niedźwiedzia na podwórcu zamkowem, lub przedstawieniu pospolitych łamańców i kuglarstw. Czasem tylko, gdy zawitał na dwór jakiś rycerz wędrowny i smutny, snać grotem miłości nieszczęsnej przeszyty, urządzano coś w rodzaju gonitw rycerskich. Więc stawał ten i ów z wojskowych i dworzan i walczyli konno samowtór na włócznie i miecze, a książe i dwór mieli z tego niejaką rozrywkę.
W takowych zabawach zawsze brała nader czynny udział siostra Jagiełły, Aksena, do której napróżno dotąd kołatali o swadźbę książęcy zalotnicy. Dziewka silna i nadobna wolała popis rycerski lub gonitwę za zwierzem w kniei nad słowa miłości i tkliwe zaloty.
Wszakże i ta już od niejakiego czasu popadła w smutek i zadumę i chętnie przebywała w osamotnieniu.
Więc nudziła się piękna Laszka. Daremnie Dowojna, stały gość komnat zamkowych, zwycięsko odpierając zamiary innych zalotników, zabiegał koło swojej branki i giął hardy kark litewski w słodkie jarzmo miłowania, dziewica pozostała zimną i obojętną na jego słowa tęskliwe i czułe westchnienia.
Zwolna poznała plotki dworskie i to jej nudy skracało: oto opowiadano, iż niedawno Aksenę, zawsze żądną rycerskich popisów, wyzwał na bój rycerz nieznany, w słomę i pawie pióra miasto żelaza i skóry przybrany. Dumna księżniczka zagorzała strasznym gniewem i postanowiła ukarać zuchwalca.
Lecz stało się coś niezwykłego: oto rycerz słomiany dzielnie odparł wszystkie ciosy, a wreszcie pozbawił ją oręża i groźbą wymógł słowo, by na przyszłość zaniechała popisów rycerskich.
Śmiał się z tego wypadku Jagiełło, rada była mu nawet księżna Olgierdowa, ale nieszczęsna księżniczka popadła w smutek beznadziejny i łzami płaciła swoją dumę zwalczoną. I wydało się w końcu, że tym tajemniczym rycerzem był zaufany sługa księcia Wojdyłło, człek lubo prostego stanu, ecz[1] już silnie posunięty w zaufaniu swego pana i dostatkach; sam książe podobno skłonił go do tego kroku zuchwałego.
Zrazu dumna Aksena znienawidziła Wojdyłłę, lecz wrychle uległa jego kornym prośbom o przebaczenie i gorącym zaklęciom, i odtąd tajona miłość złączyła tych dwoje. Oboje ufali w łaskę Jagiełły i cierpliwie czekali dobrej sposobności.
Jakoż książe był rad i dobrej myśli, więc często zachodził do komnat niewieścich i życzliwie gawędził bądź z siostrą, bądź z Heleną, a przybocznym nieraz się zdało, że w słodkich jego słowach było coś więcej nad zwykłą uprzejmość gospodarza wględem nadobnej Laszki.
Wkrótce powiększyło społeczność zamkową przybycie Lizdejki z córką, który zjechał dla powitania księcia po szczęśliwej wyprawie. Urocza, lecz skromna nad wyraz i cicha Pojata, stanęła tedy obok Heleny i tem samem rozbudziła w niej zawiść niewieścią i chęć zaćmienia rywalki, a to tem bardziej, że córkę Krewekrewejty i sam książe otaczał wyjątkowemi względami.
Więc brała na siebie coraz strojniejsze szaty, coraz jaskrawiej odkrywała swą wyższość pod każdym względem, dumnie a śmiało poczynając sobie ze wszystkiemi, nie wykluczając Pojaty, dla której czuła niechęć wyraźną. Jakoż Jagiełło dał się ująć tym czarom i raz drugi napomknął o swem uczuciu dla niej, żądając, by została przy nim na zawsze. Zrazu przejęło to ją niekłamaną radością, lecz wnet poznała swój błąd z zachowania się księżnej i całego dworu.
Oczywiście nie mogło tam być i mowy o zamężciu, bo był to jeno kaprys możnego władzcy i pana.
Więc łzy zajęły miejsce zadowolonej pychy; a wtedy już chętnie słuchała słów Dowojny, któryby rad był wyprawę do Polski przyśpieszyć. Wreszcie wdała się w to stara księżna, równie nie rada synowskim zalotom, i rozkochany Dowojna ruszył pewnego poranku z Heleną i sprzętem kościelnym w drogę do Polski.
Książe hojnie obdarzył Laszkę i pożegnał łaskawie, lecz Dowojna nie uniknął śmiechu dworaków, że właśnie sam idzie w paszczę wroga, jako ów wilk szkodny między ludzkie sadyby.
A wdzięczna Laszka, pomna książęcych zalotów, czy to z umysłu, czy może chęcią pochlebstwa wiedziona, jęła mu wróżyć na pożegnanie, że znajdzie żonę w polskiej królewnie — młodziuchnej Jadwidze. I oto myśl ta zapadła w głowę możnego Jagiełły, który odtąd już coraz niechętniej słuchał napomnień o konieczności wyboru żony.
Więc troskała się księżna Olgierdowa o tego syna, jak również i o los córki Akseny, który ją żywo obchodził, a Jagiełło ją zbywał krótko i starał się odwrócić uwagę na postanowienie siostry.
A kochał Aksenę tkliwie i szczerzeby rad dobra jej przysporzyć: więc siostra tuliła się do brata, a przebiegły Wojdyłło również sprawy swej nie zasypiał, — i tak społem dążyli do jednego a upragnionego celu.
Chytry powiernik rozumiał dobrze nizkość swego stanu i niebezpieczeństwo, na które się ważył, lecz postanowił działać przebiegle i stanowczo. W tym celu wtajemniczył Skirgiełłę, brata wielko-książęcego w swoje plany i prosił jego o pomoc, w zamian obiecując swoje poparcie w wyzyskaniu lepszej dzielnicy dla niego u Jagiełły.
Układ stanął łatwo, lecz nie było środków dla pozyskania starego Kiejstuta, którego zdanie mogło w niwecz wszystkie plany obrócić,
Słusznie obawiał się Wojdyłło, że stary Kiejstut oburzy się na taką swadźbę córy książęcej i bratanicy, a z nim razem oburzą się inni bracia i krewni Akseny. Więc powziął szatański pomysł skorzystać z chwili często pojawiającej się nieufności pana względem stryja i skłonić go do pozbycia się tej uciążliwej opieki i rzekomo niebezpiecznych zamysłów. A pora była jak raz po temu, gdyż Jagiełło już sam kilkakrotnie wspominał z niechęcią o tem, iż ani Kiejstut, ani bohaterski syn jego Witold, nie stawili się w Wilnie dla powitania go ze szczęśliwej wyprawy do Polski.
Zdarzyło się raz, że książę jął pytać ulubieńca, ażaliby nie wiedział czemu Aksena odrzuca starania możnego księcia Daniela, który już kilkakrotnie dał poznać jej swoje uczucie. Układny i śmiały Wojdyłło, znajdując tę porę najsposobniejszą do otworzenia drogi zamiarom swoim, z niedbałością wesołego trefnisia[2], odpowiedział bez trwogi:
— Aksena kocha innego.
— Może nawet ciebie w tej zbroi słomianej? — zaśmiał się wesoło Jagiełło.
— Zgadłeś, panie, ta zbroja otworzyła mi jej serce, jak twoja żelazna dzida dała ci łup w Polsce, a teraz oboje czekamy tylko na wasze, książe, potwierdzenie.
— Wojdyłło! porzuć te żarty — rzekł Jagiełło surowo.
— Zamknij, zamknij, panie, do turmy, a wtedy się przekonasz, czy to, co powiedziałem, jest prawdą.
Wtedy oczy Jagiełły zabłysły strasznym gniewem, a ręce krzepko ujęły zuchwalca i cisnęły gwałtownie o ziemię. Już straż przywołana miała wieść do turmy Wojdyłłę, gdy nadszedł Skirgiełło i prosił za nieszczęśnikiem, każąc mu iść precz z oczu pańskich.
Długo jeszcze książę wybuchał gniewem i zrywał się, ale chytry Skirgiełło, przeczekawszy pierwsze zapędy, umiał dobrze przedstawić wierność Wojdyłły i bezgraniczne panu oddanie, a zresztą i sam książę rychło ochłonął.
Stało się tedy, że po upływie dni kilku już żałował skrzywdzonego powiernika, a jego zamiary nie wydawały mu się zbrodnią, lecz zwykłą losów koleją, a stało się tak tem łacniej, że Skirgiełło zdołał mu wmówić, iż w tej sprawie on jeden mocen jest stanowić, nie bacząc na zdanie innych braci i krewnych.
— Poznają choćby w tem moją wolę niezłomną i swoje stanowisko zależne w zupełności — rzekł całkiem udobruchany Jagiełło, nakazując niezwłocznie przywołać Wojdyłłę.
A gdy padł mu do nóg i całował rękę pańską, dziękując za szczęście i łaskę, rzekł książę dobrotliwie:
— Chcę w tobie mieć również szczęśliwego, jak dotąd wiernego sługę i przyjaciela. Daję wam włość Lidzką w dzierżawę, więc wstań i rozchmurz swoje oblicze.
Powstał Wojdyłło, lecz powstał smutny i zamyślony.
— Bądź że mi wesół i rychło gotuj się do weseliska, a precz mi z kwasami, których nie cierpię.
— Panie! łaski twoje są niezmierne i uszczęśliwiają twego poddańca, lecz mogęż ja, sługa tylko, weselić się i cieszyć z dostatków, któremi mię łaska twoja opatrzyła, gdy brat twój najwierniejszy Skirgiełło łaknie chleba i dotąd niema przystojnego opatrzenia.
— Nie troszcz się, jego nie minie należna mu cząstka!
— Twoje zamiary, panie, najlepsze, ale rzeczywistość im przeczy, gdyż nie masz w Litwie dziś już kąta wolnego.
— I mnie to mówisz, Wojdyłło?
— Tobie, panie, dobry i litościwy, którego powagę co dnia bardziej podrywają knowania starego Kiejstuta i jego najbliższych, z rąk których i mnie wkrótce przyjdzie na zgubę, gdyż czują, że ja ich chytre zamiary już dawno przeniknąłem.
— Porzuć te brednie! oto oręż, którym cię obronić potrafię — odparł dumnie Jagiełło.
— Oni cię uśpią układną wiernością i krewniaczą życzliwością, gdy wzmogą się w siły, wnet jak piorun uderzą w ciebie i we mnie.
— Zbytnia gorliwość w służbie mej cię unosi, a ogrom miłości nadmierną przejmuje obawą. Wszak stryj mój kochany wiernie stoi przy mnie, a Witold jest bratem najlepszym.
— Bodajby słowa moje okazały się łgarstwem! — odrzekł chytry doradzca, — lecz pomnij, panie, że stary Kiejstut ma wielki mir śród ziemian i ludu, a Witold jest bożyszczem swych Grodnian i całej Żmudzi; może się zdarzyć, że sława ich skusi i podsunie plany, wprost godzące w ciebie, a wtedy bieda mnie wiernemu słudze twojemu.
— Ty kryjesz coś przedemną. Wojdyłło! nakazuję ci mówić wszystko niezwłocznie — poważniej ozwał się Jagiełło, widocznie zaniepokojony.
— Nic nie wiem, panie, krom tego, że i teraz Kiejstut zaniedbał należnego hołdu tobie, szczęśliwemu pogromcy Lachów.
— Może mu zdrowie nie służy, gdyż wiek i rany w bojach tylu ciężko go przygniatają.
— To nie rany i nie wiek, jeno zazdrość i nienawiść od progów twych go oddalają, boć jeśli nie oślepł i nie ogłuchł, musi widzieć i słyszeć, że twoje Wilno rośnie w siły z każdą chwilą, gdy jego Troki coraz bardziej puścieją, że ku tobie śpieszą kupcy i rzemieślnicy od Niemców i Rusi, a jego podwórce trawą porastają.
— Więc wierzę, że tem się gryzie, ale on nie zdolny jest do zdrady.
— Lecz cóż ci, panie, może stać na przeszkodzie, abyś wcześnie wszedł w przymierze z Krzyżakami, których mistrz Czolner zdaje się tylko wyczekiwać wezwania z twej strony.
— Zła to rada; Kiejstut jest ich wrogiem nieubłaganym, więc taki sojusz byłby wymierzony wprost przeciw niemu.
— Więc tobie, panie, nie służy prawo nawet szukania sprzymierzeńca?
Jagiełło żachnął się niecierpliwie.
— Nie od dziś jestem panem swej woli.
— Więc myśl, panie, o swoim niebezpieczeństwie na wypadek, gdyby cię miał stryj zawieść.
— Tego mi nikt nie wzbroni, a raczej za konieczną ostrożność poczyta.
— Zresztą z Krzyżakami może stanąć układ całkiem tajny — dodał dla uspokojenia Wojtyłło.
— Zdawna już pragnę tego — odparł Jagiełło, zdając tę sprawę na spryt i przebiegłość zaufanego sługi.
Tak radzili z sobą poufnie jeszcze nieraz, aż postanowili wyprawę na Płock, kędy siedział Andrzej, młodszy syn Kiejstuta; przypuszczali oczywiście, iż raz zacząwszy walkę, potem już łatwo wygnać będzie Kiejstuta i ziemię jego zagarnąć.
Wszakże rozumieli obaj, iż przyjdzie to nie łatwo. Wtedy znowu Wojdyłło podsunął myśl o Krzyżakach, niby niespodzianie, raz i drugi, a w końcu już książę słuchał bez wstrętu i oburzenia. Gdy więc milczeniem dał Jagiełło swą zgodę, odtąd chytry dworak rozpoczął knowania w imieniu pana i szukając wyniesienia dla siebie, poszedł być może dalej z Krzyżakami, licząc na chwiejność Jagiełły.
Ów zaś cały zajęty sprawą swadźby siostrzynej, szedł niezwłocznie na pokoje księżnej Olgierdowej i nie wdając się w kłopotliwe tłumaczenia, objawił swoją wolę w tej sprawie niezłomną. — Księżna zrazu oburzyła się na owe zamysły sługi, lecz w końcu uległa, że Aksena chętnie skłoniła się ku temu.
Więc biegły natychmiast gońce do książąt i panów, prosząc na swadźbę do Jagiełły; nie pominięto nawet wielkiego mistrza Zakonu i pokrewnych książąt mazowieckich na Płocku i Czersku.
A Aksena od zrękowin mocą zwyczaju skazana na zupełne niewidzenie narzeczonego, pędziła dni śród białogłowskich porządków i marzyła w otoczeniu niewiast o przyszłej doli. Nie mogło atoli ujść jej uwagi, że wraz z przygotowaniami do godów, czynione były w skrytości jakieś i inne: widziała dowódzców wojsk, schodzących się na narady, coraz to jakichś posłów nowych i tajemniczych, a czeladź wielko-książęca całemi masami znosiła oręż wszelaki do zamku górnego i ten przysposobiała do zupełnej, wojennej gotowości.
Zbudziło się w niej dawne zamiłowanie, ocknął ów duch rycerski w dziewie książęcej, więc przypadła do ulubionego Skirgiełły:
— Bracie — rzekła, ściskając dłoń jego, — piękne się dla was, jak widzę, pole otwiera, mów tedy na kogo macie uderzyć?
— Jak też możesz myśleć, żebyśmy pod twe gody czem innem, jak nie twojem szczęściem byli zajęci, — odpowiedział nieco zmieszany.
— Więc te rynsztunki, miecze i strzały do wesela mego mają należeć? Gdyby mi wolno było widzieć się z Wojdyłłą, obeszłabym się bez twoich powierzeń.
— Wiedz tedy, że młodzież zamkowa zamierza urządzić gonitwę odparł jeszcze wykrętnie.
— Próżno mnie chcesz oszukać, wiem ja, co gonitwa, a co bój krwawy — zawołała oburzona Aksena.
Porzuć te myśli, siostro, a raczej myśl o tańcach i strojach, jeśli nie chcesz rozgniewać Jagiełły.
— Nie chcę znać godów, nie chcę znać męża, jeśli obok niego nie będzie mi wolno walczyć.
Co widząc i słysząc Skirgiełło okłamał ją, wskazując na możność wyprawy na bliskie Podlasie, lecz dodał zarazem, że wolą Jagiełły Wojdyłło ma zostać dowódzcą obu zamków i trwać nieustępnie przy ich straży i obronie.
Księżniczka uspokoiła się i poddała woli brata.





  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – lecz.
  2. Śmieszka, błazna.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Feliks Bernatowicz.