[51]POLICZEK X. SKARGI.
DO X. JANA MARKIEWICZA.
Sługo stateczny w Winnicy Pańskiéj!
Ty snać najlepiéj, z xiąg i żywota,
Wiész, jako pycha złości szatańskiéj
Na Chrześcijańskie męże się miota.
I jak cudowna potęga Krzyża
W słów ich prostocie Prawdę objawia;
Przez ich pokorę harde uniża,
rzezPrzez krew jednego — narody zbawia.
Lecz jeślić kiedy krzywda od ludzi
Boleśnie ludzkiém sercem zatarga,
Niech i w téj drodze w ślad swój cię budzi
Święty twój u nas poprzednik — Skarga.[1]
Kacerstwo, jak burza, jak potop, z obczyzny
Lunęło od Warty do Dźwiny.
[52]
Szał, w masce rozumu, sum warząc trucizny,
Truł niemi kraj, domy, rodziny.
I naród serc bratnich rozpadł się na wrogów,
Języki przybrały ostrz mieczy;
Ten mędrzec — kto nowych przyniesie zkądś bogów,
Ten rycerz — kto Kościół kaleczy.
Lecz byli i wtedy Rycerze–Wyznawcy,
Lecz byli i Mędrcy–Prorocy,
Co w Duchu a Prawdzie krzyż nieśli w ślad Zbawcy.
W Nim tylko szukąjąc pomocy.
Bo jakażby ludzka potęga i siła.
Bo jakażby mądrość od ludzi,
Zdołała na Litwie zmódz wpływ Radziwiłła,
Lub wpływ Chodkiewicza na Żmudzi? —
Z nich hardość potęgi, z nich krnąbrność swawoli,
Z nich upór kacerstwo natężył;
Powstali nad Kościół, nad prawa, nad króli —
Bóg jednak — lecz przez co zwyciężył?
Po Wilnie, w Zapusty, ulice, gospody,
Brzmią gwarem, pieśniami, i śmiechem;
l pałac Hetmana, i dwór Wojewody
Kapeli rozlega się echem.
Lecz głośniéj nad panów, nad ludu wesele,
Brzmią klątwy i groźby kacerzy,
Na synów Lojoli, co właśnie w kościele
Chór wiodą nieszpornych pacierzy.
[53]
Na mówcę–zuchwalca, co właśnie z ambony
Ich sidła wykrywa i targa;
Uczony, serdeczny, ognisty, natchniony,
Kochany od ludu — Piotr Skarga.
Bo w czynach, jak w słowach, on ludu wiernego
Mistrz, rajca, opiekun, pośrednik;
On wsparcie słabego, pociecha smutnego,
On umierających spowiednik! —
I prosto z ambony szedł zaraz wezwany
Do chorych, w ubogim szpitalu;
I wracał — gdy tańcem i winem rozgrzany
Tłum młodzi rozjeżdżał się z balu.
Spotkali, poznali — Ślepowron na czele,
Arcy–kacerz z głowy i z serca,
Wprzód uczeń sekt wszystkich, dziś w kłótni z wszystkiemi,
Chrztu, Trójcy i Zbawcy bluźnierca! —
Jak wybuch płomienia, na widok kapłana
Gniew myśli i krew w nim zapalił.
Spiął konia, by zdeptać; — lecz mędrszy od pana
Koń wspiął się — i na wznak obalił.
Cud zbawił szaleńca: — lecz jawna moc cudu
W niewiernym złość tylko rozżarza.
Poskoczył — i w obec kościoła i ludu,
Kapłana policzkiem znieważa! —
Struchleli widzowie — a w duszy Wyznawcy
I radość, i boleść, i trwoga!
[54]
On, sługa szczęśliwy! ucierpiał dla Zbawcy!
Lecz brat zgrzeszył — a kara nań sroga!... —
I zaraz nazajutrz sąd zasiadł do sprawy.
Czyn jawny — są świadki, jest prawo.
Napastnik ma pozbyć szlachectwa i sławy.
Świętokradzca stracić dłoń prawą.
I któż go obroni? — Z wspólnictwa bojaźni —
Odbiegli go wodze kacerzy;
Gród cały, lud cały domaga się kaźni,
Lub sam sprawiedliwość wymierzy! —
Zamknięto namowy, i wyrok gotowy,
Podpisać — i sprawa u końca. —
Wtém blady z pośpiechu, do izby sądowéj
Wszedł Skarga — winnego obrońca!
Obrońca bliźniego — człowieka, nie czynu.
Czyn sprośny u Boga i ludzi.
Lecz dość go przypisać nie sercu, lecz winu,
A litość, nie zemstę obudzi.
„Sędziowie!“ — rzekł wreście, łez tłumiąc strumienie;
„Na Boga! na straszny sąd świata!
„Na myśl mą, na serce, na moje sumienie
„Nie kładźcie mi, proszę, krwi brata!
„Bo sąd wasz surowy zabije nas obu.
„Z nim razem — jak Pan Bóg na Niebie!
„W pustyni, w jaskini, żyw zstąpię do grobu,
„Pokutnik za jego i siebie.“ —
[55]
Nie było sędziego, nie było słuchacza.
By wzruszon wzruszeniem okolném,
Nie wołał: „Przebaczmy! Bóg przezeń przebacza!“ —
Sąd powstał — i więzień był wolnym.
Był wolnym — lecz wstydu i zgryzot katusze
Sumieniem targały dopóty,
Aż grzesznik zmiękczony, w pokorze i skrusze,
Padł na twarz przed tronem pokuty.
I jakby cud Boży duch Litwy ożywił,
Tysiącom przodkując z okoła,
Jan–Karol Chodkiewicz, Sierotka Radziwiłł,
Wrócili do Matki–Kościoła.
1868
|