Polska i święta wojna/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Polska i święta wojna |
Wydawca | Wydawnictwo Księgarni Maryana Hasklera |
Data wyd. | 1916 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Wiedeń |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Bezsprzecznie jest to wielkim zaszczytem dla narodu, który z wyżyny wspaniałej przeszłości został strącony do podziemnych lochów niewoli, że teraz, gdy cała Europa wije się w konwulsyach, przypomniano sobie jego potężną żywotność i jego bezprzykładny hart i wytrwałość żelazną — bezwątpienia, jest to jeszcze więcej niż zaszczytnem dla narodu, który w groteskowej wściekliźnie grzebania wciąż od nowa żywcem w grobie zamurowywano, że posądza się go teraz o tę nieludzką siłę, iż poraz piąty zmiażdży wieko swej trumny i znowu z grobu powstanie, aby Europie, gdy burza przeminie, nie zabrakło wspaniałego widowiska powtórnego pogrzebu i nie ulega wątpliwości, że naród, który gwałtem chciano zepchnąć na poziom drugorzędnych, niższych narodowości, może być teraz dumny, że nie obwinia się go o zdradę stanu, jeżeli się odważa narodem mienić i nie zabrania mu się o wolności i niepodległości myśleć i do Boga własnym językiem się modlić — to wszystko mogłoby służyć dla narodu, którego kraj dawno już z karty Europy skreślono jako chwalebne świadectwo niespożytej jego mocy i bezwzględne uznanie konieczności jego odrębnego bytu: o tem jednem tylko zapomniano, lub też umyślnie nie chciano zwrócić uwagi, że wolanie do narodu, przez półtora wieku w nieludzki sposób ciemiężonego, narodu, któremu się niszczyło wszystkie możliwości rozwoju takie wołanie: »Teraz powstań!« wydaje się raczej cynicznem szyderstwem, jakiem Chrystsa na krzyżu opluwano:
»Jeżeli jesteś Bogiem, to znijdż z krzyża!«
A jednak stal się cud! Na krzyżu rozpięty naród zdołał choć jedno ramię wyzwolić — a ten cudotwórczy Czyn, to utworzenie Legionów.
Dziwnym ponad wszelką miar, że Niemcy, którzy przecież o wszystkich choćby najdrobniej szych przejawach w tej wojnie doskonale są poinformowani, jednego faktu nie doceniają, albo go w całej jego doniosłości pojąć nie mogą, że Polacy niezależnie od ogólnej mobilizacyi (pół miliona obowiązkowego żołnierza polskiego w Niemczech i również tyle w Austryi) stawili jeszcze swoim własnym kosztem i bezprzykładną ofiarnością jeszcze trzydzieści tysięcy ochotników w formie Legionów: gimnazyaści, począwszy od 16-tego roku życia, przeważna część akademickiej młodzieży, profesorowie, artyści, wogóle wszystko. co tylko Polska z arystokracyi ducha i inteligencyi posiadała, jednem słowem wszystko, co jej »Ver sacrum« stanowiło, wyruszyło w »świętą« wojnę, by w ścisłym związku z narodem niemieckim walczyć przeciwko wspólnemu wrogowi.
Nigdy jeszcze żaden naród ofiarniej i wierniej nie spełnił Chrystusowego przykazania: »Oddaj Bogu, co jest Boga, Cezarowi, co Cezara!« jak właśnie Polska w obecnej wojnie.
Całą do walki zdolną ludność, przeszło milion ludzi — oddała Cezarowi, wszystko jeszcze, co pozostało, stawiło się do służby w świętej sprawie, oddało się najwyższemu Bóstwu Polski, niepodległościowej i wolnościowej idei, w kornej ofierze.
Nie było żadnych wahań, ani rozważań dla tych zastępów ochotniczych: tylko przy boku tego narodu, którego sprawę uznała za sprawiedliwą i świętą, mogła własną świętą sprawę wywalczać.
Czyż naród niemiecki nie zastanowił się nad tem, że właśnie ta Polska, która swym świętym tradycyom pozostała wierna — a to jest właśnie ta »ecclesia militans«, która przy etycznem wartościowaniu jakiegośkolwiek narodu jedynie wchodzi w rachubę, przerzuciła się właśnie na stronę niemieckiego narodu i teraz ramię przy ramieniu w ścisłem, rycerskiem zbrataniu przeciwko »oswobodzicielce« Rosyi walczy?
Niemcy powinni wreszcie zrozumieć, że utworzenie legionów — niezależnie, powtarzam raz jeszcze, od poboru żołnierza polskiego przy ogólnej mobilizacyi — przedstawia najwyższą wartość moralną polskiego narodu — a choć legiony te z natury rzeczy liczbowo imponująco przedstawiać się nie mogą, w każdym razie są ucieleśnieniem myśli polskiej, widomym znakiem woli narodu ku Wolności: w legionach wskrzesiła się Polska od nowa i w nich święci, do nowego życia rozbudzona, swój najwyższy tryumf!
I Niemcy powinni się nad tem zastanowić, że ta Polska właśnie po ich stronie stanęła, mimo, że potężny jej sąsiad — Rosya — wszystkiemi siłami, wszystkimi możliwymi środkami i pochlebstwem i niesłychanemi obietnicami i zapewnieniem absolutnej wolności starała się ją na swą stronę przeciągnąć — a zaprawdę nigdy jeszcze flet rosyjski nie wydobywał z siebie tak rozkosznych i pieszczotliwych tonów.
Polaków posądza naród niemiecki o rusofilizm.
Więc jakżeż sobie wytłómaczyć zdumiewający fakt, że Polacy w Rosyi mimo gorącego z jej strony poparcia, mimo najrozpaczniejszych wysiłków ze strony zwierzchnictwa, które doprawdy w środkach nie przebierało, nie stworzyli legionów przeciwko Niemcom?
Rosya sama posiada przecież trzy czwarte dawnych ziem polskich, więc z łatwości mogłaby przeciw tym trzydziestu tysiącom legionistów, którzy po stronie Niemiec walcz, wystawić conajmniej stutysięczny zastęp tych, którzyby przeciwko Niemcom w pole wyruszyli. Dla czego zawstydzająca próba utworzenia takiego legionu zrobiła takie fatalne fiasko? Mimo najgorętszych usiłowań zdołano zwabić zaledwie czterystu drapichrustów i głodomorów, a i ci wkrótce na wszystkie wiatry się rozlecieli.
Oburzające wprost, że ze strony Niemców często gęsto słyszy się zarzut, że Polacy w tej wojnie zawiedli.
Polacy zawiedli?!
Kto zawiódł?
Może tych sześćset tysięcy nieszczęsnych chłopów i robotników, którzy najgłębszą nienawiścią do Rosyi pałają, których pod eskortą bagnetów i nahajek na krwaw rzeź pognano, a do których rząd rosyjski swoją drogą tak mało ma zaufania i tak ich się podejrzliwie lęka, że polskie regimenty rozlokowano we wszystkich częściach Rosyi — na Uralu, na perskiej granicy, lub na Kaukazie?
I któż miał robić to wyczekiwane, upragnione powstanie w Królestwie, pominąwszy już to, że w wielkich wojnach powstania małych narodów na ich, przez armie milionowe nieprzyjacielskie zalanym terytoryum, jest najgłupszym absurdem?!
A może zawiedli onych czterdzieści tysięcy, z których każdy był bohaterem, a którzy w roku rewolucyjnym 1904/1905 padli ofiarą krwawej zemsty rządu rosyjskiego, a o których Europa nic nie wie, bo się »zagubili!?«
A może zawiedli właściciele olbrzymich fabryk, swoją drogą przeważnie Niemcy i żydzi, którzy podczas pierwszej okupacyi Lodzi, niesłychane i wrogie trudności polskim legionistom na każdym kroku stawiali? — niemiecka armia musiała się na polskiej ziemi nimi zająć.
A może magnaci, właściciele olbrzymich latifundyi, którzy zmuszeni są w interesie swego majtku i własności w drżącej trosce Rosyi się czepiać?
I kto jeszcze zawiódł?
Może Polacy w Poznańskiem, którzy lojalnie dali państwu niemieckiemu potężną armię, złożoną z czterystu tysięcy najdzielniejszego i najtęższego żołnierza, ci Polacy, którym nawet Maximilian Harden wystawia pochlebne świadectwo i przyrzeka im na przyszłość lepsze obchodzenie i widoki na urzędy?!
∗
∗ ∗ |
Idą i wciąż jeszcze idą w hojny i gościnny dom gospodarza nieprzeliczone szeregi ochoczych żniwiarzy, a każdy z nich z najbogatszym plonem, jaki w swem życiu zebrać zdołał, a wśród nich — jeszcze ich nie widzicie bracia w świętej wojnie? — mała gromadka najbiedniej szych ofiarników, którzy nic innego w tę świętą wojnę wnieść nie mogli prócz ofiarnych miseczek, na których płoną świętym ogniem i świeżo z piersi wyrwane serca — jeszcze ich nie widzicie?!
Trzydzieści tysięcy polskich legionistów!
Trzydzieści tysięcy — to wszystko, na co Polska: zdobyć się mogła?
Widzę podejrzliwy, nieufny — ba! nawet szyderczy uśmieszek.
Tak! trzydzieści tysięcy, ale to najkosztowniejsze, co Polsce po rozpacznych walkach wolnościowych w ciągu prawie półtora wieku jeszcze pozostało.
To potomna generacya onych bohaterów, którzy w 1863 roku wskutek braku broni rosyjskie armaty gołemi rękoma zdobywali, to resztki i chwała Bogu najdzielniejsze i najtęższe, jakie Polska z zawieruchy w 1905 r. uratować zdołała.
Wiem, że w ogromach milionowych armii ta garść topnieje i żadnego znaczenia mieć nie może, ale każdy z tych biednych ofiarników stoi wewnętrzną duchową wartością, moc poświęcenia, nieustraszonem bohaterstwem i pogard śmierci na równi z najlepszymi i najgodniejszymi w wojskach niemieckich!
I legioniści polscy nie zawiedli nawet najśmielszych nadziei, jakie w nich pokładano, a bezprzykładne ich męstwo stało się postrachem dla Rosyan.
Karta dziejów Polski, zapisana przez obecne legiony, jest jedn z najwspanialszych, jak się wogóle dzieje jakiegośkolwiek narodu poszczycić mogą.
W takim królewskim blasku i dumnej bohaterskiej potędze rzadko Myśl Polska się ujawniała i niezłomną moc swą objawiła.
Trzydzieści tysięcy legionistów!
Ja wiem, wiem dobrze, że to ostatni szeląg biednej wdowy, ale nie znam narodu, któryby moc swej wysokiej etycznej kultury był lepiej w stanie ogrom tej ofiary zrozumieć i pojąć, jak właśnie naród niemiecki — tylko odrobinę dobrej woli na to potrzeba.
Jeszcze zastrzeżenia? Jeszcze niedowierzania?
Cała Polska tylko trzydzieści tysięcy legionistów!?
Tak! cała Polska! Bo ta mała Galicya, w której było wogóle możliwe legiony tworzyć, to polski Piemont, do którego schronili się wszyscy wygnańcy i proskrybowani w Królestwie, wszyscy ci, którzy wprost zerwali się ze stryczka rosyjskiego kata: Kraków i Lwów, to asyle, do których się exodus polskiej inteligencyi z Królestwa zwrócił, a jeżeli się mówi o duszy Polski, to trzeba jej w Galicyi szukać.
Tu znalazła przytułek, schronienie, tu mogła się swobodnie rozwijać i szeroko swe skrzydła do wolnego i śmiałego lotu rozpić, i tylko tu mogli się rozbitki z rewolucyi w 190j r. na nowo zorganizować, do boju zdolne zastępy zebrać, regularne wojsko stworzyć, w którego szeregi coraz to nowe zastępy żarliwych wyznawców idei niepodległościowej napływały.
I tak powstało liczebnie wprawdzie niewielkie wojsko polskie, ale karne, doskonale wyćwiczone, rwące się do boju wojsko pod wodzą męża i bohatera, którego nazwisko godnie obok nazwisk największych bohaterów polskich stanąć może: generał Józef Piłsudski.
∗
∗ ∗ |
Potrzeba było rządowego, oburzonego protestu, by tę nędzną infamię odpowiednio napiętnować.
I ani mi przez głowę nie przechodzi twierdzić, że nawet ci Polacy, którzy teraz pospół z niemieckimi towarzyszami broni o najświętsze, wspólne ideały walczą, przez jednę noc zapłonęli gorącą miłością do Niemców na wygojenie zadanych ran dużo czasu potrzeba, to jedno tylko mogą bezwarunkowo powiedzieć — a polski Piemont potwierdza moje orzeczenie — że Polacy odnoszą się z najgłębszym szacunkiem do niemieckiego narodu, który teraz przeciwko stu milionom wrogów walczy.
Ani na chwilę się nie zastanawiali, am wahali, by się stawić po jego stronie, i przy boku jego własną wolność zdobywać, wszystkie krzywdy zapomnieli — a trzeba było dużo zapomnieć — i podali ufni i wierni swemu dawniejszemu przeciwnikowi ręce do zgody i godności pełnego sojuszu w poczuciu wspólności zaobopólnej »świętej« sprawy.
A nigdy jeszcze Polska, jak długo istnieje, wiarołomną nie była.
A powątpiewać teraz o świętej powadze, o zaprzysiężonej wierności sojuszniczej Polaków, z jaką wyruszyli pospół z narodem niemieckim na krwawy bój — za nasz i Wasz wolność — a we wszystkich bitwach okazali na nowo swoją bohaterską moc i męstwo — byłoby ciężką obraz dla narodu Polskiego — i zniewagą.
Wstawka nasza w tej świętej wojnie jest co najmniej tak wysoką, jak narodu niemieckiego.
Może nawet wyższą.
Daliśmy wszystko, cośmy dać mogli i daleko nawet poza możność nasz, a żaden naród niema w tej niebezpiecznej Va-banque grze tyle do stracenia, jak my — to znaczy: wszystko!
Już przecież cały nasz kraj zniszczony, stratowany, w jedno krwią naciekłe błoto zamieniony — dziesiątek lat będzie potrzeba, zaczem się straszliwe rany naszej rozkopanej, podziurawionej, aż do samego wnętrza rozszarpanej ziemi zagoją, trzydzieści procent naszych wsi znikło z powierzchni ziemi, śladu z nich nie pozostało — możesz jeździć godzinami całemi wszerz i wzdłuż, a nie napotkasz na jednę żyjącą istotę — całe młodociane potomstwo z głodu powymierało, a tajemnicą pozostanie, czem się przy życiu pozostali wyżywić zdołają...
O ty, błogosławiona Belgio!
Europa rozrywa szaty na sobie i posypuje sobie głowę pokutniczym popiołem, drży w posadach z oburzenia, że sukiennice w Ypern koniecznością wojenną zniszczone zostały, ale, że miliony ludzi tam gdzieś w Polsce z głodu giną albo życie prowadzą, jakie nam tylko średniowieczne kroniki wśród najstraszliwszych klęsk głodu, moru, pożogi i mordów opisują, to Europę nic nic obchodzi — przeciwnie niema dosyć słów wstrętu i obrzydzenia nad polską nędzą, polskim brudem, no oczywiście — polskiemi wszami!
Haniebne! Czyż wstyd Wam oczu nie zalewa?
Więcej powagi, więcej godności, Wy towarzysze pancerni w »świętej« wojnie, więcej szacunku przed tymi nieszczęśnikami, którzy w milczeniu cierpią, bezimiennie umierają, o których Europa nic nie wie lub pogardą zbywa, a którzy doprawdy jej zimnego, obojętnego spokoju skargami i rozpaczliwym porykiem nie zakłócają.
A jeżeli kiedyśkolwiek jakiś naród miał prawo żądać jak najgłębszego szacunku i podziwiającego poważania, to właśnie naród Polski w tej wojnie.
Laski i współczucia nie wyżebrywaliśmy u Europy mimo naszej najstraszniejszej nędzy, nie krzyczeliśmy gwałtu, choć stokroć razy większe świętości nam niszczono i burzono, aniżeli była nią dla Francuza katedra w Reims, ale tego jednego stanowczo wymagamy:
Więcej szacunku!
Naród Polski nie ponosi ani winy ani odpowiedzialności za machinacye łódzkich fabrykantów, lub swoich możnych magnatów, właścicieli olbrzymich latifundii i wszystkich tych interesentów, którzy nieodłącznie są z Rosyą związani, — naród Polski może stanąć z dumnem, wyniosłem czołem, bo spełnił swój święty obowiązek, na który nań nałożyła bogata i szlachetna przeszłość, nie sprzeniewierzył się tradycyi, uświęconej blizko półtorawiekowym męczeństwem, naród polski spełnił swoje najwyższe przykazanie, by ostatnią kroplą krwi, ostatnim szelgiem wywalczać swoją wolność i niepodległość:
Naród Polski stworzył legiony, a w bój je poprowadził Józef Piłsudski!