Potworna matka/Część czwarta/XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Pomimo żalu, przypomniała sobie Julia o testamencie Prospera, którym czynił ją na nowo posiadaczką całego majątku.
Rzuciwszy spojrzenie na łoże śmiertelne, udała się z aktem małżeństwa i testamentem do merostwa i do przedsiębiorstwa pogrzebowego.
Następnie złożyła papiery w kancelarii trybunału.
W przekonaniu, że Helena stała się przyczyną śmierci Prospera, pragnęła rozgłosić ją w całej dzielnicy dla nasycenia swej zemsty.
Z powrotem więc wstępowała do znajomych sobie sklepów, rozpowiadając o nagłej śmierci zięcia, w ten sposób, by rzucić podejrzenie na córkę.
— Zastałam go nieżywego... — wołała, szlochając.
— A gdzie pani córka? — pytały kumoszki.
— Zniknęła bez wieści.
— Boże! czegóż się ja dowiaduję.
— Najokrutniejszej, najwstrętniejszej prawdy! — wołała Garbuska.
Rzucone ziarno podejrzenia poczęło kiełkować i słowo: trucizna z niejednych ust dało się słyszeć.
Jak wiemy, Józef Włosko postanowił widzieć się tego rana z mężem Heleny, dla skorzystania z jego skruchy, (która jakkolwiek szczera, nie mogła być długotrwałą), celem porozumienia się i doprowadzenia zamiaru przywrócenia wolności, córce Julii Tordier, drogą rozwodową.
O dziesiątej rano wyszedł z domu i udał się wprost do kawiarni, w której kilka dni przedtem zeszli się z Prosperem.
Stamtąd wysłał chłopca na ulicę Anbry, z poleceniem, aby mu powiedział, że jest tu oczekiwany.
W kilka minut zaledwie chłopiec powrócił blady i wystraszony.
— Ach! panie... — mówił zdyszany.
— Co się stało?
— Pan Rivet nie żyje!
— Nie żyje?... Czy to podobna! — zawołał Włosko, blednąc, jak ściana.
— Najświętsza prawda, panie... Dzwonię... Otwiera mi jakaś garbata zapłakana. Pytam o pana Rivet, a ona, szlochając, wskazuje mi otwarte drzwi do pokoju, w którym przy łóżku palą się dwie gromnice: „Oto jest!“ rzekła, a ja ujrzałem trupa, leżącego na łóżku.
— Szkoda, że — umarł teraz, kiedy miał stać się lepszym... — mówił w duchu Włosko. — Ostatecznie, ta katastrofa nieprzewidziana; powraca wolność Helenie... za dziesięć miesięcy będzie mogła poślubić Lucjana Gobert. Teraz trzeba mi tylko odnieść ostatni testament Prospera do kancelarii trybunału... i Joanna zostanie milionerką...
Ani słowa, dziwne to życie.
W kancelarii powiedziano mu, że przed pół godziną został tam złożony testament, lecz daty dawniejszej, a za tym późniejszy skasował rozporządzenie poprzedniego.
Kiedy Włosko zamierzał już odejść, sędzia zatrzymał go:
— Słówko jeszcze, panie... — rzekł.
— Do usług, panie prezesie.
— Czy zna pan tę damę, wdowę Julię Tordier, na której rzecz Prosper River sporządził pierwszy swój testament?
— Znam ją.
— Czy osobistość ta była czym dla pana Prospera Rivet?
— Teściową.
— Pan Rivet był żonaty?
— Od kilku tygodni.
— I najzupełniej wydziedziczył żonę swą? Miałby powody uskarżać się na nią?
— Nie sądzę, lecz wiem, że akt ślubny zastrzegał seperację majątkową. Za tem pan Rivet rozporządził tylko swoją własnością osobistą.
— Dziękuję. Nie zatrzymuję już pana.
Włosko skoczył do dorożki, śpieszno mu było oznajmić wszystkim mieszkańcom willi w Petit-Bry, że Helena została nareszcie uwolnioną z pod opieki matki.