Potworna matka/Część trzecia/XXIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Potworna matka |
Podtytuł | Tragiczne dzieje nieszczęśliwej córki |
Wydawca | "Prasa Powieściowa" |
Data wyd. | 1938 |
Druk | "Monolit" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Bossue |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Nastało chwilowe milczenie; następnie sędzia rzekł:
— Pani była domowniczką hrabiego de Roncerny, i jest tam widocznie nadal, skoro od niego przybywa...
— Jestem tam chwilowo, panie... jako dozorczyni chorego.
— Przy kim?
— Przy panu Lucjanie Gobert. Został przewieziony do willi Petit-Bry w okolicznościach, które może już panu wiadome, a których szczegóły mieści ten list hrabiego, jaki polecono mi wręczyć panu. Ponieważ stan pana Goberta wymaga nadzwyczajnych starań, żądałam upoważnienia pielęgnowania go w chorobie... Byłam przy ostatnich chwilach życia nieszczęsnej jego matki... jeżeli i on ma umierać, niechaj także zamknę mu oczy... Prócz listu mam i świadectwo doktora, stwierdzające groźny stan nieszczęśliwego młodzieńca...
Sędzia przeczytał list, rzucił okiem na świadectwo — i rzekł, zwracając się do Julii Tordier:
— Widzi pani, że w tym, co pani mówiłem przed chwilą, nie było przesady...
Garbuska milczała.
— Dzięki ci, panno Joanno za to, żeś przyszła — ciągnął dalej sędzia. — Pani powraca do Petit-Bry?
— Tak, panie...
— Zawieziesz kilka słów ode mnie do hrabiego de Roncerny.
— Do usług pańskich.
Ruchem niespodzianym zwrócił się do Julii i, wskakując ją Joannie, zapytał:
— Znasz tę panią?
Młoda dziewczyna pobladła.
— O! tak, panie, — odparła — znam ją, znam aż nadto dobrze!... To ona spowodowała śmierć pani Gobert... Ona jest przyczyną nieszczęścia pana Lucjana, grożącego mu śmiercią!... Ona unieszczęśliwiła pannę Helenę i także o śmierć niechybną przyprawi własną córkę!
— A pani, — zwrócił się sędzia do Garbuski — czy pani zna pannę Julię Bertinot?
— Znam ją, jako służącą w pensjonacie Boissy-Saint-Leger... to wszystko!... — odpowiedziała Julia.
— Niewątpliwie, — mówił sobie w duchu sędzia śledczy — podobne są do siebie z twarzy, a więcej jeszcze z ułomnej figury, choć jedna z nich jest wstrętną, a druga pociągająca... To dziwne!
Jednocześnie Garbuska myślała:
— Trzeba tę dziewczynę usunąć! Ona mi zawadza!
— Czy mogę odejść? — zapytała następnie.
— Może pani, i teraz pozostaje pani oczekiwać wyroku izby sądowej, który wkrótce nastąpi.
— Oczekiwać będę z ufnością. Wyrok nie może orzec, że nie powinno się ścigać przestępcy... Nic nie może obalić faktu dotykalnego, a ten istnieje. Do usług pańskich...
Dygnęła i wyszła.
Sędzia rozpoczął z Joanną rozmowę, badając, o ile znane jej były sprawy, dotyczące rodziny Tordierów i Lucjana Gobert, Joanna odmalowała mu nieszczęścia Heleny i jej kuzyna w słowach, pełnych wzruszającej prostoty; przeszedłszy nareszcie do Julii, opowiadała o jej nikczemnych postępkach z oburzeniem, znamionującym prawy i wzniosły charakter.
— Przypominasz sobie, panno Joanno, moją radę, abyś sprowadziła z kraju, w którym przyszłaś na świat, twój akt urodzenia, z którego będziesz mogła się dowiedzieć nazwiska twojej matki?
— Pamiętam, panie.
— Czy poszłaś za tą radą?
— Nie, panie...
— Czemu? Powinnaś była to uczynić.
— Prawda, panie, lecz nie zrobiłam tego...
— Czy masz po temu jakiś powód?
— Miałam.
— Jaki?
— Mój ojciec błagał mnie, abym nie starała się nigdy poznać przeklętego nazwiska matki, i chciałam mu być posłuszną.
Sędzia czas jakiś siedział w zamyśleniu, następnie rzekł:
— Dam ci, moje dziecko, kilka słów do hrabiego de Roncerny... Proszę cię, siadaj.
Napisał kilka wierszy, wsunął je w kopertę i, podając ją dziewczynie, dodał:
— Do widzenia, panno Joanno, a powiedz swemu choremu niech nie rozpacza.
Dziewczyna potrząsnęła głową
— O! panie, — szepnęła — czyż on może mieć jaką nadzieję?... Wszystko stracone dla niego!... Pytam siebie nieraz, czy należy mu życzyć wyzdrowienia?...
Skłoniła się i wyszła.
— Śpiesz się — zawołał na swego sekretarza sędzia — poszukaj mi akt sprawy Roncerny przeciwko Joannie Bertinot, obwinionej o kradzież... Była w toku trochę więcej, niż miesiąc temu.
Zadzwonił na woźnego biurowego.
— Pędź bez straty chwili — do biura bezpieczeństwa — rozkazał sędzia. — Jeżeli tam jest agent Challet, sprowadź go do mnie... Jeżeli nieobecny, niech go zawiadomią, że potrzebny mi niezwłocznie.
— Oto są akta żądane... — rzekł sekretarz, kładąc przed sędzią gruby zeszyt szarego papieru.
Sędzia rozłożył go z pośpiechem i odczytał badanie, któremu poddał przed miesiącem niewinną istotę.
— Joanna Julia Bertinot — mówił do siebie — w wieku lat dwadzieścia, urodzona w Versoix, w kantonie Genewskim (Szwajcaria). Więcej niepotrzeba... Dziwne by było, gdyby przypadek naprowadził mnie na ślady prawdy...
Wziął papier, z adresem swojej kancelarii i napisał:
Proszę wyekspediować pod moim adresem kopię aktu urodzenia Joanny Julii Bertinot, urodzonej w Versoix, w roku 1863 lub 64. Sprawa nader ważna.
Przy tym dołączam mandat poczt międzynarodowych, stempel i prawo kopii“.
Podpisał, wsunął w kopertę, zostawiając ją niezaklejoną.
W tej że chwili Challet wszedł do gabinetu.
— Pan sędzia śledczy ma rozkazy dla mnie?
— Potrzeba, abyś jak można najprędzej zebrał wiadomości, dotyczące stanu cywilnego Julii Tordier.
— Przyjdzie mi to łatwo, gdyż ona wyszła za mąż w dzielnicy Halli.
— Nazwisko z domu i miejsce urodzenia.
— Akt ślubny nas objaśni.
— Oto pieniądze... List... dopełnij potrzebnych formalności i wrzuć do skrzynki pocztowej...
— W pięć minut będzie gotowe.
Wziął list i wyszedł.
Pójdźmy za Julią Tordier, która daleka od przypuszczenia, że zajmowano się nią w tej chwili, jednak nie była wolną od złych jakichś przeczuć, gdy powracała z pałacu Sprawiedliwości.
Wiadomość o uwolnieniu Lucjana, za poręczeniem hrabiego de Roncerny, przerażała umysł Garbuski.
Srogi niepokój, zażegnany chwilowo małżeństwem córki i namiętnością gwałtowną dla Prospera Rivet, znowu zaczynał szarpać jej serce.
Obecność Joanny u sędziego, częste z nią spotkania, jak gdyby umyślnie stawały jej na drodze, sprawiały jej niepokój, bliski najwyższej trwogi.
Zdawało się jej, że jest zagrożona okrutnym niebezpieczeństwem, z powodu Joanny.
Pamięć podwójnej zbrodni przejmowała ją konwulsyjnym drżeniem.
Wspomnienie postępku jej z Piotrem Bertinot i dzieckiem, które skazała na śmierć, a które po latach dwudziestu spotykała przy życiu, sprawiało jej zawrót głowy.