[344]XXXIII.
Powódź.
Rozkoszną doliną, zcieniony leszczyną,
Zbarwiony zielenią do koła,
Poważny nurt rzeki w kraj biegnie daleki,
Mijając wsie, pola i sioła;
A widząc tę czystą, spokojną, srébrzystą
Fal wstęgę płynącą przez niwy,
Nie zgadliby ludzie w omamień ułudzie,
Potęgi żywiołu straszliwéj.
Lecz patrzcie, już wiosna nadchodzi radosna,
Pękają do koła rzek lody,
A wązkie łożysko, kry twardéj siedlisko,
Przepełnia wezbrany prąd wody,
I wznosi grzbiet siny, a bujne niziny
Łąk nikną wśród modréj wód fali:
Tysiące strumieni wrze, huczy i pieni,
I płynie i bieży wciąż daléj.
Przerwawszy zapory prąd w nowe wszedł tory,
Dociera do wiosek, do chatek,
Zgrążając w toń sioła — i słychać do koła:
Krzyk Ojców, płacz dzieci, jęk Matek!
Szczęśliwi! czyż wiecie, jak często na świecie
Śmiéch w boleść się zmienia okrutną:
Przed chwilą tam było rozkosznie i miło,
A teraz tak strasznie, tak łzawo, tak smutno!
Kmieć pośród swéj chaty zasobem bogaty,
Żył sobie bez troski, kłopotów:
W spichlerzu miał zboże, bydełko w oborze,
A w gumnach do młocki plon gotów;
[345]
Pod płotem od drogi, sterczały dwa stogi,
Potrawu dla koni i krówek,
A pośród śpiżarki, krup, mąki, tatarki,
Był zapas na cały przednówek.
Dziś ujrzał struchlały, jak trudów skarb cały,
Co przyszłość zapewnił rodzinie,
Porwany w wir rzeki, przepada na wieki,
Zgrążony w wód mętnych głębinie;
Wprzód syty, swobodny — dziś nędzny i głodny,
Z przestrachem w toń modrą spoziéra,
I widzi, jak żona na rękach mu kona,
Jak dziécię zgłodniałe umiéra!
O, drodzy! Bóg w niebie o każdéj potrzebie
Trosk waszych pamięta codziennych,
Wam pierwszych lat wiosna, szczęśliwa, radosna,
W kolejach przemija niezmiennych;
Pomyślcie więc mili, o strasznéj téj chwili,
O klęsce biédnego narodu,
I nieście swój datek, dla Ojców, dla Matek,
Dla dzieci ginących od głodu!