Powroźnik (Verhaeren, 1898)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Émile Verhaeren
Tytuł Powroźnik
Pochodzenie Życie tygodnik
Rok II (wybór)
Wydawca Ludwik Szczepański
Data wyd. 1898
Druk Drukarnia Narodowa F. K. Pobudkiewicza
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Antoni Lange
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały wybór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
EMIL VERHAEREN.

POWROŹNIK.
Z cyklu: VILLAGES ILLUSOIRES.

Pod groblą, śród wioszczyny,
Której szlak otaczają dziwne plątaniny
Krzywych linii ku morskiej głębinie szumiącej,
Siwy powroźnik jasnowidzący —
U drogi — chodząc wstecz a wstecz,
Mądrze układa, przesuwając dłoń
Dalekich nici wir, co precz
W nieskończoność precz — sunie się doń
Tam,
Gdy skwarny wieczór mrze u morskich tam —
Słychać jeszcze zgrzyt kół:
Ktoś niewidzialny na górę i w dół
W tajemniczych porusza je rękach,
Gdy równolegle na czółenkach,
Co w odległości toczą się jednakiej —
Od kresu po kres drogi — niezmiennemi szlaki
Wciąż wiją się konopie — niby długi wąż —
W dzień i w noc — nieustannie — wciąż, a wciąż, — a wciąż.

Słabą lecz zwinną jeszcze ręką nić mota
Starzec, trwożny że zgasi owę trochę złota,
Co w trud mu wlewa słońca promień zachodzący.
I tak wzdłuż domów i murów
Siwy powroźnik jasnowidzący
Przyciąga widnokręgi — rzekłbyś mocą sznurów,
Oto są widnokręgi — oto są ich zdroje,
Żale — wściekłości — nienawiści — boje.
Łzy milczenia — krzyku łzy,
Widnokręgi przeszłych dni,
Pogodne i rozwichrzone,
Przeszłości dzieje wskrzeszone.

Niegdyś — było to życie błędne, lunatyczne,
Płynące śród wieczorów i rautów świetlanych
Gdy boża dłoń do krajów wiodła obiecanych
Swój lud, paląc mu ognie w ciemności magiczne.

Niegdyś — było to życie, wieczną burzą wzdęte
I dziko zawieszone u kopyt rumaków,
Niespodziane i pełne błyskawicznych znaków
I w ogromne przestwory — ogromnie napięte!


Niegdyś — było to życie mistyczne, ogniste.
Biały krzyż na niebiosach, krzyż piekieł czerwony,
Każdy swojem żelazem szedł opromieniony —
Przez krew — w swoje zwycięskie niebo płomieniste!

Niegdyś — było to życie spienione. Szalała
Krew ludzka. Dyszał zbrodnią świat. Huczały dzwony.
Krwawo z potępiającym walczył potępiony —
I śmierć im lśniła w dali szalona, wspaniała!

Śród lnianych pól i łoziny
Śród nieruchomej drożyny —
Wzdłuż domów i murów
Siwy powroźnik jasnowidzący
Z głębi wieczoru, zagadnienia nęcącej,
Przyciąga widnokręgi — rzekłbyś mocą sznurów.
Oto są widnokręgi — oto są ich zdroje:
Praca, wiedza, zapał, boje.
Widnokręgi niknących pozorów,
A w zwierciadle ich wieczorów
Żałobne teraźniejszej doby niepokoje:

Oto — nagromadzenie ogniów tęczy żywej
W których mędrcy związani w olbrzymi wysiłek
Nie chcą bóstw, aby podnieść ten nicości pyłek,
Dokąd wiedzy człowieczej dopłyną porywy.

Oto izba, gdzie myśl swe twierdzenie podsyca
Matematycznie ważąc liczbę elementów:
Że tylko pusty eter treścią firmamentów
I że z retort nam błyśnie śmierci tajemnica.

Oto — dymna fabryka; materya niemocna
Tocząc się — drga stężona — krwawa śród pieczary,
Gdzie w trudach się formują nowożytne czary,
W których zamiera przestrzeń, czas i ciemność nocna.

Oto dziś — patrz! — zmęczonej gmach architektury
Pod ciężarem stuletniej pracy swej ugięty,
Z którego płyną groźne krzyki i lamenty
Wyzywające przygód piorunowe chmury.


Na drodze równej, ociemniałej
Z okiem utkwionem w świetle chwały,
Co złoci o zachodzie brzeg domów i murów,
Siwy powroźnik jasnowidzący
Z głębi wieczoru nimbem promieniącej
Przyciąga widnokręgi — rzekłbyś mocą sznurów.
Oto są widnokręgi — oto są ich zdroje:
Błyski, nadzieja, przebudzenia, boje,
Widnokręgi co jaśnieją
Jutrzejszej doby nadzieją —
Po za kresem brzegu zdala
Gdzie na obłokach wieczór się zapala.

W dali tam — harmonijnej i pogodnej dali,
Podwójne szczeble złota zawiesza drabina:
Marzenie i Poznanie po szczeblach się wspina;
Chociaż z osobna wyszły — mkną po jednej fali.

W dali tam — wszechprzeciwieństw gasną krwawe błyski,
Ręka zwątpień otwiera tam Pewności wrota.
Wzrok widzi, jak się wiąże jasna praw istota,
Którą chwilowych doktryn więziły kołyski.

W dali tam — duch przenika w subtelnej pogoni
Dalej niżeli pozór — niżeli śmierć sięga:
Serce się uspakaja. — Słodyczy potęga
Ogromnego milczenia dzierży klucze w dłoni.

W dali tam — Bóg, będący każdą ludzką duszą
Stwarza się — i we wszystkich rozlewa, odtwarza —
I tem wyżej się wznosi, im niżej rozważa
Cierpienie i pokorę, które serce kruszą.

I jest pokój żywy i ciepły. Wesele
Harmonijne, równe — w tej wieczornej ziemi
Gdzie jak węgiel nadziei promieńmi złotemi
Goreją gwiazdy nocy w powietrznym popiele.

Tłom. A. Lange.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Émile Verhaeren.