[52]EMIL VERHAEREN.
POWROŹNIK.
Z cyklu: VILLAGES ILLUSOIRES.
Pod groblą, śród wioszczyny,
Której szlak otaczają dziwne plątaniny
Krzywych linii ku morskiej głębinie szumiącej,
Siwy powroźnik jasnowidzący —
U drogi — chodząc wstecz a wstecz,
Mądrze układa, przesuwając dłoń
Dalekich nici wir, co precz
W nieskończoność precz — sunie się doń
Tam,
Gdy skwarny wieczór mrze u morskich tam —
Słychać jeszcze zgrzyt kół:
Ktoś niewidzialny na górę i w dół
W tajemniczych porusza je rękach,
Gdy równolegle na czółenkach,
Co w odległości toczą się jednakiej —
Od kresu po kres drogi — niezmiennemi szlaki
Wciąż wiją się konopie — niby długi wąż —
W dzień i w noc — nieustannie — wciąż, a wciąż, — a wciąż.
Słabą lecz zwinną jeszcze ręką nić mota
Starzec, trwożny że zgasi owę trochę złota,
Co w trud mu wlewa słońca promień zachodzący.
I tak wzdłuż domów i murów
Siwy powroźnik jasnowidzący
Przyciąga widnokręgi — rzekłbyś mocą sznurów,
Oto są widnokręgi — oto są ich zdroje,
Żale — wściekłości — nienawiści — boje.
Łzy milczenia — krzyku łzy,
Widnokręgi przeszłych dni,
Pogodne i rozwichrzone,
Przeszłości dzieje wskrzeszone.
Niegdyś — było to życie błędne, lunatyczne,
Płynące śród wieczorów i rautów świetlanych
Gdy boża dłoń do krajów wiodła obiecanych
Swój lud, paląc mu ognie w ciemności magiczne.
Niegdyś — było to życie, wieczną burzą wzdęte
I dziko zawieszone u kopyt rumaków,
Niespodziane i pełne błyskawicznych znaków
I w ogromne przestwory — ogromnie napięte!
[53]
Niegdyś — było to życie mistyczne, ogniste.
Biały krzyż na niebiosach, krzyż piekełpiekieł czerwony,
Każdy swojem żelazem szedł opromieniony —
Przez krew — w swoje zwycięskie niebo płomieniste!
Niegdyś — było to życie spienione. Szalała
Krew ludzka. Dyszał zbrodnią świat. Huczały dzwony.
Krwawo z potępiającym walczył potępiony —
I śmierć im lśniła w dali szalona, wspaniała!
Śród lnianych pól i łoziny
Śród nieruchomej drożyny —
Wzdłuż domów i murów
Siwy powroźnik jasnowidzący
Z głębi wieczoru, zagadnienia nęcącej,
Przyciąga widnokręgi — rzekłbyś mocą sznurów.
Oto są widnokręgi — oto są ich zdroje:
Praca, wiedza, zapał, boje.
Widnokręgi niknących pozorów,
A w zwierciadle ich wieczorów
Żałobne teraźniejszej doby niepokoje:
Oto — nagromadzenie ogniów tęczy żywej
W których mędrcy związani w olbrzymi wysiłek
Nie chcą bóstw, aby podnieść ten nicości pyłek,
Dokąd wiedzy człowieczej dopłyną porywy.
Oto izba, gdzie myśl swe twierdzenie podsyca
Matematycznie ważąc liczbę elementów:
Że tylko pusty eter treścią firmamentów
I że z retort nam błyśnie śmierci tajemnica.
Oto — dymna fabryka; materya niemocna
Tocząc się — drga stężona — krwawa śród pieczary,
Gdzie w trudach się formują nowożytne czary,
W których zamiera przestrzeń, czas i ciemność nocna.
Oto dziś — patrz! — zmęczonej gmach architektury
Pod ciężarem stuletniej pracy swej ugięty,
Z którego płyną groźne krzyki i lamenty
Wyzywające przygód piorunowe chmury.
[54]
Na drodze równej, ociemniałej
Z okiem utkwionem w świetle chwały,
Co złoci o zachodzie brzeg domów i murów,
Siwy powroźnik jasnowidzący
Z głębi wieczoru nimbem promieniącej
Przyciąga widnokręgi — rzekłbyś mocą sznurów.
Oto są widnokręgi — oto są ich zdroje:
Błyski, nadzieja, przebudzenia, boje,
Widnokręgi co jaśnieją
Jutrzejszej doby nadzieją —
Po za kresem brzegu zdala
Gdzie na obłokach wieczór się zapala.
W dali tam — harmonijnej i pogodnej dali,
Podwójne szczeble złota zawiesza drabina:
Marzenie i Poznanie po szczeblach się wspina;
Chociaż z osobna wyszły — mkną po jednej fali.
W dali tam — wszechprzeciwieństw gasną krwawe błyski,
Ręka zwątpień otwiera tam Pewności wrota.
Wzrok widzi, jak się wiąże jasna praw istota,
Którą chwilowych doktryn więziły kołyski.
W dali tam — duch przenika w subtelnej pogoni
Dalej niżeli pozór — niżeli śmierć sięga:
Serce się uspakaja. — Słodyczy potęga
Ogromnego milczenia dzierży klucze w dłoni.
W dali tam — Bóg, będący każdą ludzką duszą
Stwarza się — i we wszystkich rozlewa, odtwarza —
I tem wyżej się wznosi, im niżej rozważa
Cierpienie i pokorę, które serce kruszą.
I jest pokój żywy i ciepły. Wesele
Harmonijne, równe — w tej wieczornej ziemi
Gdzie jak węgiel nadziei promieńmi złotemi
Goreją gwiazdy nocy w powietrznym popiele.
Tłom. A. Lange.