<<< Dane tekstu >>>
Autor Mark Twain
Tytuł Pretendent z Ameryki
Wydawca E. Wende i Spółka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz J. P.
Tytuł orygin. The American Claimant
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


DOPISKI

Pogoda, użyta w niniejszej książce.
Zaczerpnięta u najlepszych znawców.
Krótka, aczkolwiek gwałtowna burza szalejąca nad miastem, ucichła. Ale, chociaż deszcz przestał lać od godziny, niesforne stosy ciemnych miedzianych chmur, przez które z trudem przeciskał się dumny bezpromienny żar, piętrzyły się groteskowo, psując perspektywę skarlałych domów, podczas gdy w oddali żeglując wysoko ponad przyziemnem mglistem skupieniem dachów i kominków błysnął blady, jakby trędowaty błękit, popstrzony krostami gasnącego złota, białemi kropkami oparów oraz wątłą błyskawicą, przecinającą jego powierzchnię. Grzmot, wciąż jeszcze szemrzący w parnem i dusznem powietrzu, trzymał przerażonych mieszkańców w domach, za zamkniętemi okiennicami. Jak biedne, opuszczone, zastraszone, nędzne, głupie stworzenia, które poznały wściekłość burzy letniej, stały po obu stronach wązkiej drogi wysokopienne gmachy — upiorne i malownicze pod ciemnym baldachimem. Deszcz kapał wściekle wielkiemi kroplami melancholji, spływając z opadających dachów w kałuże lub przepełnione rowy, które w drodze do rzeki zamieniały się w bulgocące potoki.

„Bronzowa Androida“. W. D. O’Connor.

„Marcowe dumne słońce zawisło chwilę — Nad dzikim, zimnym krajem Judejczyków; A potem mrok nas objął i wzeszła noc...“

„Wielkanoc w Kerak-Moab“. Chinton Scollard.

„Szybko zapadający zmrok zimowy był tuż pod ręką. Znowu padał śnieg, sącząc się łagodnie, od niechcenia“.

„Felicia“. Fanny M. D. Mufree.

„Dobre nieba! cały zachód od lewa ku prawu płonie dumnem światłem! za chwilę ziemia drży, wstrząsa się od przeraźliwego grzmotu tysiąca bateryj. Jest to sygnał, po którym wybucha wściekłość — wrzeszczą i ryczą tysiące demonów — tysiące serpentyn ognia wiją i zapalają się w powietrzu.
Deszcz pada, wicher rozpętał się potwornym rykiem, błyskawice tak częste, że zdają się palić oczy, grzmot zamienia się w ryk, niczem 800 armat pod Gettysburgiem. Krasz! Krasz! Krasz! to drzewa bawełniane walą się na ziemię. Szr! Szr! Szr! To demon goni przez równinę wyłamując nawet źdźbła trawy. Pf! Pf! Pf! to gniew wtłacza ogniste groty w pierścienie...“

„Demon i gniew“. Quard.

„Zanurzyły się codzienne marzenia po gardło w nieskończone obszary gór lazurowych w słońcu, wznoszących się ku lazurowemu niebu. Niebo, patrząc na leżącą pod niem równinę, rzuciło tu i ówdzie lazurowe odblaski swojej barwy“.

„W obcym kraju“. C. E. Craddock.

Widział wszystkie symptomaty burzy piasczystej, chociaż słońce świeciło jasno. Gorący wiatr stał się dziki i natrętny. Marszczył piasczysty całun równiny w rozmaitych kierunkach. Wysoko w powietrzu wirowały stożki i spirale piasku — dziwaczny efekt na tle błękitnego nieba. W dole falbany piasku powiewały w rozmaitym kierunku, jak gdyby równinę ożywali niewidzialni jeźdźcy. Te piasczyste chmurki natychmiast rozwiewał wiatr. Tylko wielkie chmury wiatr porywał, ale wielkie chmury zaczęły wchodzić w nałóg.
Oczy Alfreda, utkwione w horyzont, widziały dach lepianki kłusownika, błyszczący w świetle słońca. Pamiętał dobrze tę lepiankę. Stąd było do niej zaledwie 4 mile, a może nawet i mniej. Znał również z dawnych czasów burze piasczyste. Biudarra słynęła niemi. Nie myśląc długo, spiął konia ostrogami i pognał ku lepiance. Zanim ujechał połowę drogi, chmury zlały się w gęsty wicher i tylko zawdzięczając instynktowi konia mógł jechać w kierunku lepianki, którą widział między uszami wierzchowca tylko wtedy, gdy słońce je oświecało“.

„Oblubienica“.

„Przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy padał deszcz“.

„Genezis“.



KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Samuel Langhorne Clemens i tłumacza: anonimowy.