Prognostyk na rok Pański MDCCLXXV
←Adieu kochanym Jezuitom | Prognostyk na rok Pański MDCCLXXV Wybór poezyj Liryków księga trzecia Adam Naruszewicz |
Hymn do przyjaźni→ |
Młodziuchny synu wieczności sędziwéj,
Co duch z pełnego źrzódła zawsze lejesz,
W starości z czoła zganiając włos siwy,
O lekką ścianę młodniesz i więdniejesz,
A w jednéj krążąc obręczy zamkniony,
Coś był, jest, będziesz, widzisz z każdéj strony.
Nikną królestwa, jak od letniéj pary
Znikome zioła, nie mające cieni.
Gniecie śmierć możne książęta i cary,
Traf świata postać bez ustanku mieni.
Słychać coś w księgach, lecz i te mól zjada:
Ozdoba twoja z liści nie opada.
Nikt w tobie płochéj nie doznał odmiany:
Zawsześ koleją dzień po nocy wodził.
Już śniegiem biały, już majem odziany,
W jesieniś zbierał, a na wiosnę rodził.
Niechybnym szlakiem prowadząc stworzenie,
Żywisz, oświecasz wszystko przyrodzenie.
Za cóż na ciebie błąd narzeka ciemny,
Ludzkich występków szukając pokrywy?
Nie ostrzysz mieczów na zabój wzajemny,
Nie jesteś dumny, łakomy i mściwy.
Wszystkiemuś przecie winien, co się dzieje,
Czemu? bo człowiek pod tobą szaleje.
Przewrotne serca, podłomyślne dusze
Gorszym aspektem narodowi grożą,
Niż dżdżyste Baby, parne Syryusze,
I coraz nowe nieszczęścia mu mnożą.
Nudny astrolog, siedząc przy kominie,
Twéj wszystkie biedy przypisuje winie.
Walczy od wieków sprzeczne z lądem morze,
Rzeki się za swe wdzierają łożyska,
Krwawą posoką świetne mrocząc zorze,
Groźnym kometa warkoczem połyska,
Drży z gruntu ziemia, niebo ognie miota:
Był jednak pokój, kiedy była cnota.
Śmieją się zdala na błędne obroty
Szykowne gwiazdy moralnego świata.
Obwinia człowiek górne kołowroty,
A sam z powinnych obrębów wylata.
Nic temu złego niebo nie wywróży,
Kto szczerze panu i ojczyznie służy.
Zdawna-to było ślepe omamienie
Nie upatrywać w sobie żadnéj winy.
Szuka zasłony pochlebne sumienie,
Potępia skutki, ukrywa sprężyny,
A kiedy wątku wymówek nie stanie,
Samo źle czyni, a czasowi łaje.
Bez hartu cnoty, bez zgody wigoru
Stoi cień próżny pospolitéj rzesze.
Cóż za dziw, że ją, jak dąb martwy w boru,
Lada powiewem wiatr z gałęzi krzesze?
Niechaj złość winy na lata nie kładnie:
Rok nie wydziwia, ni zdziera, ni kradnie.
Że dola nasza mylnym idzie szykiem,
W sobie niechybną przyczynę niesiemy.
Poczciwość szczęścia pewnym prognostykiem.
Płaczem na losy, bo takie miéć chcemy.
Niebo się dla nas i ziemia odmieni,
Niech się człek tylko lepszym być nie leni.
Gdy Mars niezgody zgładzi nieużyty,
Wenus się w zbytnich zapałach postrzeże,
Jowisz miéć będzie wierne satellity,
Merkury cudze porzuci łupieże,
Zimne Saturny świecić nam nie będą;
Nowy rok z lepszą zacznie się kolędą.
1775, XI, 29 — 32.