Adieu kochanym Jezuitom
←Do Stanisława Augusta... | Adieu kochanym Jezuitom Wybór poezyj Liryków księga trzecia Adam Naruszewicz |
Prognostyk na rok Pański MDCCLXXV→ |
Ze słodkich kajdan od téj rozwiązany
Ręki, któréj dał owce i barany
Paść swoje Chrystus, już pan mojéj woli,
Żegnam was, zacni synowie Lojoli!
Czas przyszedł lube z wami rzucać kąty,
Kędym zakończył rok dwudziesty piąty,
Nie czując nigdy w przyjacielskim gronie,
Iż niewolnikiem trzeba być w zakonie.
Wasza mi dobroć i łaskawe względy
Najpracowitsze słodziła urzędy:
We wszystkich miłą znalazłem ochłodę,
Bom w nich miał honor, a w pożyciu zgodę.
Juzem dziś nie wasz, a wyście nie moi,
Serca mi jednak żaden nie rozdwoi;
Kochać osoby będę aż do zgonu,
Jeśli nie wolno kochać dla zakonu.
Schylając głowę przed Twórcy obliczem,
Całuję rękę, co mię chłosta biczem;
Skądkolwiek na nas wiatr burzliwy wieje,
Na ludzkich losów składam to koleje.
Wszak przebiegając bystrym życie okiem,
Zwać teatralnym można je widokiem;
Wiele w nim odmian, a nim koniec będzie,
I pan częstokroć z kmieciami usiędzie.
I siebie i nas czas mieni, co leci;
Grałem dwa akty, już zaczynam trzeci.
Koniec dla wszystkich jeden: piękna sława,
Kto dobrze daną osobę udawa.
Służąc pod waszym dotąd wiernie znakiem,
Żaden mię świętym nie nazwał próżniakiem,
I w téj odmianie szatnéj mego stanu
Będę rad służył ojczyznie i panu.
Tak w miękką wełnę robaczek bogaty,
Skąd mają przędze misterne warstaty,
A napoiwszy kosztownemi soki,
Robią z nich ciałom udatne powłoki, —
Skoro dopełnił nadobnéj roboty,
Lekkie do barków swych przypina loty,
Rzuca kąt stary, a nowy gość świata
Swobodniéj sobie po powietrzu lata.
Żaden rzemieślnik nie łaje mu za to:
Szczerze pracował i wiosnę i lato.
Skończył swe dzieło, a za trochę liści
Niechże kto drugi da więcej korzyści.
Muszę się z wami żałośnie rozbracić.
Jeśli nie mogę do końca wypłacić
Hołdu wdzięczności w zakonnéj gromadzie,
Łzy wam i miłość oddaję w zakładzie.
1778, VIII, 292—5.